TEJ NIE POTRZEBUJĘ…

newsempire24.com 1 dzień temu

Antek, wpadaj! – szef zadzwonił z wewnętrznej linii.
Antek wiedział, iż znowu czeka go opieprz. I słusznie.
– Przyszedłeś? Siadaj, Antek. Znowu zawaliłeś robotę, masz naganę. I premi kwartalnej się pożegnaj, tyle razy cię ostrzegałem! Co z tobą? Przecież ojcu obiecałem, a ty mnie zawiedziesz, ożeł bierz, Antoni Nowak! – szef produkcji, pan Andrzej, machnął ręką. – Wynoś mi się z oczu, przecież tobie już baba z brodą! Pomyśl, Antek, co ty wyprawiasz? Ani rodziny, zainteresowań żadnych. Jak dalej żyć będziesz?
Ze zmiany do domu Antek jechał pociągiem podmiejskim. Tłok jak zawsze, nie tyle usiąść, stali jeden przy drugim.
Koledzy z fabryki – żony w domu czekają, obiad domowy na stole. A u Antka pustki, sam mieszka. I ostatnio tylko jedna ochota – przepuścić jedno małe, a potem dać nura w kanapę.
Dawniej po robocie się z chłopakami włóczył, dziewczynom się podobał.
A teraz wszyscy się powżenili. Nudniarze, ciągle te same tematy – dzieci i żony!
Na swojej stacji Antek ledwo wysiadł – babcia w przedziale z torbami się rozparła, nie obejdziesz!
W przejściu podziemnym co chwilę ktoś przepycha się, strąca. Wszyscy się śpieszą, śpieszą, a dokąd?
Antek też w dwudziestce się śpieszył. Dziewczyny mu się na szyję rzucały. A co, mieszkanie wtedy miał, w fabryce zarobki dobre. Samochód se choćby kupił, choć nie nowy, ale własny.
Matka mówiła – żeń się, synu! Czas gwałtownie leci, a ty go na te pomalowane kretynki marnujesz! O, moja sąsiadka Julka, taka dobra dziewczyna!
Młoda, domowa!
Mamie we wszystkim pomaga, na pielęgniarkę się uczy, i na ciebie spogląda, widzę to.
A on jej – ej, nie taka mi ta twoja Julka potrzebna. Nie w moim guście!
I prześlepił wszystko, pewnie ta Julka dziś mężowi kotlety smaży z ziemniakami, sałatkę z ogórków i pomidorów kroi. I wygląda nie wygląda, a dzieci pytają – Mamo, a tata przyjdzie?
A jego nikt nie wyczekuje, a kiedyś to mu choćby odpowiadało.
I sam nie załapał, kiedy ten moment nastąpił, gdy już było pora, gdy szaleństwa się przejadły, a on dalej jak po sznurku.
Antek dotarł na piętro, sięgnął po klucz, zaczął go wkładać w dziurkę – nie wchodzi, o co chodzi? Spróbował raz jeszcze, pokręcił kluczem w zamku, i…
Nagle ktoś otworzył drzwi od środka. Rozwarły się, a tam… matka Antka w kwiecistym szlafroczku, wypieków pełna.
– Synku, a ty co, prosto z roboty do nas? Czemu nie zadzwoniłeś? Pewnie zmachany, taki wygląd znużony masz. My z ojcem akurat do kolacji siadamy. Dawaj, Antosiu, rozbieraj się, ręce umyj, hej, ojciec, gdzieżeś! Stanisławie, chodź syna powitać, ciągle się gdzieś guzdra!
Antek osłupiał, stoi jak wryty.
Wtem i Stanisław Władysławowicz się zjawił. – Synku, a myślałem, iż dziewczynę swoją do nas przyprowadzisz na oględziny. Chyba wnuków nie doczekamy! Sam winien, nieuku, dopiero po czterdziestce się ożeniłem. I matka też nie dziewucha była. Ty lepiej nie zwlekaj, na ojcowych błędach się ucz, w życiu wszystko na czas trzeba robić! Kapujesz?
– Kapuję, tato – Antkowi aż gardło zaschło – tata, dziękuję wam z mamą za wszystko, zaraz wrócę, jedną rzecz zapomniałem! – i Antek jak szalony pomknął po schodach na dół, wyleciał z klatki i biegł bez oglądania się.
Odepchnął się na niezły kawał, zatrzymał się wreszcie, złapał oddech i ostrożnie, powoli, rozejrzał się. Jak to się stało, iż nagle z pociągu poszedł nie w tę stronę? Zamyślił się, a nogi ze starego przyzwyczajenia zaniosły go pod rodzicielską kamienicę, w której Antek sam dzieciństwo spędził, zanim się usamodzielnił. Automatycznie podbiegł, drzwi próbował otworzyć, ale nie w tym rzecz, tylko w tym…
Antek się obejrzał.
Rodzicielskiej pięciopiętrówki nie było.
Na jej miejscu był teraz skwer…
Oczywiście, zburzyli ją trzy lata temu. A rodziców Antka nie było od pięciu lat.
Sprzedał wtedy to mieszkanie, swoją kredytę spłacił, samochód kupił, pomniki stawiał ojcu i matce.
Co to było? Gdzie on trafił, jak nagle tak realnie Ant
I teraz, patrząc na uśmiech własnego syna, Antek zrozumiał, iż najważniejsze życie zaczyna się tam, gdzie otwieramy serce na drugiego człowieka, a czas dawany miłości nigdy nie jest stracony.

Idź do oryginalnego materiału