Tajemniczy motek z Zaros - 16. odc. przygód Mariolci

e-dziewiarka.pl 1 tydzień temu

Rozdział I: Włóczkowa wyprawa na Kretę

Mariolcia, właścicielka przytulnego sklepu "e-dziewiarka" w angielskim miasteczku, postanowiła wyruszyć na Kretę, by zaczerpnąć nowych inspiracji do swoich dziewiarskich projektów. Jej celem stała się miejscowość Zaros, położona na południowych zboczach góry Psiloritis, około 44 km na południowy zachód od Heraklionu.

Zaros, znane z obfitych źródeł wody pitnej i malowniczego jeziora Votomos, przyciągało turystów pragnących doświadczyć autentycznej kreteńskiej atmosfery. Mariolcia zatrzymała się w apartamentach prowadzonych przez gościnnego Dimitrisa, który gwałtownie zauważył jej pasję do dziewiarstwa.

– Mariolcia, widzę, iż twoje ręce tworzą prawdziwe cuda z włóczki! – zauważył Dimitris pewnego wieczoru, obserwując jej pracę na tarasie.

– Dziękuję, Dimitrisie. Dziewiarstwo to moja pasja i sposób na życie – odpowiedziała z uśmiechem.

– A może poprowadziłabyś warsztaty dla lokalnych kobiet? Myślę, iż byłyby zachwycone, ucząc się od ciebie – zaproponował.

Mariolcia z entuzjazmem przyjęła propozycję, widząc w niej okazję do nawiązania nowych znajomości i wymiany doświadczeń.

Rozdział II: Warsztaty w restauracji Vegera

Warsztaty odbywały się w restauracji Vegera, słynącej z autentycznej kreteńskiej kuchni i rodzinnej atmosfery.

Każdego wieczoru, przy dźwiękach tradycyjnej muzyki, Mariolcia spotykała się z grupą lokalnych kobiet, ubranych w tradycyjne czarne stroje.

– Kalimera, Mariolcia! – witała ją Sofia, najstarsza z uczestniczek. – Co dziś będziemy tworzyć?

– Dzień dobry, Sofio! Dziś nauczymy się robić koronkowe wzory, idealne na letnie chusty – odpowiedziała Mariolcia.

Kobiety z zapałem przystępowały do pracy, a atmosfera była pełna śmiechu i radości. Podczas przerw delektowały się lokalnymi przysmakami, takimi jak gardoumbakia czy hohlioi, przygotowanymi przez gospodarzy Vegery.

– Mariolcia, twoje techniki są niesamowite! – zachwycała się Eleni, młodsza uczestniczka. – Nigdy nie myślałam, iż można stworzyć coś tak pięknego z włóczki.

– To kwestia praktyki i serca włożonego w pracę – odpowiedziała Mariolcia. – A wasze zaangażowanie jest naprawdę inspirujące.

Po zakończeniu cyklu warsztatów, wdzięczne kobiety postanowiły podziękować Mariolci w wyjątkowy sposób. Sofia wręczyła jej manualnie przędziony motek moheru.

– Mariolcia, to dla ciebie. Niech ten motek przypomina ci o nas i naszej wdzięczności – powiedziała Sofia z uśmiechem.

– Dziękuję wam z całego serca. To dla mnie niezwykle cenny dar – odpowiedziała wzruszona Mariolcia.

Rozdział III: Wąwóz Rouvas i niesforny motek

Następnego dnia Mariolcia postanowiła wybrać się na wycieczkę do wąwozu Rouvas, będącego częścią szlaku E4.

Spakowała plecak, a motek moheru, jako pamiątkę od nowych przyjaciółek, zabrała ze sobą, planując może usiąść gdzieś po drodze i podziergać.

Ścieżka początkowo była łagodna, otoczona bujną roślinnością i dźwiękami natury. Jednak z czasem stawała się coraz węższa i bardziej stroma. Nagle, podczas jednego z postojów, silny podmuch wiatru wyrwał motek z jej plecaka.

– O nie! – zawołała Mariolcia, patrząc, jak motek toczy się w dół ścieżki.

Bez zastanowienia ruszyła za nim, starając się go dogonić. Motek odbijał się od kamieni, przeskakiwał przez korzenie, a Mariolcia z determinacją starała się go złapać.

– Stój! – krzyknęła, choć wiedziała, iż to bez sensu.

W pewnym momencie motek zniknął w niewielkiej grocie ukrytej za skałami. Mariolcia, zdyszana, weszła do środka, ciesząc się, iż w końcu go odzyskała.

