Znane twarze i marki, ale co ze smakiem?
Przykłady kolaboracji między popularnymi markami i influencerami a globalną siecią fast food można mnożyć – od głośnej kampanii z Travisem Scottem czy Taylor Swift, przez kooperacje z producentami filmów i gier, jak SEGA (przy okazji premiery filmu „Sonic the Hedgehog 3„), Nintendo (Pokemony), Netflix („Squid Game 2”), po współprace z internetowymi osobistościami – ostatnio McDonald’s nawiązał współpracę z Kai’em Cenatem przy okazji premiery kanapki Chicken Big Mac, a aktualnie uruchomił menu z gwiazdą ligi WNBA Angel Reese. Te działania mają jeden cel: przyciągnąć konsumentów i ożywić wizerunek marki. Efekt? Wydaje się, iż strategia sprawdza się doskonale.
Jednak pewna osoba postawiła zadać istotne pytanie: czy klienci faktycznie wybierają te zestawy dla smaku, czy tylko dla limitowanych dodatków, w tym gadżetów, kubków i opakowań?
Tą osobą jest Mike Haracz, który przez cztery lata pełnił funkcję Menedżera ds. Innowacji Kulinarnej w McDonald’s USA, opracowując nowe pozycje w menu oraz przeprowadzając testy sensoryczne i jakościowe produktów.
Według jego opinii do oferowanych dań z menu rzadko wprowadzane są jakiekolwiek nowości – to wciąż standardowe kanapki, tylko podane w innym kontekście.
Limitowane opakowanie zamiast kulinarnej innowacji?
Haracz zauważył, iż pod względem kulinarnym McDonald’s w takich kampaniach nie oferuje nic odkrywczego. Posłużył się choćby przykładem nowo ogłoszonego zestawu ze współpracy z zawodniczką WNBA, Angel Reese.
Niebo w gębie czy marketingowa iluzja?
Niezależnie od tego, co każdy myśli o tego rodzaju inicjatywach McDonald’s najwyraźniej dostrzega w nich korzyści – w końcu wciąż nawiązuje nowe współprace. choćby w rodzimym wydaniu! Pierwsza kooperacja z artystą, który otrzymał dedykowane menu, odbyła przy okazji co-opa z raperem Matą. Rok później w restauracjach zagościł wokalista Ralph Kaminski, z kolei nie tak dawno, bo ubiegłej jesieni autorski zestaw otrzymała raperka bambi. Wszystkie wspomniane akcje cieszyły się sporym zainteresowaniem, co można było zaobserwować chociażby po ilości udostępnianych filmów i reakcji w social mediach. Może to oznaczać, iż choćby jeżeli smak pozostaje zbliżony do standardowej oferty lub choćby jest ten sam, siła marketingu i odpowiedniej narracji wystarczają, by przyciągnąć całe rzesze konsumentów i generować zyski.
Czy tzw. influencer meals to rzeczywista posiłkowa rewolucja w fast foodzie, czy tylko sprytnie opakowany chwyt marketingowy? Na to pytanie odpowiedzieć mogą jedynie sami klienci – w końcu to oni decydują, co ostatecznie znajdzie się w ich zamówieniach.