![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/0427a02f35c0eaf0911228be990d4166.jpg)
- — W Krakowie mają niebieską nyskę z kiełbaską, a w Białymstoku mamy biały autobus z kiełbasą — śmieje się sprzedawca-weteran smażonego szybkiego dania
- W Białymstoku nie ma drugiego sprzedawcy, który taki biznes w autobusie jeszcze prowadzi, choć na przełomie tysiącleci smażona kiełbasa serwowana była w 13 barobusach
- Właściciel kiełbasowego biznesu mówi Onetowi, iż stawia na jakość, a dobry towar zawsze się obroni, dlatego tyle lat karmi ludzi na giełdzie. Ile kiełbas sprzedaje i jaka jest ich receptura, to cenna tajemnica Grzegorza, której nie chce zdradzić
- — Tata mnie kiedyś tu przyprowadzał, a teraz ja przyprowadzam do pana swoje dzieci — mówią mu stali klienci
- Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Podwójne szyby białego autobusu są zaparowane od środka. Na zewnątrz 4,5 st. C na minusie. Jak na słoneczny luty w Białymstoku to jakby wczesna wiosna zimą, a i tak ludzie narzekają, iż zimno. Zza długiej kotary z grubego wełnianego koca w kratę wyłaniają się ojciec z córką.
— Smakowało?
— Pewnie!
— Co pan poleca?
— Kiełbasę koniecznie! Kiełbasę tu pan smaży, a kolega robi mu na zamówienie. Trzydzieści lat już sprzedaje, a teraz tu na giełdzie więcej takich nie ma. Co tydzień przychodzimy i szukamy drobiazgów, a tu na herbatę i na kiełbasę zawsze zachodzimy — stały klient barobusu zachęca też, by zamówić flaki, bo smaczne.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/8c7bfd63046014f25f543fd029714a16.jpg)
Barobus ze smażoną kiełbasą
Ciepły zapach przysmażonej kiełbasy krąży w promieniu kilku metrów. Kusi nosy przechodniów. Za ciężką kotarą nad drzwiami w środkowej części autobusu, po kilku schodkach do góry wyłaniają się wysokie fotele zaciągnięte szarymi pokrowcami w kolorowe pasy. W oknach wiszą żółte ozdobne zasłonki.
Wnętrze setry, takiej lepszej wersji mercedesa dostosowane jest do potrzeb barowych. Wcześniej autobus normalnie woził wycieczkowiczów, a 11 lat temu Grzegorz przekręcił fotele tak, by przy specjalnych stolikach montowanych na stałe siadało się czwórkami.
W niedzielę po godzinie 10 wolne są skrajne podwójne stoliki. Klienci wciąż dochodzą i przeciskają się w wąskim korytarzu. Jedni idą do lady, drudzy wracają do stolików z parującymi talerzami. Witają się ze sobą, bo tu każdy się zna. To stali bywalcy od lat.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/73359e2fef4623b7b17ac967bf9211b1.jpg)
Grzegorz w swojej autobusowej kuchni
— Jestem od szóstej rano i tak co niedziela od 31 lat oprócz świąt — z uśmiechem i szczypcami w ręce odlicza Grzegorz. Kiełbasy smaży grubo ponad połowę życia. Dzisiaj ma 52 lata i wciąż co niedzielę je kiełbasę, bo nigdy mu się nie nudzi.
Biznes życia
Pomysł na biznes, by autobus przerobić na bar kiełbaskowy, zakiełkował kiedyś w głowie jego sąsiada. Później kolejny autobus przerobili rodzice Grzegorza, a on przerobił kolejny. Oni mieli czerwonego autosana, on niebieskiego. Wspomina dzisiaj, iż pierwszy autobus kupił zaraz po ślubie, za pieniądze, które zebrali od gości. Wszystko zrobił w nim sam.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/33d9b463e29bb315ac5d41fed1ed9357.jpg)
Przerobione na bar wnętrze barobusu
Kiełbasę smażyć zaczynał na giełdzie przy ul. Tysiaclecia Państwa Polskiego. Kiedy handlarze przestali się tam mieścić, przeniosła się na drugą stronę miasta na lotnisko Krywlany. — Tam były czasy świetności giełdy. Przyjeżdżało choćby 1,5 tys. aut do sprzedania. Takich autobusów barów w Białymstoku było kiedyś 13, a przyjeżdżały jeszcze budki, kempingi, busy z jedzeniem — wspomina przełom tysiącleci.
— Tamte czasy były najlepsze — wtrąca się Sławek, który na kiełbasę i kawę na śniadanie przychodzi do Grzegorza od lat.
