Tęczowy sport

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. Krystian Daszkowski


Jakub Wojtaszczyk: Kiedy narodził się Klub Orion?

Paweł Kardynia: Wszystko zaczęło się od siatkówki, a dokładnie potrzeby, aby regularnie grać w nią z grupą znajomych. Inicjatywa tak się rozkręciła, iż w naszych głowach pojawił się pomysł założenia stowarzyszenia. Baliśmy się, iż spontaniczna grupa może gwałtownie się rozpaść. Te formalne są trwalsze, bardziej ustabilizowane. Reszcie chłopaków również się ta idea spodobała. Naszym punktem odniesienia był warszawski klub Volup.

JW: Skąd u ciebie pasja do sportu?

PK: Sport zawsze mnie otaczał. Mój tata jest piłkarzem amatorem. Z kolei brat skończył AWF. Chociaż sam byłem typem naukowca, uwielbiałem grać w siatkę. Jest to dla mnie sport wyzwolony, pełen energii i swobody. Zostałem biologiem i nauczycielem, ale miłość do tego sportu dała mi wielkiego kopa do współtworzenia Oriona. Jego powstanie zbiegło się z pandemią, która paradoksalnie nas wzmocniła. Kiedy wszystko było pozamykane, chcieliśmy się jeszcze bardziej integrować. Klub dawał odskocznię. Wiedzieliśmy, iż jesteśmy potrzebni.

JW: Osoby LGBTQ+ i sport to rzadkie połączenie. Mieliście misję obalenia tego stereotypu?

KS Orion, fot. Krystian Daszkowski

PK: Naszą główną misją była integracja społeczności LGBTQ+ i stworzenie dla niej kolejnego miejsca. Co prawda Poznań obfituje w tęczowe kluby, a w telefonach mamy aplikacje randkowe. Natomiast brakowało przestrzeni nie tylko na sport, ale na pogadanie, spędzenie czasu poza imprezową płaszczyzną.

Chcieliśmy, aby było spokojnie i bezpiecznie. Marzyła nam się integracja przez sport. Drugą istotną rzeczą była chęć wzmocnienia własnej wartości osób, by poczuły się częścią społeczności.

Oczywiście sport jest równie ważny. A, jak zauważyłeś, osoby LGBTQ+ nie są z nim zestawiane. Raczej przedstawia się nas jako chucherka, które stronią od aktywności fizycznej. o ile już, to chodzimy tylko na siłownię, by dobrze wyglądać. choćby w tęczowej społeczności funkcjonowanie Oriona budzi zaskoczenie. Tym większe, gdy dodamy kolejny stereotyp – jeżeli LGBT-y grają w piłkę, to na pewno nieudolnie, albo dla zabawy. Tymczasem bierzemy udział w turniejach polskich i międzynarodowych, zdobywamy medale i puchary! W taki sposób łamiemy stereotypy.

JW: Pełen profesjonalizm! Tym bardziej, iż prócz sekcji siatkarskiej prowadzicie też inne zajęcia, prawda?

PK: Zaczęliśmy od siatkówki, bo jest świetna do integracji – by w nią zagrać potrzebujesz drużyny. Z czasem pojawiły się jednak inne dyscypliny. Gramy też w squasha i tenisa. Wyjeżdżamy w góry. Od razu też weszliśmy z siatkówką w turnieje amatorskie.

KS Orion, fot. Krystian Daszkowski

Nasza drużyna w koszulkach z tęczą bierze udział w zawodach lokalnych.

Dodatkowo zespoły z Poznania i okolic grają z nami sparingi. Poznaliśmy się i bardzo gwałtownie staliśmy się częścią siatkarskiego środowiska. Wiem, iż w polskiej rzeczywistości zabrzmi to cukierkowo, ale homofobia nigdy nas nie dotknęła.

JW: Był strach?

PK: Pewnie! Zastanawialiśmy się, jak to będzie. Czy czasami nie spotka nas werbalna czy fizyczna agresja? Tym bardziej, iż w szkole, w której gramy, dzielimy salę z ligowymi graczami w piłkę ręczną. To tacy prawdziwi faceci macho… Ale przywykliśmy do siebie. Mamy dobre relacje. To bardzo budujące.

