Moja teściowa poprosiła mnie, żebym wyszła z własnego domu podczas jej urodzin, które sama zorganizowałam.
Kiedy Barbara, moja teściowa, wyznała, iż marzy o świętowaniu swoich 60. urodzin w eleganckiej atmosferze, nie wahałam się ani chwili mój dom wydawał się idealny. Nie chodziło mi tylko o gościnność, ale o to, by przygotować dla niej coś naprawdę wyjątkowego.
Jestem architektką wnętrz, a mój dom odzwierciedla mój gust: subtelne, złote światła, eleganckie linie, przytulna atmosfera stworzona przez kwiaty i naturalne materiały. Każdy, kto przekracza nasz próg, zatrzymuje się na chwilę, by przyjrzeć się detalom. Barbara nie była wyjątkiem.
Marzyła o niezapomnianym wieczorze. Postanowiłam zrobić wszystko, by ta impreza była piękna i wyjątkowa.
Zaplanowałam każdy szczegół: łuki z frezji i róż, przytłumione światła podkreślające ciepłe odcienie wnętrza, elegancko nakryte stoły z talerzami w złotych obramowaniach, manualnie pisane karty z imionami gości, serwetki przewiązane gałązkami rozmarynu. Wybrałam muzykę, która płynnie przechodziła od lekkiego jazzu do disco hitów, o których Barbara wspominała, iż je uwielbia. choćby koktajle nosiły jej imię.
Zaprojektowałam zaproszenia kremowy, fakturalny papier, opieczętowany różowym woskiem, z eleganckim kaligrafowanym pismem i delikatnym wzorem kwiatów. Zamówiłam tort z złotą dekoracją i jej imieniem, przygotowałam fotobudkę z kwiatami i świecami.
Wiedziałam, iż to spore przedsięwzięcie, ale uważałam, iż zasługuje na taką ucztę. Barbara sama wychowała mojego męża, Krzysztofa, ciężko pracując, by dać mu wszystko, czego potrzebował. Niestety, Krzysztof nie mógł być obecny był w podróży służbowej ale chciałam, żeby ten wieczór i tak był dla niej magiczny.
Gdy zegar wybił wpół do szóstej, wszystko było gotowe: jedzenie grzało się w piekarniku, napoje czekały w dzbankach, a dom wypełniał zapach cytrusów i świeżych kwiatów. I wtedy pojawiła się Barbara: w granatowej satynowej sukni, z perłami na szyi i wielkimi przeciwsłonecznymi okularami, których nie zdjęła choćby w środku. Przeszła przez salon, rozejrzała się i powiedziała z powściągliwą elegancją:
Bardzo ładnie. Dziękuję, iż wszystko przygotowałaś.
A potem dodała coś, czego zupełnie się nie spodziewałam:
Myślę, iż dziś wieczorem powinnas odpocząć. To będzie kameralne, rodzinne spotkanie.
Byłam zaskoczona, ale nie chciałam psuć atmosfery przed przyjściem gości, więc po prostu skinęłam głową, iż rozumiem. Spakowałam torbę i poszłam do mojej przyjaciółki, Kingi, która natychmiast zaproponowała, byśmy spędziły wieczór w SPA. Piłyśmy herbatę i owocowe koktajle, śmiałyśmy się, gdy opowiadałam jej o tym, co się wydarzyło.
Później dowiedziałam się, iż w domu wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż zaplanowałam: zabrakło znajomości skomplikowanej technologii, jedzenie się opóźniło, a niektórzy goście wyszli wcześniej. Impreza wyglądała zupełnie inaczej, niż zamierzałam.
Następnego dnia porozmawiałam z mężem. Powiedziałam mu, iż rozumiem, jak trudno czasem przewidzieć wszystko i iż w przyszłości lepiej uzgadniać plany i podział obowiązków. Tak narodziła się nasza nowa zasada: jeżeli przyjęcie jest u nas, planujemy je wspólnie, ustalamy, kto za co odpowiada, by wszystkim było wygodnie.
Od tamtej pory udało nam się uniknąć nieporozumień. Barbara zawsze jest mile widziana, ale teraz każdą imprezę omawiamy wcześniej.
Dla mnie ta historia stała się przypomnieniem, iż ważne jest nie tylko stworzenie pięknej atmosfery, ale też pielęgnowanie wzajemnego szacunku. Dom to nie tylko ściany i meble, ale miejsce, w którym powinny królować ciepło i zrozumienie.