Na Krywlanach Grzegorz sprzedawał wtedy jeszcze podpiekane kurczaki i pierogi. Dzisiaj zostały: smażona kiełbasa, biała gotowana i także chętnie zamawiane flaki. Tego najbardziej chcą jego klienci.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/fab96e92c1b9bfb05fb4b7964d556458.jpg)
W godzinach szczytu ludzie czekają w kolejce na wolny stolik
— Mówią, iż już trzecie pokolenie do mnie przychodzi — śmieje się właściciel barobusa. Receptury kiełbasy nie chce zdradzić ani tego, ile jej sprzedaje. — Nie mogę powiedzieć, bo to tajemnica handlowa — z uśmiechem przenosi wzrok znad czarnej blachy, gdzie skwierczy jego przysmak. — Sprzedaję wystarczająco dużo, żeby mnie klienci znali i wracali od tylu lat.
Grzegorz przejeżdżał kiedyś prawie wszystkie rynki w okolicy. To była jego praca na cały etat. Cały tydzień w trasie. Poniedziałek smażył w Sokółce, we wtorek w Sokołach, w środę targowisko w Jedwabnem, w czwartki w Knyszynie, w piątki Zambrów. Jedynie sobota była tylko wolna. — Kiedy te rynki wioskowe popadały trochę, to trzeba było sobie inne zajęcie znaleźć — tłumaczy.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/4d2a67f94019f4eb016f8dd4dbf04fe1.jpg)
To serce barobusu Grzegorza
Zestaw obowiązkowy
Przód serty to kuchnia. Zaraz za kierowcą zlewy i stół do krojenia świeżej kiełbasy. Na nim płytka do grzania wody na kawę i herbatę. To miejsce przygotowań. Zaraz za nim lodówka turystyczna otwierana do góry. Tam zapasy kiełbasy. Po przeciwnej stronie serce barobusu. Dwie płytki na gaz. Na jednej blacha do smażenia, na drugiej gar z flakami. Na odchylanej ladzie napoje do wyboru, mleko w kartonie do kawy, cukier i sztuce. Obok pojemnik z gwałtownie znikającym chlebem. Stąd równie gwałtownie wychodzą zamówienia.
— To jest kultowy zestaw u mnie — w tym momencie słychać syk podważanego kapsla od szklanej butelki. — Oranżada i kiełbaska — podsuwa talerz i butelkę do krawędzi lady. Dodatki do wyboru musztarda i/lub keczup. Kromki chleba każdy klient dobiera wedle apetytu.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/ca36f24953a30956c3c193b35a0787d0.jpg)
Kultowy zestaw w barobusie Grzegorza: kiełbasa i „komuna”
Zamawiam połowę porcji kiełbasy. Chuda w środku, mięsista i sprężysta. Na moim talerzu takie danie zdarza się raz na kilka lat. W barobusie Grzegorza, przy tym niecodziennym anturażu, trudno powstrzymać się, choć przed spróbowaniem. Grzegorz zdradza odrobinę tajemnicy, iż kiełbasę kupuje u dużego lokalnego producenta, który od wielu lat przygotowuje konkretnie ten rodzaj kiełbasy i specjalnie do jego baru.
— Nie zmieniamy receptury ani jakości. Kiedy ludzie są przyzwyczajeni do towaru, mówią, iż im smakuje i chwalą, to nie można niczego zmieniać — a ten smak można sprawdzić tylko w niedzielę od szóstej rano do południa.
Grzegorz parkuje długą białą sertę zawsze w tym samym miejscu, naprzeciwko wejścia nowej hali giełdy przy ul. Andersa. Jego klienci zjeżdżają się z całego województwa, bo tego dnia działa, choć już nie tak prężnie, jak przed laty na Krywlanach, giełda samochodowa.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/bc2e9c57e604ce38be2a7bfa217ad657.jpg)
Barobus ze smażoną kiełbasą na giełdzie rolno-towarowej w Białymstoku
Kiełbasa i „komuna” raz
Tłok w autobusie robi się po godz. 10. Ciepło tu, bo grzeją dwa piecyki.
— Cześć Grzesiu! Nie za dużą tylko — kłania się stały klient, a sprzedawca dopytuje, czy jak zwykle „połóweczka” kiełbasy. — Tak jest i tylko musztarda — domawia.
W kolejce dyskusje o pogodzie i mrozie. Przez mróz mniej też białej kiełbasy. Właściciel myślał, iż będzie trudniej sprzedać, to zamówił mniej, a przekornie mróz zgonił ludzi i białą gotowaną wykupili wcześniej.
