Teściowa na medal: Najlepsza przyjaźń

polregion.pl 4 godzin temu

Marek uderzył pięścią w stół, aż filiżanki podskoczyły.
Nie mów tak o mojej matce! Całe życie dla nas żyje!

Żyje? Bożena odwróciła się od kuchenki, wymachując chochlą. Twoja mamusia znów zabrała klucze i wpadła bez zapowiedzi! Byłam w szlafroku, włosy nieuczesane! A ona mi wykład o porządku w domu wygłasza!

Co się z tobą dzieje? Przecież dawniej kochałaś Helenę Stanisławową…
Dawniej byłam głupiutką naiwniaczką! głos Bożeny drżał ze złości. Myślałam, jaka to wspaniała teściowa mi się trafiła. A okazało się, iż po prostu pilnuje każdego mojego kroku!

Helena Stanisławowa przystanęła na progu kuchni, słysząc tę rozmowę. W ręku trzymała torebkę z pierogami upiekła je od rana, myśląc, iż ucieszy dzieci. Serce ścisnął ból. Czy naprawdę przeszkadza? Czy Bożena aż jej tak nienawidzi?

Mamo? Marek odwrócił się, zobaczywszy matkę w drzwiach. Długo stoisz?
Ja… Helena Stanisławowa spojrzała zmieszana na synową, potem na syna. Pierogi przyniosłam. Z kapustą, ulubione.

Bożena odwróciła się do kuchenki, jej ramiona spięły się. Zawisła ciężka, niezręczna cisza.
Mamo, wejdź Marek sięgnął po krzesło. Herbaty się napijemy.
Nie, ja lepiej… do domu pójdę cicho powiedziała Helena Stanisławowa, stawiając torebkę na stole. Widocznie nie w porę przyszłam.

Odwróciła się i gwałtownie podeszła do wyjścia, starając się nie pokazać, jak jest jej przykro. Za plecami słyszała stłumione głosy syna i synowej, ale nie chciała rozróżniać słów.

W domu Helena Stanisławowa usiadła przy oknie z kubkiem ostudzonej herbaty. Jak to się stało? Gdy Marek przyprowadził Bożenę na zapoznanie, od razu ją polubiła. Taka miła, skromna, z dobrymi oczami. I Bożena wtedy wydawała się szczera, nazywała ją mamą, radziła się w sprawach domu.

A teraz? Czyżby naprawdę wtrącała się nie w swoje sprawy? Może rzeczywiście zbyt często do nich wpada? Ale przecież mieszkają w sąsiednim bloku, tylko przejść podwórko. I wnuczka zobaczyć się chce, swojego Bartka.

Telefon zadzwonił wieczorem. Bożena.
Helena Stanisławowo, można do pani wpaść? Sama…
Oczywiście, córeczko, wpadaj.

Bożena przyszła czerwona, zapłakana. Usiadła naprzeciw teściowej, ręce zaciśnięte w pięści.
Chciałam przeprosić zaczęła nieskładnie. Za to rano… Przy Marku… Nie powinnam tak.
Bożenka, a co się takiego stało? Helena Stanisławowa pochyliła się do synowej. Co cię tak rozbiło?
Wszystko jakoś się na mnie zwaliło Bożena otarła oczy rękawem. W pracy zwolnienia, nie wiem, czy mnie zostawią. Bartek choruje już trzeci tydzień, lekarze nic konkretnego nie mówią. A Marek… on przecież nie widzi, iż jestem na skraju. Praca, dom, dziecko… A tu pani wpada, ja niegotowa, nieogarnięta…
Ojej, córuchno Helena Stanisławowa przysunęła się, objęła Bożenę za ramiona. I czemuż ty się przejmujesz sprzątaniem? Ja przecież nie jestem jakaś obca ciocia, ja jestem rodzina.
Właśnie o to chodzi łkając powiedziała Bożena. Pani jest idealną gospodynią, zawsze porządek, gotuje cudnie. A ja przy pani czuję się do niczego.

Helena Stanisławowa zdziwiona popatrzyła na synową.
Bożenka, co ty? Do niczego? Ty jesteś cudowną żoną i matką. A dom… Co znaczy dom, gdy dziecko chore i praca wali się po szwach.
Prawda, iż pani nie potępia? Bożena podniosła zapłakane oczy.
Co ty, kochanie. Sama przez to przechodziłam, gdy Marka chowałam. Pamiętam, jak dostał ospy, gorączka pod czterdzieści, ja tydzień nie spałam. A moja teściowa wpada, widzi brudne naczynia i zaczyna mnie krytykować. Do dziś mi przykro.

Bożena pierwszy raz od dawna się uśmiechnęła.
A ja myślałam, iż pani mnie osądza. Patrzy, jak ona żyje, dom zaniedbany, męża nie karmi porządnie…
O Matko Boska Helena Stanisławowa pokręciła głową. Chciałam tylko pomóc. Pierogi upiekę, żebyście nie musieli gotować. Bartusia posiedzam, jak sprawy macie. A wychodzi, iż tylko przeszkadzam.
Nie przeszkadza pani cicho powiedziała Bożena. To ja jestem głupia. Zdenerwowałam się i wyładowałam na pani.
Wiesz co Helena Stanisławowa wstała, podeszła do kuchenki. Herbaty porządnej napijmy się, z kawałkiem ciasta. I opowiedz mi o tej pracy. Może coś wymyślimy.

Siedziały do północy. Bożena opowiadała o trudnościach w hurtowni, o tym, jak martwi się o Bartka, jak męczy ją wieczna bieganina. Helena Stanisławowa słuchała, kiwała gł
Stanęły się dla siebie oparciem, gdzie codzienne drobne gesty mówiły więcej niż wszystkie słowa o porozumieniu, które zrodziło się z cierpliwości i wzajemnego szacunku.

Idź do oryginalnego materiału