Teściowa chce do nas przeprowadzić się, a mieszkanie oddać córce – jestem w szoku!

newskey24.com 1 dzień temu

Jestem w kompletnym szoku: teściowa chce się do nas wprowadzić, a swoje mieszkanie zamierza oddać córce.

Nazywam się Agnieszka, mam trzydzieści sześć lat, jestem żoną Marcina i razem jesteśmy już prawie dziesięć lat. Mamy córeczkę Zosię, która niedługo skończy sześć lat. Oboje pracujemy, staramy się jak możemy i budujemy nasze życie, nikomu nie zawadzając. Ale wygląda na to, iż moja cierpliwość zaraz pęknie.

Od początku nasze małżeństwo nie spotkało się z żadnym wsparciem. Nikt nie dołożył ani złotówki do naszego startu. Najpierw mieszkaliśmy z Marcinem w wynajmowanym mieszkanku, płaciliśmy czynsz, pracowaliśmy niemal bez wolnych weekendów. Cel mieliśmy jeden – uzbierać na wkład własny do kredytu i wreszcie mieć swój kąt. Wakacje? Jakie wakacje. choćby nowy sweter to był luksus. Tylko to, co niezbędne, wszystko według ściśle ustalonej listy.

Po trzech latach takiego reżimu w końcu kupiliśmy dwupokojowe mieszkanie w centrum. Tak, na kredyt. Tak, ciężar nie lada. Ale było NASZE. Byliśmy z siebie dumni. Zostało kilka lat spłat, ale już lżej się oddychało. Byliśmy szczęśliwi – choćby dlatego, iż żyliśmy sami. Nikt nie mówił nam, kiedy myć podłogę, czym karmić dziecko i gdzie wkładać skarpetki. Nasz świat należał do nas.

Aż pewnego wieczoru wszystko się zmieniło. Wróciłam z pracy zmęczona, ale radosna, bo w domu czekali na mnie ukochany mąż i córeczka. Tylko iż w kuchni siedziała też jego mama – moja teściowa, Barbara Janicka. Wyglądała podejrzanie ożywiona, jakby miała jakieś dobre wieści. Myliłam się.

– Agnieszko, podjęłam decyzję – oznajmiła z poważną miną. – Zamierzam się do was wprowadzić. A swoje mieszkanie oddam Kasi.

Świat przed moimi oczami zrobił się nagle ciemniejszy.

Kasia to młodsza siostra Marcina. Dwoje dzieci, zero ślubów, ciągłe długi i niekończące się problemy. Teściowa przez całe życie zdmuchiwała z niej pyłek. Wszystko dla Kasi, wszystko w jej imię. Marcin zawsze był na drugim planie. A teraz okazało się, iż nasze życie też ma być dla niej poświęcone.

Próbowałam zachować zimną krew.

– Przepraszam, Barbaro, ale my mamy dwupokojowe mieszkanie. Ledwo się we trójkę mieszczymy. Gdzie ty się tu ulokujesz?

– Oj, nie martw się, córeczko! – zaśmiała się cukierkowym tonem. – Będę tylko na noc, zjem kolację i spać się położę. Cały dzień będę na mieście. Pomogę z Zosią, posprzątam, będzie ci lżej. No nie wyrzucę przecież córki z dziećmi na bruk – ona przecież nie ma nic!

A my niby mamy wszystko? Przez to „wszystko” zbieraliśmy się po groszu, nie dosypialiśmy nocy, żeby Zosia miała spokój i ciepło, żebyśmy odpoczywali w swoim kącie. Nie należę do tych, co łatwo się poddają, więc powiedziałam wprost:

– Przepraszam, ale jestem przeciw. Nie chcę, żeby ktoś się nam wpychał do domu. Ja tu rządzę. Sami stworzyliśmy ten nasz porządek.

Teściowa zmieniła ton. Zniknęły „córeczki” i „pomoc”. Pojawiły się zarzuty, iż jestem egoistką, iż myślę tylko o sobie. Że oto ona, biedna staruszka, nie może zostawić córki w potrzebie, a ja, proszę bardzo, myślę o własnym komforcie.

Marcin… Siedział w milczeniu. W MILCZENIU! Jakby to nie jego matka zamierzała zburzyć nasz spokój, tylko sąsiadka przyszła pożyczyć szklankę cukru. Patrzyłam na niego i nie poznawałam. Utknął między dwiema kobietami, które kocha. Tyle iż jedna to żona, z którą buduje życie, a druga to mama, dla której zawsze pozostanie chłopcem z plecakiem.

Próbowałam z nim porozmawiać później, kiedy zostaliśmy sami. Ale on tylko spuścił wzrok i powiedział: „Nie wiem, co robić. Nie chcę kłócić się ani z tobą, ani z mamą”. A czy mnie jest łatwo? A co mam zrobić, kiedy mówią mi wprost: jesteś tylko opcją awaryjną?

I tak czuję, iż wyboru nie unikniemy. Prędzej czy później Marcin będzie musiał powiedzieć, po czyjej jest stronie. Mam dość życia, jakby nikt mnie nie pytał o zdanie. Mam prawo do domu, w którym jest mi dobrze. Gdzie nie muszę się oglądać, co pomyśli teściowa. Gdzie moja córka nie usłyszy, jak babcia za jej plecami decyduje, kto w tej rodzinie jest ważniejszy.

Nie wiem, do czego to wszystko doprowadzi. Ale wiem jedno na pewno – nie oddam naszego domu. Nie pozwolę zniszczyć tego, co z Marcinem budowaliśmy latami. choćby jeżeli przyjdzie mi walczyć o to z jego własną matką.

Idź do oryginalnego materiału