„Mamo, zostań z nami”: jak wizyta teściowej wszystko przemieniła
Róża Stanisławówna przyjechała w odwiedziny do córki i zięcia.
— Babcia przyjechała! — uradowany pięcioletni wnuczek Tomek krzyknął, gdy tylko przekroczyła próg.
W korytarzu pojawili się córka i zięć. Usiedli do stołu, rozmawiali, uśmiechali się — na pozór wszystko wyglądało normalnie. Wieczorem Róża poszła do pokoju, który przygotowała dla niej córka, by odpocząć. Po kilku godzinach, czując pragnienie, wyszła do kuchni.
Pod drzwiami niespodziewanie usłyszała głos zięcia. Mówił cicho, ale stanowczo do chłopca, a to, co usłyszała, wprawiło ją w osłupienie.
Róża nigdy nie wtrącała się w cudze sprawy rodzinne. Nie narzucała opinii, nie krytykowała. Tylko jeżeli pytano — wtedy mówiła, co myśli. Ostatnio jednak nikt jej o nic nie pytał. Słuchając, jak wnukowi zabraniają jeść ciasto, zmieniają mu imię na Bartek i czytają morały, zrozumiała jedno: dłużej nie może milczeć.
Róża Stanisławówna to elegancka, zadbana kobieta. Samotnie wychowała córkę. Po rozwodzie z mężem nie wpuściła już nikogo do swojego życia. Wychowała Kasię jak przyjaciółkę — zawsze rozmawiały, radziły się. Kasia wyjechała na studia do Warszawy i postanowiła tam zostać. Wtedy matka sprzedała działkę, samochód, oddała oszczędności — i kupiła jej dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach. Nie w centrum, ale po remoncie.
Córka była w siódmym niebie. niedługo przyprowadziła chłopaka — Jacka. Wydawał się kulturalny, schludny. Ale Róża od razu wyczuła, iż coś jest nie tak. Zbyt badawcze spojrzenie, zbyt kontrolujący. I miała rację.
Jacek okazał się zazdrosny, chciwy i apodyktyczny. Nalegał, by Kasia wyszła za mąż w sukni jego siostry — „prawie nowej”. Wesele odbyło się u jego rodziców na podwórku — domowe jedzenie, namioty, bimber. Miesiąc miodowy spędzili na strychu. Prezent od Róży? Gotówka. „Lepiej w gotówce” — powiedział jasno.
Róża tylko kiwała głową. Chciała skomentować, ale się powstrzymała. Młodzi — niech żyją po swojemu.
Urodził się wnuk. Nazwali go Tomek — po dziadku. Ale Jacek oświadczył, iż będzie go nazywał Bartkiem, bo tak mu pasuje. Różę to zabolało. Zaproponowała pomoc przy dziecku — Jacek choćby nie ukrywał irytacji.
— Nie trzeba, mamo. Damy sobie radę. Odwiedziliście — i do domu — mówił z ironią, a Kasia tylko kiwała głową, jak zahipnotyzowana.
Minęły lata. Przez pięć lat Róża widziała wnuka może dziesięć razy. Serce bolało, ale nie chciała się narzucać.
Aż musiała przyjechać do miasta — na badania. Postanowiła zatrzymać się u córki, choć nie miała ochoty. Wizyta przebiegła lodowato. Jacek nie odezwał się ani słowem, tylko patrzył z dezaprobatą. Wnuczek chodził w znoszonych ubraniach, jadł tylko kaszę i warzywa.
— Dlaczego Tomek nie je mięsa? — zdziwiła się Róża.
— Jacek mówi, iż dzieciom to szkodzi. Naturalne jedzenie to kasze, orzechy, sałatki — cicho odpowiedziała córka.
Róża była przerażona. Wnukowi wszystkiego zabraniano. choćby do przedszkola nie chodził. Na pytanie o nowe ubrania usłyszała suchą odpowiedź:
— Jacek twierdzi, iż wydawanie pieniędzy na dzieci to głupota. Wszystko można dostać za darmo. A pieniądze niech leżą.
Trzeciego dnia Jacek powiedział wprost:
— Do pokoi nie wchodzić, naszego jedzenia nie ruszać. I za pobyt proszę zapłacić.
Róża oniemiała. Gdy tylko Jacek wyszedł, zwróciła się do córki.
— Kasia, ty to na serio? Mam siedzieć na balkonie, spać na rozkładance i jeszcze płacić? Wszystko przynoszę sama! W waszej lodówce tylko zielenina, a dziecko w szmatach! Za co mam jeszcze płacić?
Kasia mamrotała, iż Jacek tylko żartuje. Ale wszystko zmieniło się, gdy Róża poczęstowała wnuka tortem. W korytarzu rozległ się krzyk:
— Co ty jadłeś? Kto ci dał? Nie jesteś Tomek, tylko Bartek! Ile razy mam powtarzać?!
Jacek wyrwał dziecku ciasto. I wtedy Róża nie wytrzymała.
— Posłuchaj, Jacek. Zapomniałeś, czyje pieniądze kupiły to mieszkanie? Należy do mojej córki! Ty tu nikim nie jesteś! Wstyd — dziecko je trawę z kaszą, chodzi w cudzych rzeczach! A ty jeszcze żądasz ode mnie pieniędzy? Dość! Tomek, zakładaj buty, babcia pokaże ci, co to dobre jedzenie!
— A pizza jest smaczna? — spytał chłopiec.
— Bardzo! Chodźmy.
Po drodze kupiła mu garnitur i buty sportowe. W kawiarni Tomek jadł z takim zachwytem, iż Róża ledwo powstrzymywała łzy.
— Babciu, a ty zostaniesz? Bo ja często jestem głodny, a tata mówi — nie wolno.
— Oczywiście, zostanę. Babcia teraz tu zaprowadzi porządek.
Gdy wrócili, Jacka już nie było. Zabrał rzeczy, laptop, choćby telewizor.
Kasia nie złajała matki. Przeciwnie, szepnęła:
— Mamo, dziękuję. Dawno chciałam odejść, ale bałam się. Pomogłaś mi.
Róża zamieszkała z córką i wnukiem. Latem pojechali razem na wakacje. A Kasia obiecała:
— jeżeli jeszcze wyjdę za mąż — tylko za twoją zgodą. Jesteś najlepsza!
I tak zrozumiała, iż czasem milczenie to nie złoto, ale zmarnowana szansa, by pomóc tym, których kochamy.