Tego dnia odwiózłam teściową do domu mojego niewiernego męża i jego kochanki – słowa, które ich oniemiły

polregion.pl 3 godzin temu

Marcin i ja byliśmy małżeństwem od siedmiu lat. Od samego dnia ślubu mieszkałam z jego matką, panią Haliną, która po wylewie była częściowo sparaliżowana i wymagała ciągłej opiekikażdego posiłku, każdej drzemki. Na początku myślałam, iż to nic trudnego: była moją teściową, ja jej synową, a troska o nią to po prostu mój obowiązek.

Ale nie spodziewałam się, iż ten ciężar będzie trwał tak długo a najgorsze, iż dźwigałam go sama. Marcin pracował w dzień, a wieczorami wpatrywał się w telefon. Często mówił: Ty lepiej zajmiesz się mamą niż ja. jeżeli ja spróbuję, tylko ją zraniłem. Nie miałam do niego urazy.

Myślałam, iż takie jest życie: żona prowadzi dom, mąż zarabia na utrzymanie. Aż odkryłam, iż Marcin nie spędza czasu tylko w pracy miał kogoś jeszcze.

Pewnego dnia natknęłam się na wiadomość: Dziś znowu przyjdę. Być z tobą to tysiąc razy lepsze niż w domu. Nie krzyczałam, nie płakałam, nie robiłam sceny.

Cicho zapytałam: A twoja matka? Ta, którą zaniedbywałeś przez te wszystkie lata? Marcin milczał. Następnego dnia wyniósł się z domu. Wiedziałam dokładnie, gdzie jest.

Spojrzałam na panią Halinę, kobietę, która kiedyś krytykowała każdy mój kęs, każdą drzemkę, twierdząc, iż nie jestem godna być jej synową, i poczułam, jak ściska mi się gardło. Chciałam rzucić to wszystko. Ale wtedy przypomniałam sobie: człowiek musi zachować godność.

Tydzień później zadzwoniłam do Marcina. Masz wolne? Przywiozę ci twoją matkę, żebyś się nią zajął.

Spakowałam jej leki, dokumentację medyczną i stary zeszyt z notatkami do lnianej torby. Wieczorem pomogłam jej usiąść na wózku i powiedziałam łagodnie: Mamo, zabiorę cię do Marcina na kilka dni. Ciągle w tym samym miejscu to nuda. Skinęła głową, a jej oczy błyszczały jak u dziecka.

W maleńkim mieszkaniu nacisnęłam dzwonek. Marcin otworzył, a za nim stała ta druga, w jedwabnym szlafroku i z ustami pomalowanymi jaskrawą szminką. Wprowadziłam panią Halinę do salonu, rozłożyłam koce i poduszki, postawiłam torbę z lekami na stole.

W powietrzu unosił się ciężki zapach perfum, ale było tam zimno i cicho. Marcin wyjąkał: Co co ty robisz?

Uśmiechnęłam się słodko. Pamiętasz? Mama jest twoja. Ja jestem tylko synową. Opiekowałam się nią siedem lat wystarczy. Kobieta za nim zbladła, z łyżeczką jogurtu zawieszoną w powietrzu.

Odeszłam spokojnie, jakby kończąc długo zaplanowane zadanie. Tu jest jej historia leczenia, recepty, pieluchy, podkłady i maść na odleżyny. Wszystkie dawki zapisałam w zeszycie.

Zostawiłam zeszyt na stole i odwróciłam się, by wyjść. Głos Marcina stał się ostry. Porzucasz moją matkę? To okrutne!

Zatrzymałam się, nie odwracając, i odpowiedziałam cicho, ale stanowczo:
Ty zaniedbywałeś ją przez siedem lat a to nie jest okrucieństwo? Opiekowałam się nią jak własną rodziną, nie dla ciebie, ale dlatego, iż to matka. Teraz odchodzę, nie z zemsty, ale bo wypełniłam swoją część jako człowiek.

Spójrzałam prosto w oczy tamtej kobiecie i uśmiechnęłam się lekko. jeżeli go kochasz, pokochaj go całego. To jest część pakietu.

Potem położyłam na stole dokumenty mieszkania. Dom jest tylko na moje nazwisko. Nie zabieram nic. On wziął tylko swoje ubrania. Ale jeżeli kiedykolwiek będziecie potrzebować pieniędzy na opiekę nad mamą, wciąż będę pomagać.

Pochyliłam się i pogładziłam włosy teściowej ostatni raz. Mamo, zachowuj się tu grzecznie. jeżeli będzie ci smutno, przyjdę cię odwiedzić.

Pani Halina uśmiechnęła się, a jej głos drżał. Tak wpadnij, kiedy wrócisz do domu.

Wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W pokoju zapanowała cisza, przesycona wonią perfum i olejku do masażu. Tej nocy spałam spokojnie, bez snów. Rano wstałam wcześnie, zabrałam syna na śniadanie i przytuliłam nowy początekbez łez, bez urazy.

Idź do oryginalnego materiału