Tajemniczy przybysz: dramat rodzinnych więzi

newsempire24.com 1 tydzień temu

W małym miasteczku nad jeziorem, gdzie zachody słońca odbijają się w tafli wody, a stare drewniane domy trzymają jeszcze ciepło minionych lat, Zofia Kowalska wróciła ze sklepu, dźwigając ciężkie torby z zakupami. Na deser kupiła ogromnego arbuza, wyobrażając sobie euforia syna. Postawiła torby w przedpokoju i nadsłuchiwała. Z pokoju Krzysztofa dochodziły stłumione głosy, jakby ktoś szeptał. Serce Zofii zabiło mocniej. Weszła do pokoju i zamarła – jej syn bawił się drewnianymi figurkami z nieznajomym mężczyzną. Obaj pochłonięci układaniem zabawek, uśmiechali się i mówili tak cicho, jakby bali się spłoszyć ten moment. Zofia przyjrzała się gościowi i oniemiała.

— I co, ciągle w domu siedzisz, Krzysiek? — marudziła nie raz. — Całe życie samotnie przeżyjesz! Spójrz na Tomka, kolegę z twoich czasów. Został mechanikiem, pracuje, ma wszystko poukładane. Ożenił się, urodził się syn, werandę wybudował. Żona wprawdzie odeszła — charakterami nie pasowali, bywa — ale Tomek się nie poddał. Nową znalazł, z dzieckiem, potem swoje urodzili. A syna z pierwszego małżeństwa na wakacje do babci wozi. Wszyscy zadowoleni, choćby była żona — też za mąż wyszła. A sąsiadka ciocia Hania wniebowzięta — troje wnuków, dom pełen śmiechu, życie wre! Tomek z nową żoną, Oliwią, radzą sobie z dziećmi, a ciocia Hania pomaga. Wszystko się u nich ułożyło, a ty przez cały czas siedzisz!

— U nas cicho — ciągnęła Zofia, kręcąc głową. — W kogo ty taki, moja męko? Nas już nie będzie, zostaniesz sam, i choćby pogadać nie będzie z kim! Wyłącz ten swoj tokarkę, kiedy mama do ciebie mówi!

Krzysztof wyłączył maszynę, oderwał wzrok od pracy:

— Wszystko w porządku, mamo, pilne zamówienie.

— Oczywiście, Krzysiek — westchnęła matka. — Nic się nie zmieni. Trzydzieści dwa lata w domu siedzisz i będziesz siedzieć. Nic cię nie ruszy. A ojciec jeszcze cię wspiera, tylko milczy i milczy. Och, synku, ojciec cichy, a ty jeszcze cichszy!

Zofia wyszła z warsztatu, gdzie Krzysztof pracował.

Ledwie skończył podstawówkę w miejscowej szkole. Uczył się dobrze, ale nie lubił tam chodzić — hałas, bieganina, przeszkadzali mu w myśleniu. Po szkole oznajmił: nie będę się dalej uczyć, mam swoje zajęcie, wystarczy mi na całe życie. Był już niezłym stolarzem. Ojciec całe życie pracował w miejscowej fabryce i syna nauczył rzemiosła. Krzysztof okazał się jeszcze większym milczkiem niż on. Lubił pracować z drewnem w samotności, wszystko przemyślając.

Matka się martwiła — może z nim coś nie tak? Na imprezy nie chodzi, na dziewczyny nie patrzy, ciągle sam. Za głośne są, mówił, nudne. Mi dobrze. Zarabiał jednak nieźle. W warsztacie całymi dnimi coś tworzył: zabawki, małe meble. Zrobił krzesło — cudo! Zamówienia miał na pół roku naprzód, ludzie z miasta przyjeżdżali. A matka ciągle się niepokoiła: czwarty krzyżyk na karku, a on sam! Żenić się nie chce, dzieci nie chce. Na życie innych patrzył — nie podobało mu się.

Teraz dostał pilne zamówienie — biurko z krzesłem dla chłopca. Wszystko ustalił z klientem przez internet, prosili o szybkość. Starał się, by było idealne, by sprawiało radość. Z pracy, uważał, powinno płynąć szczęście.

Po tygodniu biurko było gotowe: z regulacją wysokości i kąta nachylenia. Klient napisał, iż chłopiec, dla którego jest zamówienie, jest słabego zdrowia, uczy się w domu. Prosili, by Krzysztof sam przywiózł zamówienie, by na miejscu dopasować. Sami nie mogli przyjechać. Krzysztof nie chciał jechać — zwykle ojciec zawoził gotowe rzeczy. Nie lubił rozmawiać z obcymi — za dużo słów.

Ale klient nalegał — tylko mistrz, dla dobra dziecka. Nie było wyjścia — pojechał z ojcem do wsi. Rozładowali, Krzysztof zaniósł biurko. Na szczęście był silny, a mebel lekki. Zapukał. Otworzyła dziewczyna. Nie spodziewał się — korespondował z kimś o imieniu Magda, myślał, iż mężczyzna. A tu kobieta, i to z tak precyzyjnymi rysunkami!

— Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z Magdą? Przywiozłem zamówienie — powiedział cicho.

— Dzień dobry, to ja jestem Magda, proszę wejść — odparła równie cicho, odsuwając się, by przepuścić go z biurkiem. Miała ciepły uśmiech i mięki głos. — Proszę do pokoju, tylko niech pan nie mówi głośno. Mój synek, Staś, boi się obcych.

Krzysztof wszedł — chłopiec siedział przy małym stoliku, wyraźnie niewygodnym, budował coś z klocków. Magda dodała:

— Niech się pan nie dziwi, Staś mało mówi. Synku, daj, spróbujemy nowego biurka, które pan Krzysztof zrobił.

Staś nie chciał się odrywać — Krzysztof to rozumiał, sam taki był. gwałtownie złożył biurko, ostrożnie przeniósł klocki, posadził chłopca. Wyszli z Magdą do przedpokoju. Staś wyprostował się, postawił nogi na podnóżek i wrócił do zabawy. Magda, widząc jego wzrok, krótko wyjaśniła:

— Mąż miał inne zainteresowania. Staś i tak miał problemy, a on go jeszcze przestraszył, przyszedł pijany. Lekarze mówią, iż z czasem minie. Wyrzuciłam go, żyjemy we dwie. Pieniądze przelewam, dziękuję.

— Powodzenia i zdrowia dla syna — powiedział Krzysztof. — jeżeli coś będzie potrzebne, proszę pisać. A wodę mogę? — gardło mu wyschło.

Wypił szklankę, zszedł do ojca i pojechali.

Przez tydzień pracował nad nowym zamówieniem, ale nic mu nie wychodziło. Wciąż myślał o chłopcu. Odłożył pracę, wziął resztki dębu i lipy, do rana majsterkował. Matka się niepokoiła: zupełnie się zamknął. Rano spakował zabawki do plecaka:

— Tato, wezmę samochód, muszę jechać.

Matka zdziwiła się — on sam pojedzie? Ojciec w milczeniu oddał kluczyki.

Drogi się nauczył. Zadzwonił — cisza. Jeszcze raz. Szmer, ktoś spojStaś stał za drzwiami, trzymając się framugi, a gdy zobaczył Krzysztofa, jego oczy zaiskrzyły się jak poranne słońce na jeziorze.

Idź do oryginalnego materiału