**Zatańcz ze mną**
Marek od razu zauważył Agnieszkę. Smukła blondynka o piwnych oczach. Gdy tylko dołączyła do ich biura, męska część zespołu patrzyła na nią z zachwytem, a żeńska – z rezerwą. Jedne twierdziły, iż włosy ma farbowane, bo przecież naturalne blondynki nie mają takich oczu. Inne przekonywały, iż to tylko kolorowe soczewki. Czas mijał, a kolor włosów się nie zmieniał. Czasem Agnieszka zakładała okulary – po co, skoro ma soczewki?
Wojtek, miejscowy uwodziciel, również zwrócił na nią uwagę. W przeciwieństwie do nieśmiałego Marka, od razu zaczął zabiegać o jej względy. Kawa w biurze, zaproszenie na lunch w przerwie. Gdy tylko zaproponował podwózkę samochodem, serce Marka niemal pękło z zazdrości.
Jak mógłby konkurować z Wojtkiem? Tamten był przystojniakiem, przed którym kobiety mdlały. Potrafił opowiadać dowcipy, błyszczał w towarzystwie. Tyle iż po zdobyciu serca gwałtownie tracił zainteresowanie i przerzucał się na inną. Teraz adorował Agnieszkę, zostawiając za sobą rozżaloną Kasię, która w toalecie płakała i knuła zemstę.
Marek był duży, nieco ociężały, z rumianymi policzkami. Nosił kwadratowe okulary w rogowej oprawie i workowate ubrania. choćby jego nazwisko – Kowalik – brzmiało niepozornie. Za to znał się na komputerach. Każdy problem potrafił rozwiązać – prawie każdy.
*Kowalik, pomóż!*
*Marek, mój komputer się zawiesił…*
*Marku, zmontuj mi ten film…*
Zasiadał do klawiatury, jego palce biegały po klawiaturze, i niedługo wszystko działało, prezentacja była gotowa, film zmontowany.
*Marku, jesteś geniuszem! – mówili koledzy, klepiąc go po plecach. – Naleję ci whisky!*
Ale Marek nie pił alkoholu. Wolał podziękowania od koleżanek.
Tak naprawdę nazywał się Mikołaj, ale wszyscy nazywali go Markiem. Drażniło go to, ale protesty nic nie dawały.
*Nie przejmuj się, pasuje ci – śmiał się Wojtek, klepiąc go po ramieniu.*
Nie był bogatym dziedzicem. Mama wychowała go sama. Gdy dorósł i zapytał o ojca, kobieta nie skłamała. Powiedziała, iż urodziła go dla siebie, gdy jej młodość dobiegała końca. Była drobna, niepozorna.
Któregoś dnia koleżanka z pracy zaprosiła ją na imprezę. Tam poznała młodego chłopaka. Wszystkie kobiety były zamężne – tylko ona nie. To on musiał odprowadzić ją do domu. Agnieszka nie zawahała się i zaprosiła go na kawę. Reszty nikomu nie opowiadała. Chłopak był dużo młodszy – po co miała psuć mu życie? Gdy urodził się syn, nazwała go Mikołajem, na cześć ojca.
Marek rósł spokojny i bystry. Już w szkole interesował się komputerami. Nie grał, jak inni chłopcy, ale zgłębiał ich działanie. gwałtownie zorientował się, iż może na tym zarobić. Tylko potrzebował lepszego sprzętu. Mama wzięła kredyt i kupiła mu nowy procesor, duży monitor. Dla jedynego syna zrobiłaby wszystko.
Po szkole poszedł na informatykę. Zaczął zarabiać dobre pieniądze. Matka była z niego dumna. Nie pił, nie włóczył się po klubach, nie wdawał w bójki. Siedział w domu i pracował.
Gdy jego zarobki wzrosły, mama przeszła na emeryturę i poświęciła się opiece nad synem. Gotowała obfite posiłki, piekła ciasta. Marek jadł i tył. Ze sportem nie był za pan brat, całe dnie spędzał przed monitorem. Stał się samotnikiem.
Jak każda matka, marzyła, by syn znalazł dobrą żonę, by doczekała się wnuków. Próbowała go swatać z córkami przyjaciółek, ale Marek nie interesował się dziewczynami. Agnieszka była pierwszą, która go zauroczyła. Stracił sen i apetyt. Ściągał jej zdjęcia z mediów społecznościowych i wpatrywał się w nie godzinami. A ona choćby na niego nie spojrzała.
Pewnego dnia przyszedł do pracy wcześniej i celowo zepsuł komputer Agnieszki. Bez niego praca stanęła, a szef domagał się raportu.
*Pomóż! – Agnieszka przybiegła do niego.*
Marek z powagą majstrował przy komputerze, udając, iż usuwa problem, który sam stworzył. Agnieszka nerwowo gryzła wargę. W końcu usunął program i wstał.
*Nie udało się? – spytała zniecierpliwiona.*
*Możesz pracować. Naprawiłem – odparł z wyższością.*
*Dziękuję! Mogę ci się w jakiś sposób odwdzięczyć?*
Marek spojrzał na nią dziwnie. Agnieszka zrozumiała, iż powiedziała za dużo.
*W granicach rozsądku – dodała szybko. – Może kino? Albo kolacja?*
*Wszystkie filmy już widziałem – odparł. – Niedługo mamy firmową imprezę. Zatańczysz ze mną?*
*Z tobą? Umiesz tańczyć? – zdziwiła się. – Dobrze, obiecuję – dodała po chwili wahania.*
Na imprezie, gdy wszyscy już się rozluźnili, Marek podszedł do Agnieszki. Zanim zdążył otworzyć usta, Wojtek porwał ją w wir tańca. Marek patrzył, jak wirują, a jego obietnica rozpływa się w powietrzu. Wyszedł cicho.
Następnego dnia Agnieszka przeprosiła.
*Czemu tak wcześnie wyszedłeś? Przecież miałam z tobą zatańczyć.*
Marek poprawił okulary.
*Rozumiem. Jestem nieatrakcyjny. Myślałem, iż ty jesteś inna, ale widzę, iż taka sama jak reszta.*
*Marku, jesteś dobry, mądry – mówiła gorączkowo – ale musisz trochę schudnąć. Może spróbujesz soczewek? Ubieraj się lepiej. Dziewczyny też najpierw patrzą na wygląd.*
W domu długo stał przed lustrem. Przyznał jej rację. Postanowił zrezygnować z ciast. Gdy mama po raz pierwszy zobaczyła nietknięte wypieki, zmartwiła się.
*Nie smakują?*
*Są pyszne. Po prostu nie chcę.*
Następnego dnia częstował nimi kolegów w biurze.
*Teraz wiem, czemu jesteś taki okrągły – zaśmiał się Wojtek, sięgając po trzeciego pączka.*
Marek wzdychał, ale się trzymał. Same diety jednak nie wystarczyły – potrzebował ruchu. Przeglądał strony o odchudzaniu, aż trafił na ogłoszenie o kursie tańca. To też sport, tylko przyjemniejszyAle gdy w końcu stanął z Agnieszką na parkiecie podczas kolejnego przyjęcia, zrozumiał, iż prawdziwe szczęście już od dawna czekało na niego w sali tanecznej, gdzie każdego wieczoru uśmiechała się do niego Lora, kobieta, która pokochała go takim, jaki był.