ZAGŁADA
Nad światem zawisła zagłada.
Czułem to
całą swoją istotą. KONIEC NASZEJ ZIEMI! Ale kiedy? Dzisiaj, jutro, za tydzień?
Wiedziałem
tylko, iż niedługo. Słońce
świeciło inaczej niż zwykle, jakimś czerwonym kolorem. I ten głos wiatru –
przeraźliwy, wyjący na pomoc, szukający jak oszalały swojego początku…
To byłem
ja! Byłem bezcielesnym wichrem, pędzącym do innego miejsca, silny, łamiący
konary drzew i przewracający płoty…
Okrążyłem
świat, dotykając wszystkich ludzi i zdmuchnąłem z nich
myśli, złe i dobre – już nie wiedzieli nawet,
że istnieją.
Wreszcie
dotarłem do ostatniego miejsca na Ziemi, w najdzikszym zakamarku i ujrzałem
SIEBIE siedzącego na kamieniu, z rozwianymi włosami…
Wiatr
ucichł, zamarł, spadł razem z kurzem i piaskiem. Zniknął. Myśli powoli wracały
do ludzi -
najpierw dobre, potem złe.
A do mnie
przyszła pewność, iż ŚWIAT ZOSTAŁ URATOWANY!