Tajemniczy worek: dramat przemiany
W nadmorskim miasteczku Ustka, gdzie poranna mgła osiada na dachach, a zapach sosny miesza się z morską solą, Bartosz z trudem dowlókł ogromny biały worek pod klatkę schodową i ciężko westchnął.
– No cóż, ciężki jak diabli! – mruknął, spoglądając na swój ładunek.
Ocierając pot z czoła, wybrał kod do mieszkania na domofonie.
– Bartku, to ty? – rozległ się głos teściowej, a Bartosz wciągnął worek do windy.
Wstawiwszy pakunek prosto do kuchni, postawił go przy stole.
– Bartek, co to jest?! – zawołała Zofia Nowak, patrząc podejrzliwie na zięcia.
Bartosz porozumiewawczo zmrużył oczy.
– Zaraz zobaczycie! – powiedział i zaczął wyjmować zawartość worka na stół.
– Boże, Bartku, po co aż tyle?! – wykrzyknęła teściowa, a jej oczy wyszły z orbit na widok zawartości.
Zanim poznała Bartosza, Zofia uważała się za wzór oszczędności. Jej córka Patrycja też tak myślała, ale cierpiała z tego powodu.
– Patrycja, odłóż ten proszek na półkę! – rozkazywała Zofia w sklepie. – Weź ten obok, jest dwa razy tańszy! Można choćby kupić więcej!
– Mamo, ale on jest gorszej jakości… – protestowała Patrycja.
– Wcale nie! Po prostu nie jest reklamowany! Proszek to proszek! Mówię ci, jesteś zbyt naiwna!
Patrycja, mrucząc coś o tym, iż skąpy płaci dwa razy, odkładała opakowanie i brała to, co wskazała matka.
Jeśli z proszkiem jeszcze się godziła, to z ubraniami było gorzej.
– Mamo, patrz, jak mi leży? – Patrycja pokazywała nową spódnicę.
– Znowu coś nowego? Ile to kosztuje? – marszczyła brwi Zofia.
– To bez znaczenia! – denerwowała się Patrycja. – Sto lat nic nie kupowałam! Ważne, iż ładnie wyglądam!
– Ważna jest cena! – teściowa skrzyżowała ręce, patrząc na córkę surowo.
Patrycja podała cenę, wiedząc, co nastąpi.
– O rany! Kawałek materiału nie jest tyle wart! – oburzyła się matka.
– Mamo, dość już! Za takie pieniądze dziś nic się nie kupi! Chcę wyglądać dobrze, a ja i tak chodzę w starych ubraniach! – broniła się Patrycja.
– Ładnie można wyglądać i za mniej! – ucinała Zofia.
Żadne argumenty o jakości materiału czy idealnym kroju nie działały.
– Mamo, dlaczego jesteś taka skąpa? Przecież nie jesteśmy biedni! – wybuchnęła Patrycja.
– Właśnie dlatego, iż nie jesteśmy biedni! Bo umiem oszczędzać i robić zapasy! A ty jesteś jak twój ojciec – rozrzutna! – odpowiadała matka.
Patrycja milkła, przypominając sobie, jak rodzice się rozwiedli. Kłótnie, podział majątku, spory o alimenty – to wszystko uczyniło z oszczędnej Zofii prawdziwą skąpą.
W czasach studenckich Patrycja nie zapraszała nikogo do domu. Matka uważała gości za zbędny wydatek.
– Nie rozumiem tych spotkań! – narzekała. – Zbierają się, jedzą, piją, gadają, a gospodyni potem zmywa naczynia i znów zapełnia lodówkę!
Patrycja próbowała tłumaczyć, ale w końcu machnęła ręką – matka nie słuchała. Po studiach znalazła pracę i poznała Bartosza.
– Mamie się nie spodoba – pomyślała od razu.
Bartosz nie miał nic z tego, co ceniła Zofia: ani mieszkania, ani zamożnych rodziców, ani spadku. Zwykły pracownik biurowy, ale z ambicjami. A ambicje, jak uważała teściowa, nie są namacalne. Patrycja zwlekała z ich spotkaniem, ale Bartosz zaczął mówić o ślubie i musiała podjąć decyzję.
– Bartku, moja mama jest… wyjątkowa – zaczęła Patrycja. – Bardzo oszczędna.
– To dobrze – wzruszył ramionami.
– Nie, nie rozumiesz. Ona jest… Skąpa jak nigdy! Będzie liczyć każdy twój kęs przy stole. Bądź gotowy na cierpliwość. Po ślubie wynajmiemy mieszkanie, a niech mama dalej oszczędza.
– Nonsens! – uśmiechnął się Bartosz. – Damy radę. A wiesz co? Lepiej mieszkać z nią. Na własne mieszkanie nie uzbieramy, a u moich rodziców tłok. Decyduj!
Patrycja zamyśliła się: „Bartek nie ma pojęcia, jaką mam matkę. Ale spróbować można. W razie czego się wyprowadzimy”.
– Dobrze, zaryzykujemy – zdecydowała. – Ale jeżeli będzie nie do zniesienia, powiedz od razu.
– Nie doceniasz mnie – mrugnął Bartosz.
Ślub był skromny, co ucieszyło Zofię.
– Słusznie, po co marnować pieniądze! – pochwaliła.
Gdy dowiedziała się, iż młodzi zamieszkają z nią, lekko się skrzywiła, ale znalazła w tym sens.
– No dobrze, mieszkajcie, oszczędzajcie na mieszkanie. Ale moje zasady się nie zmienią! – oświadczyła.
– I nie muszą! – wtrącił Bartosz. – Pani Zofio, pani jest świetna! Młodzi nie umieją oszczędzać, a potem narzekają. Jestem po pani stronie!
Teściowa zaczerwieniła się z zadowolenia.
– Co za zięć! Biedny, ale mądry. Z takim podejściem daleko zajdzie! – pomyślała.
Bartosz gwałtownie zyskał jej zaufanie, proponując:
– Niech pani pozwoli mi robić zakupy dla całej rodziny. Znam miejsca, gdzie jest taniej. Będziemy oszczędzać z głową!
– Bartku, ty jesteś skarbem! – wzruszyła się teściowa.
Patrycja słuchała zdumiona, a Bartosz mrugnął do niej porozumiewawczo.
Wkrótce szafy uginały się od zapasów. Bartosz dotrzymał słowa, a Zofia cieszyła się jak dziecko. Ale nie na długo.
– Nie, nie, tak nie można! – Bartosz odebrał teściowej miarkę z proszkiem. Wsypał połowę z powrotem do opakowania i podał jej resztę. – Tyle wystarczy!
Teściowa spojrzała na proszek zdezorientowana.
– Bartku, to mało, nie wypierze…
– Wypierze! jeżeli się pieni, to jest czyste! – oświadczył Bartosz.
Zofia zdziwiła się, ale pomyślała: „Może ma rację?”.
Później spytał Patrycję:
– Co twoja mama lubi najbardziej? Gdzie ma słabość?
– Wiem! – przypomniała sobie Patrycja. – Mama ma obsesNa następny dzień Zofia obudziła się z nowym postanowieniem – od dziś zacznie żyć pełnią życia, nie gromadząc już niepotrzebnych rzeczy.