Teściowa przeciwko ścierce i patelni: kiedyś nas nie wpuściła, a teraz sama zaprasza — ale na swoich warunkach
Pięć lat temu wyszłam za mąż za Marcina. To była przemyślana, dojrzała decyzja, podjęta z miłości i z pewnością, iż damy radę pokonać wszelkie trudności. Ale jeszcze przed ślubem, gdy przyszliśmy powiedzieć o naszych planach jego matce, jej reakcja była jak wiadro zimnej wody:
— choćby nie liczcie na moją pomoc. I ze mną mieszkać nie będziecie! Przywykłam być gospodynią i nie zamierzam ustępować nikomu miejsca!
Spojrzeliśmy z Marcinem na siebie. Szczególnie ja byłam zaskoczona. Bo jeszcze w czasach jego studiów, na naleganie tej samej matki, wyprowadził się z jej mieszkania na wynajmowane. Mówiła, iż tak będzie łatwiej wszystkim. I na tym wynajmowanym mieszkaniu zostaliśmy po ślubie, oszczędzając na własne.
Tymczasem teściowa miała duże, trzypokojowe mieszkanie w centrum Warszawy. Dostała je od rodziców — ojciec zmarł młodo, a matka żyła z nią do późnej starości. Teściowa rozwiodła się z mężem, gdy Marcin miał jakieś sześć lat. W małżeństwie byli zaledwie pięć lat. I, jak sama mi kiedyś wyznała:
— Nie jestem stworzona do sprzątania. Nienawidzę prać, gotować, zmywać. Nie jestem służącą — jestem kobietą! Powinnam żyć dla siebie!
Po rozwodzie wróciła do domu rodziców, gdzie całe gospodarstwo prowadziła jej matka. Babcia Marcina gotowała, sprzątała, prała, opiekowała się wnukiem i córką, bo ta, jak mówiła, „ciężko pracowała” i „budowała karierę”. A gdy babcia się zestarzała i zaczęła chorować, domowe obowiązki i tak nie przeszły na teściową. Nie ustępowała — w niczym.
Później zmarł ojciec Marcina. Utrzymywał z nim kontakt. Mieszkanie ojca zostało podzielone w testamencie między mojego męża i macochę. Kobieta okazała się rozsądna — zgodziła się sprzedać swoją część, więc razem z Marcinem ją wykupiliśmy. Przeprowadziliśmy się, urządziliśmy, urodził się syn. I wtedy zaczęły się schody…
Gdy Adaś miał zaledwie pół roku, Marcin na ulicy upadł i złamał nogę. Złamanie okazało się skomplikowane. Został zwolniony z pracy, pieniędzy było coraz mniej. Nie mogłam wrócić do pracy — małe dziecko, mąż prawie unieruchomiony, raty za mieszkanie, dług macosze. Oszczędzaliśmy na wszystkim. Wtedy Marcin, niechętnie, zadzwonił do swojej matki:
— Mamo, może wprowadzimy się do ciebie na trochę? Na pół roku. Nasze mieszkanie wynajmiemy, trochę się pozbieramy…
Odpowiedź była natychmiastowa i zimna:
— Mowy nie ma! U mnie mieszka Iza! Ona mi pomaga w domu, wszystko robi, a wy tylko będziecie przeszkadzać!
Iza — to jej kuzynka, starsza, samotna, bezdzietna. Wcześniej mieszkała na wsi, ale jej dom spłonął. Teściowa wielkodusznie ją— Przyjęła ją tylko po to, żeby sprzątała, gotowała i prała, a teraz sama będzie musiała w końcu nauczyć się żyć jak dorosła osoba.