Tajemnicza cisza: jak samotność otworzyła serca

newsempire24.com 1 tydzień temu

Tajemnicza cisza Anny Kowalskiej: jak samotność otworzyła serca

Anna Kowalska obudziła się o świcie, gdy pierwsze promienie słońca ledwo przebijały się przez ciężkie chmury nad miasteczkiem Zakopane. Powoli przygotowała sobie gorącą kanapkę z serem, zaparzyła mocną herbatę z miętą. Dzień zapowiadał się wolny od obowiązków, więc mogła pozwolić sobie na chwilę luzu. Anna przeszła do przytulnego salonu, włączyła stary telewizor, który terkotał z powodu wieku, gdy nagle ostry dzwonek do drzwi przerwał ciszę.

— Kto to może być? Nikogo się nie spodziewam — mruknęła pod nosem i ruszyła otworzyć. Zbliżyła się do drzwi, już sięgała po klucz, gdy nagle usłyszała rozmowę za drzwiami. Zamarła, nasłuchując, a gdy zrozumiała słowa, serce ścisnęło się jej z przerażenia.

Anna Kowalska podjęła trudną decyzję, która kosztowała ją wiele wysiłku. Ale nie miała wyboru. Zmęczyła się obojętnością innych, ich chłodem i brakiem uwagi. Kilka razy poszła do sklepu, zrobiła większe zakupy, wróciła do domu, zamknęła drzwi na wszystkie zamki i zablokowała niektóre numery w telefonie. Poza numerem córki i najbliższych, oczywiście.

Jej córka, Kasia, mieszkała w odległym mieście i dzwoniła rzadko. Widać tam było jej lepiej, trudno, niech jej Bóg szczęści. Reszta zaś traktowała Annę tak, iż pewnie choćby by o niej nie pamiętali. Zwykle to ona dzwoniła pierwsza, składała życzenia, wysłuchiwała narzekań i problemów, ale nikt nie interesował się jej życiem.

Sąsiedzi zaglądali tylko po sól, mąkę lub coś, czego akurat potrzebowali, gdy sklep był zamknięty albo było im leniwo iść. Przyjaciółka dzwoniła, by pochwalić się sukcesami wnuków lub opowiedzieć o wakacjach, nie dając Annie dojść do słowa. A siostra, Jadwiga, uwielbiała wpadać na aromatyczne ciasta i pieczoną rybę. Z apetytem się częstowała, a potem obiecywała:
— Aniu, kochanie, mam butelkę wyśmienitego czerwonego wina i przepyszny ser, przywieziony z zagranicy. Spotkajmy się w tym tygodniu, pogadamy u mnie!

Anna Kowalska czekała na konkretne zaproszenie, ale Jadwiga, jak zwykle, rozpływała się w swoich sprawach. Do następnego razu, gdy to Anna pierwsza się odezwała. Z resztą było podobnie. Nikt nie pamiętał, ile razy im pomogła. Nie, Anna nie oczekiwała wdzięczności. Pomagała z dobrego serca i nie liczyła, iż ktoś się jej odwdzięczy. A jednak chciała choć odrobiny uwagi, odrobiny ciepła.

Mówią, nie czyń dobrze, a nie spotka cię zło. A jednak w głębi duszy pragnęła, by ktoś o nią zatroszczył się. Anna Kowalska czuła się przygnieciona. Wydawało jej się, iż jest nikomu niepotrzebna. Pewnie nikt choćby nie zauważy jej zniknięcia. Tym lepiej — niech opadnie zasłona złudzeń, niech prawda wyjdzie na jaw. Ludzie odchodzą do klasztorów albo wyjeżdżają na pustkowia, by żyć w samotności. Nic jej nie będzie!

