Choć podczas pobytu na Sycylii raczej skupialiśmy się na nieco mniej popularnych miejscach, to nie mogliśmy pominąć pewnych turystycznych klasyków. Dlatego nasza trasa kamperowej objazdówki musiała zahaczyć o takie miejsca, jak Taormina i Castelmola. Oba miasteczka można odwiedzić jednego dnia. I zaraz się przekonacie, iż naprawdę warto!
Taormina – Villa Comunale i ruiny greckiego teatru
Taormina to bez wątpienia jedno z popularniejszych miejsc na wschodnim wybrzeżu Sycylii. Reklamowana jako najpiękniejsze miasto tej wyspy, może się poszczycić wyjątkowo malowniczym położeniem. Znajduje się bowiem ponad wybrzeżem, oferując zachwycający widok zarówno na Morze Jońskie, jak i Etnę. Do największych atrakcji miasta zaliczyć można przede wszystkim ruiny greckiego teatru, które przyciągają tłumy turystów.
Szlakiem do Taorminy
Wiedzieliśmy, iż dojazd do Taorminy lub parkowanie w jej sąsiedztwie może stanowić spore wyzwanie. Na szczęście udało nam się namierzyć parking (nieco powyżej linii kolejowej), z którego do miasta dotrzeć można przyjemnie poprowadzonym szlakiem. Znajduje się on przy końcu Via Madonna delle Grazie. Zaparkowaliśmy kampera i od razu ruszyliśmy na szlak, który zaczyna się tuż obok placu. Najpierw musieliśmy przejść kilkaset metrów drogą, by następnie wejść na stromą, poprowadzoną zakosami ścieżkę. Z każdym metrem widoki stawały się coraz bardziej rozległe. Ścieżka kończy się nieopodal hotelu Monte Tauro. Budynek z lat 70., z surowego betonu, przywodził nam na myśl brutalistyczne budowle z Bałkanów.
Villa Comunale di Taormina
Pod tą dość długą nazwą kryje się park miejski, który wypełnia imponująca roślinność ze smukłymi palmami i sukulentami. Niegdyś mieszkała tu szkocka szlachcianka Lady Florence Trevelyan. Pod koniec XIX wieku poślubiła lokalnego burmistrza. To za jej sprawą w parku podziwiać można fantazyjne budowle, ale też rzeźby czy inne formy małej architektury. Park zrobił na nas ogromne wrażenie. Nie tylko za sprawą roślinności i zabytków, ale również widoków, jakie rozciągały się z jego terenu. Trafiliśmy tego dnia na spory upał, więc cień dawany przez drzewa również był nie do przecenienia.
Teatro Antico
Z parku ruszyliśmy w stronę ruin greckiego teatru. W teorii, jedno z wejść na jego teren znajduje się tuż obok. Ale poza sezonem było zamknięte. Musieliśmy więc iść nieco naokoło i dojść do niego Via Teatro Greco. Przy kasie czekało na nas miłe zaskoczenie. Tego dnia wstęp był wolny, więc zaoszczędziliśmy 20 € (koszt biletu to 10 €/osoby dorosłej). Teatr ma wiele zalet. Ale do najważniejszych należy widok na Etnę oraz wybrzeże Sycylii, jak i samo miasto. Spędziliśmy tam dłuższą chwilę i choćby tłumy innych turystów nam nie przeszkadzały. I musimy przyznać, iż to w Taorminie spotkaliśmy najwięcej zagranicznych gości.
Spacer po centrum Taorminy
Po opuszczeniu teatru zapuściliśmy się w gąszcz uliczek. W dużej mierze jednak trzymaliśmy się głównego deptaka czyli Corso Umberto. Maszerowaliśmy w szpalerze ludzi, mijając po drodze liczne sklepiki i kawiarnie. Spacer zakończyliśmy przy Piazza IX Aprile, które pełni też funkcję swoistego tarasu widokowego. Do zaparkowanego w dole kampera zeszliśmy znanym nam już szlakiem, ponownie rozkoszując się widokami.
Castelmola
Przed zachodem słońca wyruszyliśmy z Taorminy do Castelmoli. Oba miasteczka łączy szlak, zwany Ścieżką Saracenów. My jednak planowaliśmy nieco inny trekking, dlatego zdecydowaliśmy się dojechać kamperem do parkingu położonego ciut poniżej Castelmoli. Podróż okazała się dostarczyć spore dawki wrażeń. I nie mamy na myśli samych widoków. Droga pomiędzy Taorminą a Castelmolą jest momentami wąska, a do tego bardzo ruchliwa. Więc manewrowanie kamperem stanowiło pewne wyzwanie. Do tego niektóre odcinki są dość strome, co sprawiało, iż nie jechaliśmy zbyt szybko. Na szczęście udało nam się dotrzeć do parkingu i po uiszczeniu niezbyt wysokiej opłaty w automacie idziemy na szlak.
Trekking na Punte Mole
Nasz plan zakładał wyjście ponad Castelmolę, by podziwiać stamtąd zachód słońca. Niestety ruszyliśmy odrobinę za późno i słońca dość gwałtownie schowało się za szczytem Etny, której imponująca sylwetka dominowała w tutejszym krajobrazie. Początkowo chcieliśmy dojść aż na Monte Venere (884 m n.p.m.), ale powoli zapadający zmierzch zatrzymał nas na położonym wcześniej szczycie Punte Mole (801 m n.p.m.). Tak czy inaczej widoki, jakie mieliśmy na trasie, były przepiękne. Przede wszystkim mogliśmy podziwiać Castelmolę z dystansu, ale również spojrzeć z góry na wschodnie wybrzeże Sycylii oraz okoliczne góry. Sam szlak może nie był w najlepszym stanie, ale widać, iż ktoś nim co jakiś czas uczęszcza. I naszym zdaniem warto się na niego udać, jeżeli chcielibyście zakosztować w nieco bardziej rozległych widokach.
Castelmola wieczorową porą
Po powrocie na parking ruszamy na spacer po Castelmoli. Miasteczko jest zbudowane częściowo na skale, na której szczycie wznoszą się ruiny zamku. Około godziny 18, w niedzielę, nie było tam tłumów. Gąszcz wąskich uliczek mieliśmy niemalże tylko dla siebie. A większość z nich wiedzie ku placowi, przy którym wznosi się Kościół Świętego Mikołaja z Bari. Ale to nie świątynia przyciąga tam turystów. A znajdujący się tuż obok niej… Bar Turrisi. Działa od 1947 roku i słynie z tego, iż na czterech piętrach znajdziecie figurki, meble, przedmioty codziennego użytku z… motywem penisa. Nawe posadzka czy menu przyozdobione są fallusami. Na miejscu można zjeść klasyki włoskiej kuchni i napić się drinków o ciekawych nazwach (np. fellatio, które notabene polecił nam pan kelner). Jedzenie może nie jest jakieś wybitne. Natomiast nie jest drogo i przede wszystkim płaci się tu za klimat i niecodzienne otoczenie. Wizytę w Barze Turrisi zakończyliśmy zakupem fallicznego kieliszka.
Zanim opuściliśmy całkiem Castelmolę, przespacerowaliśmy się chwilkę po jej malowniczych uliczkach oraz wspięliśmy się na zamek, by spojrzeć na miasteczko z góry. I musimy przyznać, iż bardzo nam się tu podobało. Przede wszystkim też dlatego, iż nie spotkaliśmy tu zbyt wielu turystów. w okresie na pewno będziecie się musieli liczyć z tłumami!
Post Taormina i Castelmola – sycylijskie klasyki pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.