Dzisiaj znów przypomniałam sobie, dlaczego moja teściowa jest przekonana, iż to ja zniszczyłam jej rodzinę, zabierając jej syna.
Trzy lata temu poznałam rodzinę mojego męża i od pierwszych chwil było jasne – mój Kacper nigdy nie był w tym domu prawdziwie kochany. Cała czułość, cała uwaga matki skupiała się na młodszym synu, Filipie, podczas gdy Kacper był tylko cieniem w ich życiu – chłopcem do zadań specjalnych, gotowym spełniać każde życzenie. Matka rozpieszczała młodszego, chroniąc go przed najmniejszymi trudnościami, jakby był delikatnym kwiatkiem, podczas gdy starszy syn był dla niej niczym więcej niż pracowitym koniem.
Teściowa, Wanda Nowak, i teść, Stanisław Nowak, mieszkali w starym drewnianym domu na skraju wsi nad jeziorem, trzy godziny drogi od naszego miasta. W takim miejscu zawsze jest co robić: naprawić dach, narąbać drewna, przekopać ogródek. Do tego kury, krowy, nieskończone grządki – pracy starczyłoby dla dziesięciu osób. Cieszyłam się, iż z Kacprem mieszkamy daleko, w naszym własnym mieszkaniu, z dala od tego całego zamieszania. I on, przyznaję, też był szczęśliwy, utrzymując dystans. Ale gdy tylko pojawiał się w rodzinnym domu, od razu zasypywano go listą obowiązków, jakby nie był synem, a najemnym robotnikiem.
Gdy się pobraliśmy, Wanda ciągnęła nas do siebie, opowiadając o uroku wiejskiego życia: kiełbaski przy ognisku, spacery po lesie, świeże powietrze i domowy miód. Daliśmy się złapać na te opowieści i postanowiliśmy spędzić nasze pierwsze wspólne wakacje na wsi. Marzyliśmy o spokoju, długich rozmowach przy ognisku, ciszy przerywanej tylko śpiewem ptaków. Ale rzeczywistość okazała się gorsza od najczarniejszych przewidywań.
Ledwo wysiedliśmy z autobusu, zakurzeni i zmęczeni po długiej podróży, gdy okazało się, iż z wakacji nici. Kacper od razu dostał stare kalosze i został wysłany do naprawy szopy. Mnie wciągnięto do kuchni, gdzie czekała góra brudnych naczyń po jakiejś rodzinnej uczcie. A potem – gotowanie dla całej zgrai: teść, teściowa, sąsiedzi, krewni. Wakacje? Nie, katorga! W ciągu tych dwóch tygodni ledwo zdążyliśmy złapać oddech. Kiełbaski zjedliśmy raz – i to w pośpiechu, między obowiązkami. Spacery po lesie pozostały marzeniem. Ale najbardziej wkurzało mnie zachowanie Filipa, młodszego brata Kacpra. Podczas gdy my z mężem biegaliśmy po podwórku jak opętani, on leżał na kanapie, przeskakując kanały w telewizorze albo przeglądając telefon. Jego trasa była prosta: łóżko – toaleta – lodówka. A teściowa patrzyła na niego z zachwytem, jakby był narodowym skarbem.
Piątego dnia straciłam cierpliwość. Wieczorem, gdy w końcu zostaliśmy sami, zapytałam Kacpra: „Co adekwatnie robi twój brat? Dlaczego on nic nie musi?” Mąż westchnął i odpowiedział, iż Filip jest „intelektualistą”. Ręce maNie pracować, bo jego przeznaczeniem są wielkie rzeczy, a matka oszczędza go dla „ważniejszych celów”.