Pierwszy dzień dobrowolnego odosobnienia potwierdził jej najczarniejsze myśli. Nikt nie dzwonił — ani na telefon, ani do drzwi. Anna wzięła gorącą kąpiel, nałożyła krem na twarz, zrobiła sobie grubą kanapkę z serem i usiadła oglądać serial. Za oknem pogoda była okropna — szare niebo, zimny wiatr, więc choćby nie żałowała, iż nie wychodzi. Ale niedługo łzy potoczyły się po jej policzkach. Główna bohaterka serialu, kobieta w jej wieku, ciężko zachorowała i umierała w samotności, przez wszystkich zapomniana. Nikt choćby o niej nie pamiętał.

Anna Kowalska zasnęła płacząc, otulona kocem na kanapie, przy monotonnym szumie telewizora.

Minęły dwa dni.

Trzeciego ranka słabe promienie słońca w końcu przebiły się przez chmury. Anna obudziła się późno, ale, o dziwo, w znakomitym humorze. W telefonie widniały dwa nieodebrane połączenia od Kasi — nie słyszała. Gdy zastanawiała się, czy oddzwonić, córka sama zadzwoniła:

— Mamo, cześć! Dlaczego nie odbierasz? Wszystko w porządku? Obudziłam się dziś rano i coś mi nie pasowało, jakby coś było nie tak. Aż zrozumiałam — nie dzwoniłaś od trzech dni! Mamo, nic się nie stało? Jak się czujesz? Tak za tobą tęskniłam. A wiesz, mam dla ciebie wiadomość! Chciałam opowiedzieć później, ale nie wytrzymam. Mamo, z Jackiem będziemy mieli dziecko! Wyobraź sobie, niedługo zostaniesz babcią! A jeszcze Jacka przenoszą służbowo do naszego miasta. Będziemy blisko, tak się cieszę, mamo! A ty?

Następnego ranka ktoś nieoczekiwanie zadzwonił do drzwi. Anna podeszła cicho, choćby nie zajrzała przez wizjer — myślała, iż zaraz odejdą. Ale za drzwiami usłyszała głosy sąsiadów, którzy mówili o niej.

— Coś naszej Ani od kilku dni nie widać, może wyjechała? — to głos sąsiadki Weroniki z naprzeciwka.

— Nie wiem, nie mówiła, iż gdzieś jedzie. Może zachorowała? — głos Teresy, sąsiadki z boku, brzmiał zaniepokojony. — A może coś się stało?

— Dzwonij jeszcze, pukaj, może dzwonek nie działa. A zna ktoś numer jej córki? — Weronika zaczęła wypytywać. — Dzwoń, Tereso, dzwoń! Nasza Anna to dobra kobieta, zawsze ludziom pomaga. Ale samotna, a to, wiesz, różnie bywa! Więc dzwoń, bo może i drzwi wyważać przyjdzie!

Annie zrobiło się głupio, a sąsiedzi byli zdeterminowani. Otworzyła drzwi, udając, iż właśnie wstała:

— Ojej, Weroniko, Tereso, dzień dobry! Spałam, nie od razu usłyszałam. W nocy długo nie mogłam zasnąć, wypiłam herbatę z miodem i miętą, więc się nie obudziłam. Coś się stało?

— Chwała Bogu, nic, ale nas nastraszyłaś! — od razu uśmiechnęła się Weronika. — Wpadnij na herbatę, bo dzwonimy, pukamy, a naszej Ani jak nie ma! Zmartwiliśmy się z Teresą. Ty przecież jesteś jak słoneczko, zawsze uśmiechnięta! Brakowało nam ciebie!

— Wpadnę, Weroniko, na pewno wpadnę później — Anna zamknęła drzwi, gdy zadzwonił telefon. To była siostra Jadwiga.— Aniu, witaj! Śniłaś mi się dzisiaj! Przepraszam, dawno chciałam cię zaprosić, ale ciągle te sprawy, ten wir. Może dzisiaj wpadniesz około siódmej? Pogadamy jak dawniej, dobrze? Dasz radę? No to czekam, umówione.

Anna Kowalska uśmiechnęła się – dopiero co postanowiła nikomu nie zawracać głowy, schować się, choćby się trochę obraziła, a tu nagle wszyscy o niej pamiętali.

Idź do oryginalnego materiału