W końcu Krzysztof i Weronika wprowadzili się do swojego wymarzonego, dużego domu. Dwupiętrowa willa w podwarszawskiej gminie była ich marzeniem z trójką dzieci przestrzeń była potrzebna jak powietrze. Każde z nich dostało własny pokój. Tylko najmłodsza Zosia, półtoraroczna szkrabka, jeszcze nie rozumiała, co to znaczy mieć swój kącik.
„Dziękuję, kochanie, za to cudo!” Weronika przytuliła męża. „Wreszcie czuję się prawdziwą panią domu. Chociaż chłopaki roznoszą wszystko po kątach, ale to dobrze dzieci muszą się rozwijać.”
Z czasem jednak zrozumiała, iż utrzymanie takiego domu w czystości to nie lada wyzwanie, zwłaszcza z trójką maluchów. Bartek miał siedem lat, Staś cztery, a maleńka Zosia biegała już za braćmi.
Pewnego wieczoru, gdy Weronika zmywała naczynia, dzieci bawiły się w salonie, a Krzysztof wylegiwał się na kanapie przed telewizorem, jego telefon zadzwonił.
„Cześć, Darku!” usłyszała głos męża. „U nas spoko, a u ciebie?”
Weronika od razu zorientowała się, iż to młodszy brat Krzysztofa, który mieszkał w Krakowie z ich matką. Mimo iż Dariusz miał już trzydzieści lat, nie spieszył się ze ślubem. Po krótkiej rozmowie Krzysztof oznajmił z uśmiechem:
„Darku się żeni! Zaprosił nas na wesele.”
„Naprawdę?” Weronika uniosła brwi. „Myślałam, iż nigdy nie założy rodziny. Przecież ma wygodne życie przystojniak, kobiety się za nim uganiają, a mama ugotuje i posprząta. Co za raj! Tylko praca u niego taka niefrasobliwa, mimo iż studia skończył. Wieczny lekkoduch.”
Krzysztof milczał, zamyślony.
„Ale ty, Krzysiu, to pracus prawdziwy ciągnęła Weronika. Energiczny, ambitny, zawzięty. Brat twój zupełnie inny. przez cały czas djuje w tym klubie?”
„Tak, wciąż tam pracuje” odparł mąż.
„A kim jest jego narzeczona?”
„Darku się nie rozpisywał. Powiedział tylko, iż ma na imię Ania i uczy w podstawówce.”
Weronika usiadła przy mężu, widząc, iż coś go trapi.
„A gdzie będą mieszkać? Może ona ma swoje mieszkanie?”
„Właśnie do tego zmierzam” Krzysztof spojrzał na nią. „Co powiesz, gdyby mama się do nas wprowadziła? Ma tę kawalerkę, przecież oni się tam nie zmieszczą. A u nas miejsca pod dostatkiem.”
Weronika zamilkła, ważąc w myślach perspektywę wspólnego życia z teściową. Krzysztof też czekał w napięciu.
W końcu potrząsnęła kasztanowymi lokami i wyrzuciła z siebie:
„Wiesz co? Nie mam nic przeciwko. Pomoc z dziećmi się przyda.”
„Jesteś niesamowita, kocham cię!” Krzysztof pocałował ją w policzek.
Weronika nie znała teściowej, Haliny Stanisławowej, zbyt dobrze. Odwiedzała ich czasem, ale zawsze tylko na krótko przyjeżdżała, nocowała i wracała. Przy tak krótkich wizytach trudno kogoś poznać. Zupełnie inna sprawa, gdy ktoś zamieszka pod jednym dachem. Ostatni raz była u nich rok temu, na chrzcinach Zosi, ale i wtedy gwałtownie wyjechała.
Halina Stanisławowa kobieta po sześćdziesiątce, spokojna, uprzejma i zadbana. Traktowała Weronikę życzliwie, wnuki uwielbiała. Ale Weronika myślała:
„Nie może być aż taka doskonała. Każdy ma jakieś mroczne stronice. No cóż, zobaczymy”
Te myśli dręczyły ją przez dwa miesiące, aż do dnia, gdy Krzysztof musiał sam pojechać na ślub brata. Weronika została z dziećmi Zosia rozchorowała się.
Po trzech dniach mąż wrócił z matką.
„No to koniec” pomyślała Weronika. „Mosty spalone. Nasza rodzina właśnie się powiększyła.”
Halina Stanisławowa nie przyjechała z pustymi rękami. Oprócz bagaży przywiozła prezenty Zosi wielką lalkę, chłopcom zdalnie sterowane samochody. Tego wieczoru długo rozmawiali, Krzysztof opowiadał o weselu.
„Ania Darka to porządna dziewczyna. Piękna i rozgarnięta. Przycisnęła go do muru, a on, o dziwo, we wszystkim jej ustępuje, choć jest od niej starszy.”
Teściowa przytakiwała synowi. Weronika nie usłyszała ani jednego złego słowa o młodszej bratowej i choćby w duchu ją pochwaliła. Dla Haliny Stanisławowej przygotowali osobny pokój była zachwycona.
Przez pierwszy tydzień Weronika bacznie ją obserwowała, ale teściowa zachowywała się jak idealna babcia. Czytała wnukom bajki, grała z nimi w gry, pomagała w sprzątaniu, czasem coś ugotowała.
„Mamo, babcia nauczyła mnie wiązać buty!” pochwalił się Staś.
„A ja już płynnie czytam!” dodał Bartek, który we wrześniu szedł do szkoły. „Babcia ze mną ćwiczy.”
Weronika była na razie zadowolona. Myślała nawet: „Teściowa przecież niczego złego nie nauczy.”
Minęło trochę czasu i Halina Stanisławowa oznajmiła:
„Weroniko, ty się męczysz z dziećmi, ja wezmę na siebie gotowanie. Widzę, iż ledwo zipiesz.”
„Dziękuję, mamo!” Weronika mało nie rzuciła się jej na szyję. „To dla mnie ogromna ulga. Kuchnia zabiera mi masę czasu.”
Krzysztof też był obecny przy tej rozmowie.
„Mamo, raz w tygodniu robimy duże zakupy, ale jeżeli czegoś ci zabraknie, powiedz możemy zamówić z dostawą. A w ogóle, umiesz obsługiwać komputer?”
„Trochę umiem” skromnie odparła teściowa. „StarKiedy jednak pewnego wieczoru Halina nie wróciła do domu, a Krzysztof znalazł ją w klubie tańczącą do muzyki syna w gronie młodych ludzi, zrozumiał, iż niektóre rzeczy w życiu po prostu trzeba zaakceptować, choćby jeżeli nie do końca je rozumiesz.