— Dla mnie czerwoną kiełbaskę — piskliwym głosem zamawia młody chłopak w zielonej kurtce i dużej czapce. Cierpliwie czeka na swoją porcję, bo kolejna tura dopiero trafiła na blachę.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/e1aea32ac61fa82e010fb2912e173368.jpg)
Od lat receptura kiełbasy jest niezmienna
— Tyle lat się smaży, to się wie, ile trzymać na ogniu, co nie Grzesiu? — klient odpowiada za szefa barobusu na pytania o technikę przyrządzania.
Każdy klient bez zająknięcia zamawia swój ulubiony zestaw. — Cześć. Jedna duża i dużo musztardy. Jedna normalna. I komuna — trochę zaskoczona nadstawiam ucha. Panowie od razu to zauważają.
— Wie pani, co to komuna?
— W ogóle wiem, ale co to znaczy tutaj?
— Oranżadka! — uświadamia mnie klient Grzegorza. — Taka, jak się za małolata piło. Teraz nigdzie jej nie piję, tylko tu.
I ja biorę drugą już „komunę”. To też moje wspomnienie, tyle iż już z lat dziewięćdziesiątych, kiedy piłam ją po szkole na murku pod sklepem babci.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/980ba1f9646f24c5d8ec3a5469c624bd.jpg)
Pan Grzegorz kiełbasę smaży od 31 lat
— Po to tu się przyjeżdża. Myśli pani, iż mi się chce przy minus pięć po giełdzie chodzić? Wcale nie, tylko tutaj specjalnie po kiełbasę — ktoś za plecami żartuje, iż specjalnie z Suwałk, ale to tutejszy.
Taka tradycja
— Dwa razy kiełbaska — podchodzi kolejny klient.
— Musztarda i keczup? Ktoś lubi wypieczoną? — dopytuje sprzedawca.
— Dwie wypieczone i po dwa dodatki — potakuje młody mężczyzna. — Chlebek wezmę do tego, oranżadki dwie i to wszystko — młodzi panowie są stąd. — Zawsze jak jestem na giełdzie, kiełbasa to obowiązkowy punkt wizyty. Nigdzie indziej, a to już tak tradycja jest i atrakcja — słyszę.
— Razem 44 zł — podlicza Grzegorz.
Ceny przystępne. Klienci nie narzekają, mimo iż wszystko ostatnio poszło w górę. Wcześniej duża porcja to był koszt ok. 20 zł. Dzisiaj oscyluje przy 27 zł. Każda kiełbasa waży się na kuchennej wadze. Stoi obok płytki gazowej.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/4f0bf904bc1d56907a0ed637f6d54c73.jpg)
Sławek do baru z kiełbasą co niedzielę przychodzi też na kawę
Sławek zamawia kawę. Synowi bierze kiełbasę i herbatę. — Kochana, ja tu jeżdżę przynajmniej 30 lat. Jeszcze ojciec jego robił, jeszcze Grzesiek rowerem z czterema kółkami jeździł, a kiełbasa już była. Ja tu na śniadanie zachodzę. To już jakieś moje zboczenie jest — tak podkreśla swój sentyment do tego miejsca. Panowie znają się jeszcze z podwórka.
Ruch w interesie jak w kołowrotku. Ciągła rotacja: kolejka, zamówienie przy ladzie, płatność gotówką, wydanie dania, kolejka do stolika, konsumpcja, odniesienie naczyń do kosza, „cześć”, „do widzenia” i tak w kółko.
Już przed jedenastą Grzegorz wyjmuje z lodówki ostatnią porcję kiełbasy do usmażenia. Mówi, iż zaraz koniec giełdy. Towaru zamawia tyle, żeby mu nie zabrakło, choć zdarza się, iż nie wyliczy odpowiednio.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27599695/15c18cfe08d430cf8c451db0ff6b8b69.jpg)
Barobus ze smażoną kiełbasą w Białymstoku
— Powiedz, powiedz, kto po chleb biega, jak brakuje? — wtrąca się Sławek.
— Dobrze mówisz, zobacz, co dzisiaj się dzieje. Niby giełda jest mała, bo w zasadzie połowa, a ludzie tu lgną, a do tego się znają — przerywa, bo ma zamówienie na flaki. Niestety „komuny” już nie wyda, bo też się skończyła. — Szczerze, to spodziewałem się dzisiaj mniejszego ruchu ze względu na ten mróz, a jest normalnie, jak zwykle — wydaje inny napój. — Sławek! Sławek, weź skocz po chlebek. Dwie sztuki weź, wiesz gdzie — i wraca do kolejnego klienta.