Teścia złą naukę przekaże

newsempire24.com 2 dni temu

W końcu Krzysztof i Bożena wprowadzili się do własnego dużego domu. Dom był ogromny, dwupiętrowy, a taki właśnie im był potrzebny – mieli trójkę dzieci. Każde miało swój pokój, wszyscy byli zachwyceni. Choć najmłodsza Weronika jeszcze nie rozumiała, co to znaczy mieć własny pokój – miała zaledwie półtora roku.

— Dziękuję ci, kochanie, za to cudo — mówiła Bożena. — To cudowne uczucie być panią takiego domu. Chociaż chłopcy biegają po całym domu jak szaleni… No cóż, dzieci muszą się rozwijać.

Z czasem jednak zrozumiała, iż utrzymanie takiego domu w czystości to nie lada wyzwanie, zwłaszcza z trójką dzieci. Michał miał siedem lat, Jasio cztery, a Weronika była jeszcze malutka.

Pewnego wieczoru, gdy Bożena zmywała w kuchni naczynia, a dzieci bawiły się w pokoju, Krzysztof leżał na kanapie, wpatrzony w telewizor. Nagle zadzwonił jego telefon.

— Cześć, Dominik — usłyszała głos męża. — U nas wszystko w porządku, a u ciebie?

Bożena domyśliła się, iż to młodszy brat męża, który mieszkał z ich matką w innym mieście. Choć Dominik miał już trzydzieści lat, nie spieszył się z małżeństwem. Po krótkiej rozmowie Krzysztof oznajmił z uśmiechem:

— Dominik się żeni! Zaprosił nas na wesele.

— Naprawdę? — zdziwiła się Bożena. — Myślałam, iż nigdy nie założy rodziny. Już teraz ma dobrze — przystojny, kobiety za nim szaleją, a mama go nakarmi i upierze. Życie jak z bajki. Tylko praca u niego taka… no nie poważna, mimo iż studia skończył. Wieczny lekkoduch.

Mąż milczał, wyraźnie zamyślony.

— Ty to prawdziwy pracoholik — ciągnęła Bożena. — Energiczny, ambitny, zawsze w ruchu. Zupełnie inny niż twój brat. Dominik wciąż pracuje w klubie nocnym?

— Tak, dalej jest DJ-em.

— A kim jest jego narzeczona?

— Nie rozwijał się. Powiedział tylko, iż ma na imię Zosia i uczy w szkole podstawowej.

Bożena usiadła obok męża, widząc, iż coś go trapi.

— A gdzie będą mieszkać? Może Zosia ma własne mieszkanie?

— Właśnie do tego zmierzam — spojrzał na nią Krzysztof. — Co powiesz, gdyby mama zamieszkała z nami? Ona ma kawalerkę, jak oni się tam pomieszczą? A nasz dom jest duży, miejsca starczy dla wszystkich.

Bożena zamilkła, rozważając perspektywę życia z teściową. Krzysztof też czekał w napięciu.

W końcu potrząsnęła lokami i oznajmiła:

— Wiesz co? Nie mam nic przeciwko. Będzie pomoc z dziećmi.

— Jesteś niesamowita, kocham cię — pocałował ją w policzek.

Bożena nie znała teściowej, Haliny Kazimierskiej, zbyt dobrze. Odwiedzała ich czasem, ale tylko na krótko — przenocowała i wracała. W takich warunkach trudno kogoś naprawdę poznać. Ale mieszkać pod jednym dachem? To zupełnie inna sprawa. Ostatni raz widzieli się rok temu, na chrzcinach Weroniki.

Halina Kazimierska miała pod sześćdziesiątkę, była uprzejma, spokojna, zadbana. Lubiła Bożenę i kochała wnuki. Mimo to Bożena myślała:

— Nie może być aż taka idealna. Każdy ma jakieś dziwactwa. Zobaczymy, co z tego wyjdzie…

Te myśli dręczyły ją przez dwa miesiące. Aż w końcu Krzysztof musiał pojechać sam na wesele brata — Bożena została z dziećmi, bo Weronika zachorowała.

Po trzech dniach wrócił… z matką.

— No to już — pomyślała Bożena. — Mosty spalone. Teraz nasza rodzina jest większa o jedną osobę.

Halina przyjechała nie z pustymi rękami. Oprócz swoich rzeczy przywiozła prezenty — Weronice dużą lalkę, chłopcom ogromne samochody. Wieczorem długo rozmawiali, Krzysztof opowiadał, jak było na weselu.

— Zosia Dominika to porządna dziewczyna. Śliczna i mądra, wzięła go w garść, a on — uwierzysz? — słucha jej we wszystkim, choć jest od niego młodsza.

Teściowa przytakiwała, nie mówiąc nic złego o młodszej synowej. Bożena w duchu ją pochwaliła. Dla Haliny przygotowali osobny pokój, co ją ucieszyło.

Przez pierwszy tydzień Bożena obserwowała teściową. Ale Halina zachowywała się niemal jak idealna babcia — czytała wnukom bajki, bawiła się z nimi, pomagała w sprzątaniu, czasem coś ugotowała.

— Mamo, babcia nauczyła mnie wiązać sznurowadła! — pochwalił się Jasio.

— A ja już płynnie czytam — dodał Michał, który jesienią szedł do szkoły. — Babcia ze mną ćwiczy.

Bożena była zadowolona. choćby zaczęła myśleć, iż teściowa niczego złego nie wniesie. Wszystko szło gładko. Aż pewnego dnia Halina oznajmiła:

— Bożeniu, widzę, jak się męczysz z dziećmi. od dzisiaj ja zajmę się gotowaniem.

— Dziękuję, mamo! — Bożena omal nie rzuciła się jej na szyję. — Kuchnia zabiera mi mnóstwo czasu.

Krzysztof też był przy tej rozmowie.

— Mamo, raz w tygodniu robimy większe zakupy, ale jeżeli czegoś zabraknie, po prostu daj znać. Albo zamów przez internet. Nawiasem mówiąc, potrafisz?

— Trochę się znam — skromnie odpowiedziała Halina. — Myślę, iż dam radę.

Wieczorem jedli smacznie przyrządzonego kurczaka z kaszą gryczaną. Chłopcy, którzy zwykle gryczaną omijali szerokim łukiem, teraz pochłaniali ją z apetytem. Bożena była pod wrażeniem. Halina gotowała z pomysłem, a to była umiejętność, której Bożena nie posiadła.

— Krzysiu, skoro mamy już nianię, może wyjdziemy gdzieś wieczorem? Wypocznijmy w knajpce — zaproponowała.

Zawsze bała się zostawiać dzieci z kimś obcym, ale przecież to była ich babcia.

— Oczywiście, idźcie — poparła Halina. — U nas wszystko będzie w porządku.

— Najważniejsze, żeby ich nakarmić, wykąpać i położyć spać — wyjaśniła Bożena.

Krzysztof i Bożena wyszli. Dzień minął im cudownie — spacerowali po parku, wstąpili do kawiarni, potańczyli przy żywej muzyce.

— Krzysiu, to było wspaniałe! Dawno się tak nie bawiłam. I pomyśleć, iż twoja mama okazała się błogosławieństwem.

Krzysztof byłGdy wrócili do domu, zastali Halinę siedzącą przy komputerze, w słuchawkach, krzyczącą: “Śmierć wrogom!” — okazało się, iż ich spokojna teściowa była mistrzynią gry w wirtualne strzelanki.

Idź do oryginalnego materiału