Teściowa obraziła się na „prezent”: starą meblościankę uznała za afront

twojacena.pl 1 tydzień temu

Dzisiaj chcę opowiedzieć o pewnej trudnej sytuacji w mojej rodzinie. Jestem zamężna od trzech lat, ale jeszcze nie mamy dzieci, choć myśl o macierzyństwie często pojawia się w moich rozważaniach. Cały ten czas mieszkaliśmy z mężem w wynajętym mieszkaniu w centrum Poznania – nie dlatego, iż nie stać nas było na coś innego, ale ponieważ moja teściowa, Halina Kazimierzówna, nie pozwoliła nam wprowadzić się do swojego pustostanu położonego na jednym z osiedli.

Wychowywała mojego męża, Krzysztofa, sama. Mieszkanie dostała kiedyś od zakładów odzieżowych, w których przepracowała dwadzieścia lat. Później wyszła powtórnie za mąż.

„Mój ojczym był dobrym człowiekiem, naprawdę zastąpił mi ojca” – opowiadał mąż. „Ale z matką ciągle się kłócili. Cały czas narzekała, iż pieniędzy mało, iż wszystko jest dla niej za mało.”

Ojczym miał córkę z pierwszej żony. Chciał adoptować Krzysztofa, ale Halina stanowczo się sprzeciwiła – bała się stracić państwowe przywileje. Kiedy przeprowadziła się do nowego męża, swoje stare mieszkanie po prostu zamknęła na klucz. choćby tam nie było remontu, nie chciała go wynajmować – twierdziła, iż nie ma sensu.

Po ślubie prosiliśmy ją, by pozwoliła nam tam zamieszkać – skromnie, ale zawsze na swoim. Teściowa choćby słuchać nie chciała:

„Właśnie się rozwodzimy!” – oświadczyła. „On jest skąpy, leniwy, do niczego się nie nadaje. Żyję z nim tylko dla korzyści. Rozwód – i gdzie ja pójdę, jeżeli wy juz tam będziecie?”

I prawda – niedługo złożyła pozew o rozwód. Ale od męża wyprowadzać się nie śpieszyła. A potem nagle przyszło nieszczęście – ojczym zmarł. Halina była pewna, iż teraz dwupokojowe mieszkanie przejdzie na nią. Okazało się jednak, iż spadek został zapisany na jego córkę.

W tym samym czasie odeszła moja babcia, która jeszcze za życia przepisała na mnie swoje przytulne mieszkanie. Zaczęliśmy remont, planowaliśmy przeprowadzkę. Ale wszystko przekreśliła awantura Haliny.

„Ja go nosiłam na rękach, gdy jego córka choćby nie odwiedzała! Gotowałam mu barszcz, nosiłam leki! A teraz ona, ta Kinga, będzie mieszkać w Warszawie w spadku, a ja – w wilgotnej klitce! Gdzie tu sprawiedliwość?!” – wrzeszczała przez telefon.

Wszystkie te problemy stworzyła sobie sama: sama odmówiła adopcji, sama nie chciała z nami mieszkać. Dyskutować nie miał sensu. Musiała wrócić do tego opuszczonego, pustego mieszkania. Żadnych mebli, żadnych wygód. Same gołe ściany.

Mąż się nad nią zlitował. Postanowił choć trochę poprawić tam warunki, przynajmniej odświeżyć ściany. Ja zaproponowałam, żeby przewieźć meble po babci – i tak zamierzaliśmy wymienić je na nowe. Wszystko było czyste, solidne – może nie najnowsze, ale w dobrym stanie.

Część rzeczy Halina zdążyła wynieść z mieszkania zmarłego męża, ale to głównie były zabudowy, których nie dało się zabrać. A córka ojczyma – sprytna kobieta – nie zamierzała oddawać niczego wartościowego.

Kiedy przywieźliśmy meble, teściowa urządziła przedstawienie:

„Co to ma być?! Przynieśliście mi śmieci ze strychu?! Mąż nie żyje, a wy traktujecie mnie jak śmietnik! Sobie kupujecie nowe, a mnie dajecie graty! Wstyd!” – darła się na cały klatkę.

A przecież babcina kanapa miała ledwie cztery lata i prawie na niej nie spała. Nowe meble kupili nam rodzice. Dlaczego teściowa uznała, iż musimy jej w pełni urządzić mieszkanie – to zagadka. Co więcej, zażądała, byśmy wszystko zabrali. Rzuciła jeszcze pretensją: niby na remont mamy, a na nią nie.

Odwróciliśmy się i wyszliśmy. Meble zostały w korytarzu. Myślałam, iż mąż w weekend przyjedzie i wszystko zabierze. Ale nie. Halina zawołała sąsiada, sama wciągnęła wszystko do mieszkania. Chyba zrozumiała, iż dąsać się nie ma sensu, zwłaszcza gdy w portfelu pusto.

I tak żyje. Z urazą, z cudzymi meblami, ale z własną dumą. Tylko iż duma, jak się okazało, obiadu nie ugotuje i kołdrą nie nakryje.

Idź do oryginalnego materiału