11 października 2023
Tłum gości wiwatował „Gorzko!”, klaskał, w kieliszkach musowało szampan, a pan młody nieśmiało całował pannę młodą w policzek. Potem, jakby według scenariusza, schronili się pod welonem i odegrałi namiętny pocałunek — wymuszony, niezręczny, niemal teatralny. Widziałem to wszystko. Nie było między nimi tej iskry, która rodzi prawdziwą bliskość. Chichotali, szeptali — jakby odgrywali czyjeś wesele.
Moja bliska przyjaciółka Krysia wydawała za mąż swoją jedyną córkę — Kingę. Krzątała się, nerwowo wycierała dłonie o sukienkę co chwilę. Giedy goście zajęli miejsca przy stołach, szarpnęła mnie za rękaw:
— Patrz, jak się zachowuje świekra. Jakby to nie wesele, tylko stypa.
Rozejrzałem się. Matki pana młodego wcześniej nie widziałem. Dopiero gdy Krysia wskazała na kobietę w szarej sukni z srebrnymi wstawkami, zrozumiałem. Siedziała w kącie przy ostatnim stole, z twarzą mroczną jak listopadowy dzień. Chusteczką ucichała łzy. Wargi jej drżały, a w każdym westchnieniu było tyle bólu, iż aż mnie coś ścisnęło w gardle.
— Może źle się czuje? — zasugerowałem, by nie być nieuprzejmym.
— Co ty, choroba! — machnęła ręką Krysia. — To przez mieszkanie! Boi się, iż synowa z dzieckiem na jej głowę wpełzną. Syn dostał po babci kawalerkę w Warszawie, a ona myśli, iż moja Kinga od razu będzie chciała się wpakować.
— No, przesadzasz. Jeszcze się nie pobrali, a ty już dzielisz metry — zażartowałem, ale napięcie wisiało w powietrzu.
Nie mogłem oderwać wzroku od tej kobiety. Gdy goście jedli, śmiali się, wznosili toasty — ona nie tknęła ani sałatki, ani szampana. choćby na syna, który tej nocy powinien być jej całym światem, nie spojrzała.
Kiedy znów rozległo się „Gorzko!”, świekra gwałtownie odwróciła się do okna, zaciśnięte usta zrobiły się białe. Nie wytrzymałem i podszedłem.
— Przepraszam… wygląda na to, iż jest pani bardzo smutna. Wszystko w porządku?
Kobieta podniosła na mnie wzrok. W jej oczach były łzy, ale nie słabości — tylko prawdziwy, głęboki ból.
— Nie umiem udawać — szepnęła. — To wszystko… to przedstawienie. Mój syn… on nie kocha tej dziewczyny. Kinga jest dobra, szczera. Wierzy w miłość, nie widzi prawdy. A on… żeni się na złość swojej byłej.
Zaniemówiłem. Nie spodziewałem się takiego wyznania.
— Niemożliwe… Jest pani pewna?
— Sam mi to powiedział. Chciał pokazać tej drugiej, jaki to on „szczęśliwy”. Błagałam, krzyczałam, żeby tego nie robił. A on uparty jak osioł. Myśli, iż własny ból można zagłuszyć, raniąc innych. A ta dziewczyna… patrzę na nią, a ona płonie, wierzy w to wesA gdy w końcu dotarłem do domu Krysi, Kinga stała w progu z walizką, a w jej oczach — tej samej iskry, co wcześniej — było już tylko zimne rozczarowanie.