Teściowa również nie przygotowała żadnego prezentu na nasze wesele, jedynie wniosła do mieszkania walizkę ze swoimi rzeczami. To było smutne. Potem przyjechali moi rodzice z ogromnym prezentem i kwiatami. Nie dość, iż wzięli na siebie połowę kosztów weselnych, to jeszcze przywieźli prezenty. Teściowa po prostu patrzyła na to wszystko i milczała. A ja chciałam, żeby zobaczyła, jak należy przyjeżdżać na wesele syna, i żeby zrobiło jej się wstyd

przytulnosc.pl 3 dni temu
  1. – Nie mam niczego, dlatego nie mogę ci nic dać – od razu ostrzegł mnie Wiktor.

Naprawdę nic nie miał, choć w momencie naszego poznania Wiktor miał już 28 lat. Ale byłam tak zakochana, iż wprost powiedziałam narzeczonemu, iż to nie ma znaczenia, razem wszystko zarobimy.

Dobrze mi z nim było. Czułam, jakbym znała go całe życie. Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać i zawsze czuliśmy się komfortowo, milcząc w swojej obecności. Był mi bliski.

Postanowiliśmy przygotować się do ślubu. To był naprawdę piękny, romantyczny okres. Przyjemne obowiązki dodawały skrzydeł, wydawało się, iż tak będzie zawsze.

Organizację uroczystości wzięłam na siebie. Projektantów, florystów, fotografów szukałam, sugerując się opiniami znajomych. Kiedy złożyliśmy kosztorys, okazało się, iż wydatki przekraczają nasz przewidywany budżet.

Naszych wspólnych oszczędności starczyło na pokrycie połowy wydatków. Moi rodzice od razu zgodzili się pomóc, bo rozumieli, iż ani ja, ani mój przyszły mąż nie jesteśmy jeszcze stabilni finansowo.

Jednak ze strony narzeczonego – cisza, rodzina mojego przyszłego męża odmówiła udziału w finansowaniu naszego wesela.

Wiktor miał tylko mamę i babcię. Babcia była już na emeryturze, a mama pracowała jako salowa w szpitalu. Żyli skromnie, więc syn wspierał ją finansowo.

To było dla mnie nieprzyjemnym zaskoczeniem, bo nie wiedziałam, iż mój mąż wspiera finansowo swoją rodzinę.

Oczywiście byłam rozczarowana, bo moi rodzice zadłużyli się, żeby pomóc. Byłoby dobrze, gdyby taka pomoc przyszła z obu stron.

Z biegiem czasu zajęta przygotowaniami do wesela zapomniałam o tym temacie, bo pracy było dużo.

Mieszkaliśmy z Wiktorem w wynajętym mieszkaniu, bo, jak możecie się domyślić, nie mieliśmy własnego domu, a do rodziców nie chcieliśmy się wprowadzać, bo uważaliśmy, iż młode małżeństwo powinno żyć na swoim.

Na dzień przed ślubem do naszego dwupokojowego mieszkania zaczęli przyjeżdżać rodzice. Pierwsza pojawiła się przyszła teściowa.

Chciałam nie myśleć o tym, iż teściowa zignorowała przygotowania do ślubu, ale nie mogłam. Ta myśl cały czas krążyła mi po głowie.

Teściowa również nie przygotowała żadnego prezentu na nasze wesele, jedynie wniosła do mieszkania walizkę ze swoimi rzeczami. To było smutne.

Potem przyjechali moi rodzice z ogromnym prezentem i kwiatami. Nie dość, iż wzięli na siebie połowę kosztów weselnych, to jeszcze przywieźli prezenty.

Była to zastawa stołowa, niezbędne urządzenia – jednym słowem, moi rodzice zadbali o to, byśmy mieli dobry start, a mama kupiła wszystko od najlepszych marek – talerze, łyżki, widelce, garnki i patelnie.

Teściowa po prostu patrzyła na to wszystko i milczała. A ja chciałam, żeby zobaczyła, jak należy przyjeżdżać na wesele syna, i żeby zrobiło jej się wstyd.

Nie zdziwiłam się takim rozwojem wydarzeń, ale przemilczałam to. Nakryłam stół, omówiliśmy wszystkie szczegóły nadchodzącego dnia i miło spędziliśmy wieczór. Po kolacji posprzątaliśmy, pozmywaliśmy naczynia i poszliśmy spać.

Nie mogłam długo zasnąć, bo się denerwowałam. Rano musiałam wyprasować suknię i welon, i to mnie przerażało, bałam się, iż sobie nie poradzę, bo tkaniny były bardzo delikatne. A co, jeżeli przecenię swoje siły i zniszczę wszystko podczas prasowania?

Jak się nie starałam, przez natłok myśli nie mogłam zasnąć.

Poszłam do kuchni, żeby zaparzyć sobie herbaty ziołowej. Słysząc szelest, zajrzałam do pokoju i zobaczyłam, jak teściowa prasuje mój ślubny tren. Suknia i welon wisiały już na drzwiach szafy, gotowe, żebym jutro mogła je założyć i poczuć się jak królowa.

Ze wstydu za moje myśli łzy napłynęły mi do oczu. Pożałowałam wszystkiego, co złego myślałam i mówiłam o teściowej. Podeszłam, objęłam ją i powiedziałam:

– Dziękuję! Twoja miłość i troska to najcenniejszy prezent dla mnie! Dziękuję również za twojego syna, mojego męża.

Teściowa także się rozpłakała, objęła mnie i zaczęła coś mówić o tym, iż wstyd jej, iż nie przyniosła żadnych prezentów i nie pomogła finansowo. Ale od razu ją zatrzymałam. Zobaczyłam, jaka jest naprawdę.

Kiedy urodziły się nasze dzieci, to właśnie teściowa pomogła nam je wychować. Trzeba by się postarać, żeby znaleźć tak kochającą i troskliwą babcię.

Moi rodzice też pomagali, ale znacznie mniej, bo są bardzo zajęci, choć nie kochają wnuków mniej. Z kolei, gdy przyjeżdżają do nas, obsypują dzieci prezentami.

Każdy daje to, co może. I naprawdę nie warto mierzyć miłości pieniędzmi.

Idź do oryginalnego materiału