Na dzisiejszą wizytę kontrolną na Garncarskiej spóźniłam się z premedytacją. No bo kurwa co to za zwyczaje, żeby normalnemu człowiekowi termin USG na 8:45 wyznaczyć!
O tej porze to ja się dopiero na drugi boczek obracam i przytulam do podusi, a przeca to trza wstać przynajmniej godzinę wcześniej, coby i poranna rozgrzewka w stopniu minimalnym była, i śniadanko jakieś szybkie i irokez ogarnięty… więc wczoraj wieczorem stwierdziłam, iż mój mroczny organizm zniesie pobudkę, owszem, ale o 8:30 i ani sekundy wcześniej, tak nastawiłam alarm w komórce i po śladowej gimnastyce, śniadanku i z ogarniętym irokezem zjawiłam się przed stosownym gabinetem równo godzinę po terminie, ok, są 2 osoby w kolejce, znaczy jeszcze nie zamknęli, luz. Miła dziewczyna, która wykonywała badanie troszkę marudziła, iż wstrzeliłam się z przyjściem idealnie w jej przerwę, ojej, przepraszam, zaspałam, po prostu zaspałam – naściemniałam bezczelnie 😛
I z dziką euforią wysłuchałam opinii, iż niewielka zmiana w lewym, jedynym jakiego posiadam, cycku, którą obserwujemy od jakiegoś czasu, nie powiększyła się ani trochę, jest więc to łagodna torbiel, czyli wsio git i ok.
A potem ponad godzinę przysypiałam w poczekalni przed C10, zanim wezwano mnie na omówienie wyników i całe to kontrolne blabla blabla.
Zgodnie z przewidywaniami tym razem powitał mnie zupełnie inny lekarz, niż poprzednio, system pt „co wizyta to nowy lekarz prowadzący” działa jak widzę fantastycznie i niezmiennie 😛
Tym razem trafił mi się facet, ooo rzadkość, tym bardziej młodziutki rudawy chłopaczek o zarumienionych policzkach.
I po krótkim wstępie podsumowującym (wsio git, żadnych niepokojących zmian) zakomunikował mi ni mniej ni więcej, iż koniec leczenia.
JA PIERDOLE KURWA I CHUJ – KONIEC!!!!!!!
No bo tę nieszczęsną Lamettę, tę od napadów bolesnego gorąca biorę już 5 lat, a są 2 opcje, iż albo 5 albo 7, a przerzuty do węzłów chłonnych były niewielkie, gdzie on to kurwa wyczytał, to nie wiem, ale nieważne, najważniejsze, iż koniec z tym gównem!!! 😛
Ostatnia recepta do wykupienia, mammografia w listopadzie, USG w grudniu (jedno i drugie badanie w okolicy południa, zlitowali się wreszcie na koniec hahaha) i jeżeli wyniki będą w porządku, to kończymy z leczeniem uzupełniającym.
Czekałam potem pod gabinetem na końcowy świstek wypisu i przestępowałam z nogi na nogę, w zasadzie to tak trochę tańczyłam 😀
Wracając do domu kupiłam wielki kawał tarty ze szpinakiem, podobnej wielkości kruchy placek ze śliwkami i butelkę czerwonego wytrawnego, bo takie lubi Moja Kochana Sąsiadka, a z nią właśnie będę wieczorem świętować 🙂
To na razie tak wstępnie, prawdziwie huczna impreza będzie zimą i niech nic choćby nie śmie spierdolić mi tych planów 😀
Aaaaa i zapomłam, właśnie odebrałam 2 nowe, absolutnie najsuper zajebiste rękawy kompresyjne, Fundusz dopłacił trochę mniej, niż się spodziewałam, ale chuj tam! Prezentacja nowego uciskowego gadżetu przy najbliższej okazji, a ja czuję wyraźnie, iż wymiary dobrano dokładniej, mam więc kolejny powód do świętowania 😀
więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/po-raku/