Z Zacharem byliśmy razem pięć lat. Zawsze mi się wydawało, iż jest między nami dobrze. Aż któregoś dnia spakował rzeczy i przeprowadził się do swoich rodziców. Nie rozumiałam, dlaczego. Zadzwoniłam, prosiłam o wyjaśnienie – i usłyszałam, iż ma dość obowiązków domowych. Że jestem kiepską gospodynią. Że nie chce już żyć w rytmie pracy i sprzątania. Że nie daje rady i iż to już go przerosło.
Tak, tamtego wieczoru naprawdę byłam wykończona. W kuchni był bałagan, zlew pełen naczyń. Nie miałam siły. Zjadłam i poszłam spać. Rano zobaczyłam czystość – i pustkę. Myślałam, iż jak zwykle pojechał do pracy. Ale on po prostu odszedł.
Nigdy nie przypuszczałam, iż właśnie TO może zniszczyć związek dwojga ludzi. Wydaje się, iż małżeństwa rozpadają się przez zdrady, kłamstwa, brak zaufania… A co ja powiem swoim rodzicom? Oni mi nie uwierzą. Jeszcze uznają, iż to moja wina. Zresztą – mój ojciec zawsze lubił Zachara. choćby mówił, iż traktuje go jak syna.
Zastanawiam się, co on powiedział swoim bliskim? Jak wytłumaczył, iż się wyprowadza?
Szczerze? Nigdy nie byłam mistrzynią domowego ogniska. Organizowanie domu po prostu mnie nie interesowało. Praca zawsze była moim priorytetem. Lubię to, co robię, i poświęcam temu całe serce. W domu też myślę o obowiązkach, planuję kolejne dni. Ważne było dla mnie, by dobrze wyglądać i dobrze zarabiać. Może nie powinnam aż tak bardzo tego demonstrować? Może trzeba było znaleźć złoty środek – między pracą a życiem domowym?
Nie przeszkadza mi bałagan. Ani nieumyte naczynia, ani nieposkładane ubrania. Po pracy chcę po prostu odpocząć, wyspać się, zregenerować siły. A Zachar był zupełnie inny. On nie znosił nieporządku. Drażniły go drobiazgi: kubek nie na miejscu, skarpetki w salonie. Sam przejął większość obowiązków – robił zakupy, gotował, sprzątał, prał. Lubił wracać do czystego mieszkania. W weekendy urządzał romantyczne kolacje.
Co najdziwniejsze – nigdy się nie skarżył. Sam z siebie wszystko robił. Kilka razy zwrócił mi uwagę na bałagan, ale to przecież nie powód, żeby zrywać. Czasem wieczorem wszczynał awanturę – niby o coś błahego, niby bez powodu. Bywało, iż mnie bez sensu oskarżał o romans w pracy. Może po prostu szukał sposobu, żeby się wygadać. W takich chwilach miałam wrażenie, iż już mnie nie kocha.
A przecież widział, iż nie mam siły na obowiązki domowe. Mnie to nie przeszkadzało. Jemu – tak. I choć lubił gotować i sprzątać, to w końcu się spakował i wyszedł. Zostałam sama. Pustka we mnie. Smutek. Rozczarowanie.
Bo ja naprawdę kocham Zachara. Tylko zmywania nie cierpię.
Co teraz? Nie wiem. Mam wrażenie, iż on już mnie nie kocha. A może ma kogoś? Może te brudne talerze były tylko pretekstem? Czy to naprawdę możliwe, żeby odejść z rodziny… przez zlew pełen naczyń?