Teściowa na randkę, a ja z wnuczką

newsempire24.com 2 tygodni temu

Moja teściowa, Bronisława Nowak, od lat żyje bez męża. Rozwód z ojcem mojego męża był trudny i adekwatnie sama wychowała syna. Męskiej uwagi nigdy jej nie brakowało – to kobieta z charakterem i żywiołowa – ale drugi raz za mąż nie wyszła. Mówiła, iż bała się, by ojczym nie skrzywdził jej chłopca. Z jej temperamentem na pewno by na to nie pozwoliła. W efekcie całą młodość poświęciła pracy i synowi. O randkach nie było mowy – głowę zaprzątały myśli o tym, jak zapewnić dziecku byt i wychować je na porządnego człowieka, zwłaszcza gdy były mąż nie dość, iż alimentów nie płacił, to jeszcze grosza na syna nie dał.

I trzeba przyznać, iż sobie poradziła. Za to jestem jej ogromnie wdzięczna. Mój mąż, Krzysztof, to człowiek solidny i troskliwy, a to przecież jej zasługa.

Ale syn dorósł, ożenił się, urodziła się nam córeczka, a Bronisława zyskała wnuczkę – nowy cel życia. Uwielbia się nią zajmować: zabiera ją na spacery po parkach, piecze drożdżówki, opowiada bajki. Można by pomyśleć – żyj i ciesz się. A tu nagle – w jej życiu zarysowały się zmiany, i to takie, iż do dziś nie mogę ochłonąć.

Przed Bożym Narodzeniem poznała mężczyznę. Przypadkiem, w kolejce w galerii handlowej w centrum Krakowa. Zagadali się, wymienili numery i zaczęło się. On, Jerzy Wiśniewski, to były wojskowy, podpułkownik w stanie spoczynku, też po rozwodzie, mieszka sam. Jak mówi teściowa, mają tyle wspólnego, iż aż trudno uwierzyć. Oboje uwielbiają stare polskie komedie, spacery nad Wisłą i te same książki. choćby herbatę piją podobnie – bez cukru, z plasterkiem cytryny. Jak z romantycznego filmu!

Ale jest problem: Jerzy ciągle namawia ją na randkę. A my z mężem pracujemy do późna, więc Zosia niemal cały czas jest pod opieką babci. Zabierać dziecko na spotkanie we dwoje? Wiadomo, iż to nie wypada. Wczoraj więc Bronisława zadzwoniła z prośbą, przy której mało się nie zakrztusiłam kawą: „Marysiu, posiedź proszę z Zosią wieczorem, a ja… na chwilę wyjdę, na randkę”.

Przyznaję, ledwo powstrzymałam śmiech. Randka? W jej wieku? Ma już ponad pięćdziesiątkę, a zachowuje się jak nastolatka – umówiła się na spotkanie w parku, a potem podobno jeszcze na wystawę współczesnych artystów! Zaproponowałam: „Niech Jerzy przyjdzie do was, napijecie się herbaty, Zosia będzie pod opieką”. Ale nie, Bronisława uparła się: „To nie to samo, Marysiu, to musi być prawdziwa randka, z rozmowami przy księżycu, z romantycznym spacerem”. Jakby żyła w jakiejś powieści!

Musiałam zwolnić się z pracy. Szef patrzył na mnie jak na wariatkę, ale pozwolił. I teraz siedzę i myślę – to nie będzie jednorazowe wydarzenie. Patrząc, jak teściowej błyszczą oczy, gdy mówi o Jerzym, widać, iż na jednej randce się nie skończy. Już czuję, iż niedługo będę brała urlop na żądanie albo szukała żłobka dla Zosi. Bo wszystko wskazuje na to, iż Bronisławie naprawdę zależy. choćby zasugerowała, iż Jerzy to poważny człowiek i kto wie, może wpadnie na pomysł ślubu. Ślub! W jej wieku!

Oczywiście, nie mam nic przeciwko szczęściu. Ale czy w tym wieku szczęście musi oznaczać mężczyznę? Czy nie lepiej cieszyć się wnukami, smażyć dla nich racuchy, zabierać na place zabaw? A może się mylę? Może miłość nie zna wieku i choćby na emeryturze można spotkać tę jedyną osobę? Wciąż jednak nie mogę uwierzyć: teściowa, którą zawsze postrzegałam jako wzór powagi i opanowania, nagle zamieniła się w rozmarzoną dziewczynę.

Nie chcę jej urazić. Niech spróbuje, niech poczuje się szczęśliwa. Może faktycznie los puka do jej drzwi w najmniej spodziewanym momencie. Ale i tak pytam samą siebie: czy babcie powinny mieć życie osobiste? Czy ich miejsce to tylko opieka nad wnukami i wieczory z drutami oraz serialami? Co myślicie – czy romantyzm ma jeszcze sens po pięćdziesiątce?

Idź do oryginalnego materiału