– Mam cię! – powiedziała z ulgą, podnosząc motek.

Nagle usłyszała dziwny dźwięk. Zanim zdążyła zareagować, wejście do groty zasypała lawina kamieni.

– Co się dzieje?! – krzyknęła przerażona.

Zapanowała ciemność.

Mariolcia siedziała w grocie, otulona półmrokiem. Wokół unosił się zapach wilgotnych skał, a jej serce biło jak oszalałe. Lawina zamknęła wejście, ale na szczęście nie odcięła jej całkowicie powietrza.

– Spokojnie, Mariolcia – powiedziała do siebie, próbując opanować nerwy. – To tylko chwilowe. Muszę pomyśleć, co dalej.

Wyjęła motek z torby i przytuliła go jak talizman.

– Ty niesforny, mały psotniku, ileż to przez ciebie nerwów! – mruknęła z uśmiechem mimo sytuacji.

Postanowiła odczekać, aż sytuacja się uspokoi. Czas w grocie wypełniła myślami o warsztatach w Zaros i wspomnieniami kobiet z restauracji Vegera. W ich śmiechu i opowieściach było coś, co teraz dodawało jej siły.

Po godzinie czuła, iż cisza na zewnątrz zwiastuje koniec osuwiska. Zaczęła ostrożnie przesuwać kamienie, które blokowały wejście.

– Jeszcze trochę… Jeszcze chwilę… – mówiła, przesuwając jeden kamień za drugim.

Kiedy w końcu wydostała się na zewnątrz, świat wyglądał zupełnie inaczej. Ścieżka, którą wcześniej podążała, była teraz pokryta odłamkami skał.

– Muszę jak najszybciej wrócić do Zaros – pomyślała, ruszając w dół wąwozu, tym razem ostrożniej.

Rozdział IV: Powrót do Zaros

Mariolcia dotarła do miasteczka późnym wieczorem, pokryta pyłem, ale cała i zdrowa. Gdy tylko weszła do restauracji Vegera, Sofia i inne kobiety wstały z miejsc zaniepokojone.

– Mariolcia! Co się stało? – zapytała Sofia, podbiegając do niej.

– To długa historia – odparła Mariolcia z wymuszonym uśmiechem, siadając przy stole. – Powiedzmy, iż wasz motek mnie uratował.

Eleni podała jej szklankę wody, a Dimitris, który także był w restauracji, podszedł z zatroskaną miną.

– Wyglądasz, jakbyś przeszła przez piekło, Mariolcia.

– Raczej przez wąwóz Rouvas – odparła, z trudem hamując śmiech.

Kiedy opowiedziała swoją historię o lawinie i motku moheru, kobiety słuchały z napięciem, co chwila wtrącając swoje uwagi.

– A jednak miałam rację! – powiedziała Sofia, uderzając dłonią w stół. – To nie był zwykły motek.

– Być może. Ale na pewno ma dla mnie teraz wartość sentymentalną – odpowiedziała Mariolcia, wyjmując włóczkę z torby i pokazując ją wszystkim.

Dimitris spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Mariolcia, powinnaś to oprawić w ramkę!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a napięcie zaczęło ustępować miejsca radosnej atmosferze.

Rozdział V: Powrót do "e-dziewiarki"

Po kilku dniach Mariolcia pożegnała się z Zaros, obiecując sobie, iż jeszcze tu wróci. Gdy dotarła do swojego sklepu w Anglii, poczuła znajome ciepło.

W "e-dziewiarce" czas jakby stanął w miejscu – drewniane półki uginały się pod motkami, a powietrze wypełniał zapach lawendy i świeżo parzonej herbaty.

Mariolcia wyjęła motek moheru z torby i postawiła go na honorowym miejscu w witrynie.

– Będziesz mi przypominał o Krecie i o tym, iż choćby najprostsze rzeczy mogą mieć wielką wartość – powiedziała do siebie z uśmiechem.

Wieczorem, kiedy w sklepie panowała już cisza, spojrzała na gablotę i pomyślała o kobiecych śmiechach, kreteńskim słońcu i wąwozie Rouvas.

– Moher, który mnie ocalił – wyszeptała, sięgając po druty. – To będzie piękna historia na zimowe wieczory.

Tego wieczoru powstała pierwsza chusta z "magicznego" motka. Wzór był pełen słońca, krętych dróg i wspomnień, które rozgrzewały serce Mariolci za każdym razem, gdy na niego patrzyła.

{nomultithumb}
Idź do oryginalnego materiału