Tajemniczy Obraz

newsempire24.com 5 dni temu

**Tajemniczy obraz**

Siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu, wpatrzona w migające za oknem krajobrazy. Miałam podniosły nastrój, jak przed świętami – przed Bożym Narodzeniem czy urodzinami. Ale moje urodziny są w grudniu, a teraz był lipiec.

Za kierownicą siedział poważny, dobrze zbudowany mężczyzna. Widziałam tylko jego ogolony kark, który przechodził w grubą szyję. Kark był nieprzyjemny, wstrętny. Kierowca patrzył przed siebie, nie odwracał głowy, jakby gruba szyja mu na to nie pozwalała. Pomyślałam, iż to wcale nie człowiek, tylko robot. Uniosłam się nawet, żeby zajrzeć mu w twarz.

— Siadaj! — warknął, nie odwracając się.

Więc znów opadłam na siedzenie. Zaczęłam znów wpatrywać się w okno. Mijały nas pola, lasy, wioski. Wyprzedziliśmy dwóch rowerzystów – mężczyznę i nastolatka – którzy spojrzeli na mnie przez szybę. Nastrój znów się poprawił. Jechałam pierwszy raz do innego miasta, do babci i dziadka, których nigdy nie widziałam.

— Długo jeszcze będziemy jechać? — zapytałam.

— Nie — odpowiedziała mama z przodu.

— Dlaczego nigdy wcześniej nie odwiedzaliśmy babci i dziadka?

Mama odpowiedziała coś niewyraźnego.

— A jest tam rzeka?

— Jest. Tam jest wszystko. Przestań paplać. Jak przyjedziemy, sama zobaczysz. — W jej głosie słychać było rosnącą irytację.

Zamilkłam. Ostatnio mama irytowała się na wszystko, przy byle czym zaczynała krzyczeć. Wszystko zaczęło się, gdy odszedł tata. Spakował rzeczy i wyszedł.

„Niech już tylko dojedziemy” — myślałam. — „Chyba jedziemy na wakacje, skoro mama wzięła tyle rzeczy, choćby moje ulubione zabawki. choćby tornister. Po co tornister na wakacjach?” Pytań było wiele, ale nie odważyłam się ich zadać.

Oparłam się o siedzenie i zaczęłam nucić. Cichutko, jedną nutę, potem drugą…

— Przestań jęczeć! Już mi niedobrze — warknęła mama. Zamilkłam, naburmuszona.

W końcu wjechaliśmy do miasta. Znów przywarłam do szyby. Samochód zatrzymał się przed dwupiętrową ceglaną kamienicą.

— Przyjechaliśmy. Dom, słodki dom — powiedziała mama, otwierając drzwi auta. Nie brzmiało to radośnie, tylko z rezygnacją.

Dom był stary, szary, z dwoma klatkami schodowymi. Żadnego podwórka, ani placu zabaw z plastikową zjeżdżalnią i huśtawkami, jak u nas. Tylko dwie ławki przed wejściem.

Kierowca wyniósł nasze rzeczy z bagażnika i też patrzył na kamienicę. Mama poprosiła, żeby poczekał, wzięła walizkę i torby, podeszła do klatki. Pobiegłam za nią. Drzwi były drewniane, pokryte odpryskującą brązową farbą, a nie metalowe, bez domofonu.

— Otwórz — powiedziała mama zirytowana.

Wbiegłam przed nią i otworzyłam skrzypiące drzwi. Weszłyśmy na drugie piętro. Mama postawiła walizkę na betonowej podłodze, żeby zadzwonić, ale drzwi nagle same się otworzyły. Zobaczyłam wysoką, surową kobietę. Nic nie mówiła, tylko stała i patrzyła na nas.

Mama wzięła walizkę i weszła do środka. Wślizgnęłam się za nią i od razu przylgnęłam do jej boku. Już wiedziałam, iż to babcia otworzyła drzwi.

— No, czego stoisz? Wejdź do pokoju — powiedziała babcia niezbyt przyjaźnie.

Nie drgnęłam. Jakbym przykleiła się do mamy. Z pokoju wyszedł wysoki, siwy mężczyzna.

— To twój dziadek Jan — powiedziała mama. — Tu są jej rzeczy, zabawki, buty… — wymieniała cicho.

— Rozkminimy — odparła babcia sucho. — Herbaty nie napijesz się?

— Nie, taksówka czeka — odpowiedziała mama.

I wtedy zrozumiałam, iż mama zostawi mnie tu, a sama zaraz odjedzie. Objęłam ją rękami i zaczęłam błagać:

— Mamo! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie tu! Zabierz mnie ze sobą…

— Nie powiedziałaś jej? — zapytała babcia z wyrzutem.

Mama nie odpowiedziała. Próbowała odkleić moje ręce, ale trzymałam się jak kleszcz.

— Przyjadę po ciebie, później. Na razie zostaniesz u babci i dziadka. Dość! — nagle krzyknęła mama, oderwała moje ręce i odepchnęła.

Za mną złapały mnie ręce babci, przycisnęły do jej brzucha. Zaczęłam się szarpać, wić jak wąż.

— Idź… Wyjdź! — warknęła babcia, a mama wymknęła się za drzwi.

— Mamo! Puść! — krzyczałam.

Babcia wypuściła mnie, ale mama już zniknęła.

— Zosiu! — usłyszałam spokojny głos dziadka.

Stanął przede mną, wysoki, wyprostowany. Skurczyłam się, ze strachem wpatrując się w niego. Uśmiechał się, a jego oczy były ciepłe i życzliwe.

— Chodźmy — powiedział, wziął mnie za rękę i zaprowadził do pokoju.

Stare meble, sofa, pianino przy ścianie. Było przytulnie i bardzo cicho. Słyszałam choćby tykanie zegara. Potem piliśmy herbatę z naleśnikami. Tak pysznych nigdy w życiu nie jadłam. Później poszłyśmy z babcią na dwór. Pod klatką bawiły się dwie dziewczynki. Babcia zostawiła mnie z nimi i wróciła do domu.

— Będziesz teraz tu mieszkać? — spytała jedna.

— Nie, mama niedługo po mnie przyjedzie — powiedziałam pewnie, ale oczy zdradliwie zaczęły mnie szczypać.

Nadszedł wrzesień, a mama nie przyjechała. Poszłam do szkoły. Te dwie dziewczynki były w mojej klasie — w II B. Ogólnie podobało mi się z babcią i dziadkiem. Nie kłócili się, nie podnosili głosu, nie tak jak rodzice.

Ostatnio rodzice wcale nie rozmawiali, tylko krzyczeli na siebie. Potem tata odszedł. Mama też często wychodziła wieczorami. Czułam, iż może już nie wrócić. Stałam przy oknie, wpatrując się w ciemność, aż bolały mnie oczy. W końcu pod domem zatrzymywało się taxi, mama wysiadała. gwałtownie kładłam się do łóżka, nakrywałam kołdrą i zamykałam oczy. Serce biło z euforii — mama wróciła! Uspokajałam się i zasypiałam.

Oczywiście tęskniłam za mamą i długo na nią czekałam. A potem przestałam. Babcia powiedziała tylko raz, iż mama układa sobie życie. Dorastałam, nie znając trosk. Gdy byłam wKiedy wiele lat później moja córeczka zapytała mnie o babcię, której nigdy nie poznała, po prostu pociągnęłam ją za rączkę i przytuliłam mocno, wiedząc, iż niektóre historie lepiej pozostawić w ciszy.

Idź do oryginalnego materiału