KS Orion, fot. Krystian Daszkowski

JW: Klub Orion organizuje też Tęczowy Puchar Polski.

PK: W Polsce mamy kilka oficjalnych tęczowych sportowych klubów, jak wspomniany warszawski Volup, krakowski Dragon Balls i Chillli z Katowic. Zaczynając Oriona, chcieliśmy się z nimi integrować.

Zapraszaliśmy na sparingi do Poznania. Z czasem uznaliśmy, iż warto pokazać siłę tęczowego sportu. Przy okazji chcieliśmy zobaczyć, czy w Polsce istnieją jeszcze inne drużyny LGBTQ+.

O Tęczowy Puchar Polski walczyło ich dwadzieścia pięć! Zespoły przyjechały m.in. z Wrocławia i Gdańska. Ostatecznie w klasyfikacji klubowej wygrała stolica, czyli Volup Warszawa. Wydarzenie cieszyło się taką popularnością, iż myślimy już o kolejnych edycjach. Chcemy, by obejmowały też inne dyscypliny sportu, jak tenis, który zresztą też mocno kojarzy się ze społecznością LGBTQ+.

JW: Kto wpada na treningi?

PK: Przychodzą do nas osoby, które wcześniej nie miały kontaktu ze sportem, ale chcą spróbować. Mamy trenerów, którzy pomagają rozpocząć tę przygodę. Wraz z rozwojem można wspinać się po szczebelkach konkretnej dyscypliny. Drugą grupę stanowią osoby, które już mają zaplecze sportowe, ale chcą pograć „ze swoimi”, by poczuć się w pełni sobą, bez ukrywania.

JW: Osoby hetero też przyjmujecie?

PK: Jasne. Nasz cel jest jednak ambitny – nasze drużyny wystawiamy w tęczowych zawodach, więc zespoły kształtowane są z osób LGBTQ+. Tworzymy bezpieczne miejsce, w którym nie trzeba wstydzić się swojej ekspresji wśród innych. Ale… jesteśmy inkluzywni (śmiech).

JW: Co prawda w ostatnich latach mieliśmy kilka coming outów polskich sportsmenek, jednak gejów ciągle brak. Czy reprezentacja w sporcie ma znaczenie?

KS Orion, fot. Krystian Daszkowski

PK: Oczywiście, iż tak. Każdy z nas potrzebuje wzorców, aby wzmocnić swoją samoocenę i móc ugruntować swoje plany i pomysły. Faktycznie dziewczyny częściej wychodzą z szafy. Natomiast z punktu widzenia zawodowej kariery w sporcie wiemy, iż to nie tylko kwestia osobistych wyborów.

W grę wchodzą finanse, sponsoring, reklamy… Coming out może doprowadzić do końca kariery. Wszystko sprowadza się do społeczeństwa, w którym żyjemy.

Mimo to wyjście z szafy sportowców byłoby ogromnie ważne dla naszej społeczności. Podobnie, jak jakikolwiek sygnał ze środowiska piłki nożnej czy siatkówki, iż jest otwarte, iż sympatyzuje ze społecznością LGBTQ+. Takich głosów jest kilka i często towarzyszy im negatywny odbiór kibiców.

JW: Myślisz, iż wasza oddolna działalność drąży homofobiczną skałę?

PK: Wierzę, iż tak. Przyczyniamy się do widoczności i pokazujemy, iż LGBT-y w sporcie mogą walczyć z najlepszymi. Znam osoby, które przyjechały do Poznania z mniejszych miejscowości, z rodzin, przed którymi nie mogły się otworzyć.

fot. Krystian Daszkowski

Bycie w Orionie dało im świadomość tego, iż są cenne takimi, jakimi są. Kategoryzowanie siebie jako „tego gorszego” głęboko tkwi w osobach z tęczowej społeczności.

Tymczasem u nas rywalizują i wygrywają, też z osobami hetero. To bardzo oczyszczające. Napędzają mnie osobiste historie o tym, iż inni zmieniają się dzięki naszej aktywności. Być może przyjdzie czas, iż profesjonalni sportowcy, obserwując nasze poczynania, znajdą odwagę, by wyjść z szafy i zaczną zmieniać świat.

Idź do oryginalnego materiału