Tajemnicze bulgotanie z głębi ziemi. Mofeta w Tyliczu skrywa sekret PRL-u

g.pl 1 tydzień temu
Niepozorne źródełko w Beskidach od wieków przyciąga ciekawskich. Z wody unoszą się bąbelki, ziemia cicho bulgocze, a w powietrzu czuć delikatny zapach minerałów. Dla Łemków był to oddech piekła, dla naukowców fascynujący dowód potęgi natury. Dla władz PRL-u natomiast idealne miejsce do tajnych eksperymentów.
Dziś miejsce to przyciąga turystów szukających kontaktu z naturą, ale przez wieki wzbudzało raczej respekt i ciekawość. W XVI wieku pozyskiwano stąd ochrę, naturalny pigment barwiący żelazo w dawnych hutach. Z czasem wokół źródełka narosły legendy, a jego niezwykłe adekwatności zaczęli badać uczeni – w PRL-u choćby w ramach oficjalnych programów. Dla jednych mofeta była dowodem, iż ziemia wciąż żyje, dla innych tajemniczym znakiem z głębi piekieł. Dziś bulgoczące kręgi w Tyliczu przypominają, jak niezwykłe i nieprzewidywalne potrafi być wnętrze naszej planety.


REKLAMA


Zobacz wideo "Sanatorium Miłości" z bliska! Oto najpiękniej położone uzdrowisko w Polsce


Mofeta - co to takiego? Oddech ziemi w sercu Tylicza
Mofeta w Tyliczu to jedno z najbardziej niezwykłych zjawisk przyrodniczych w polskich górach. Z głębi ziemi wydobywają się chłodne gazy o wulkanicznym pochodzeniu. Przenikają przez wody gruntowe, które wypełniają naturalne zagłębienia terenu i betonowe kręgi. Ich temperatura nie przekracza 100 stopni Celsjusza, a mimo to powierzchnia wody wygląda, jakby naprawdę się gotowała. To efekt dwutlenku węgla, który uchodząc z ziemi, tworzy na tafli setki drobnych pęcherzyków. Gleba dosłownie oddycha.
Na terenie agroturystyki Domki w Lesie można dziś zobaczyć jedenaście źródeł, a w każdym z nich ciecz nieustannie bulgocze. Różnią się od siebie kolorem wody, jej smakiem i składem mineralnym. Na brzegach zbiorników widać pomarańczowe osady, zwane rudawką, naturalną ochrą, niegdyś pozyskiwaną jako surowiec do barwienia żelaza. To niezwykłe zjawisko wulkaniczne ma jednak również ciemniejszą stronę. Dwutlenek węgla, cięższy od powietrza, potrafi gromadzić się w zagłębieniach terenu, tworząc bezpieczną tylko z pozoru mgłę. Zdarzało się, iż owady, ptaki, a choćby małe ssaki traciły tam życie z powodu braku tlenu. To właśnie dlatego dawni mieszkańcy wierzyli, iż przez mofety "oddycha piekło".


Góry Beskid i jedna z ich największych atrakcji. Tajne algi i "zupa Tiereszkowej"
W połowie XX wieku naukowcy z Instytutu Zootechniki w Krakowie zainteresowali się tylicką mofetą. W latach 50. otoczyli ją betonowymi kręgami i rozpoczęli badania nad wykorzystaniem dwutlenku węgla do hodowli alg. Celem było opracowanie taniej, wysokobiałkowej paszy dla zwierząt. Nie minęło jednak wiele czasu, a zaczęły pojawiać się pogłoski, iż za projektem kryje się coś więcej – próba stworzenia pokarmu dla radzieckich kosmonautów. Miejscowi zaczęli żartobliwie nazywać bulgoczącą mieszaninę "zupą Tiereszkowej". Po kilku latach program uznano za nieopłacalny i przerwano, a mofetę zasypano. Dopiero dekady później, dzięki prywatnym właścicielom i lokalnemu stowarzyszeniu, źródło odkryto na nowo. Dziś prowadzi do niego ścieżka ozdobiona kwiatami, a drewniane rzeźby diabłów przypominają o dawnych legendach. Mostek, altanka i tablice informacyjne czynią z tego miejsca jedną z najbardziej intrygujących atrakcji Beskidów.


Źródło: mofeta.pl, visitmalopolska.pl


Dziękujemy, iż przeczytałaś/eś nasz artykuł.


Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału