Kasia zdrzemnęła się dopiero nad ranem. Gdy otworzyła oczy, pokój zalewało słoneczne światło, a przy łóżku stał Wiktor i się uśmiechał.
– Czekałam na ciebie całą noc. Gdzie byłeś?
– Moja mała, widzisz, nic mi się nie stało. Ubierz się, pójdziemy coś zjeść – powiedział Wiktor.
Na dworze było ciepło jak w środku lata.
– Chcesz lody? – Nie czekając na odpowiedź, Wiktor podszedł do kiosku i kupił ulubione lody Kasi – krem brûlée w waflowym kubeczku.
– Jesteś w świetnym humorze. Wygrałeś w karty? – zapytała Kasia, zlizując wierzch lodów.
– Nie zgadłaś. Wpadłem na pewien pomysł. I do jego realizacji będę potrzebował twojej pomocy.
– Ale nigdy nie brałeś mnie ze sobą. Co mam robić?
– Nic. Po prostu musisz być obok. Ale jeżeli nie chcesz, poradzę sobie sam.
– Nie, idę z tobą – pośpiesznie zgodziła się Kasia.
– Wiedziałem, iż się zgodzisz. Możesz wybrać białą sukienkę – powiedział Wiktor łaskawie, w dobrym nastroju.
– Naprawdę? Oświadczasz mi się? – ucieszyła się dziewczyna, zapominając choćby o lodach w ręce.
Żadnej kobiecie Wiktor nie pozwolił choćby wspominać o małżeństwie. Ale Kasia była inna. Stała się jego talizmanem, przynosiła szczęście. Rok temu wyrwał ją z rąk trzech chuliganów.
Kasia mieszkała z matką w małym miasteczku. Po odejściu ojca matka zaczęła pić. Gorzej się zrobiło, gdy przyprowadziła do domu mężczyznę i oznajmiła, iż teraz będzie z nimi mieszkał. Współlokator z nieskrywanym zainteresowaniem zerkał na Kasię, a pewnego dnia próbował zaprowadzić ją do łóżka. Dziewczyna zdołała uciec, wsiadła do pociągu i znalazła się w dużym mieście.
Bez pieniędzy, bez rodziny w mieście. Co robić? Gdzie iść? Jej zagubiony wygląd przyciągnął uwagę grupy chłopaków, zawsze kręcących się na dworcu w poszukiwaniu frajerów i przygód. Wszystko mogło się źle skończyć dla Kasi, ale na jej krzyk przybiegł Wiktor i odbił dziewczynę od chuliganów. Od tamtej pory byli razem.
Kasia zakochała się w Wiktorze. Wysoki, wysportowany, dobrze ubrany, przystojny i uśmiechnięty – samym wyglądem budził zaufanie. Z nim czuła się bezpiecznie, choć Wiktor nie ukrywał, iż zajmuje się nie do końca uczciwymi interesami. Ale nigdy jej w to nie wciągał.
Usiedli na ławce nad Wisłą. Lody gwałtownie topniały na słońcu, wafel rozmiękł, słodka woda spływała po dłoni, ściekła po nadgarstku i ukapnęła na rąbek sukienki.
– Cholera! – Kasia zerwała się z ławki i odsunęła rękę z lodami, by się nie ubrudzić jeszcze bardziej.
– No to go wyrzuć – leniwie mrużąc oczy na słońcu, jak najedzony kot, powiedział Wiktor.
Kasia wrzuciła rozmokły wafel do kosza, zlizała lody z ręki. „Jaka ona jeszcze dziecinna” – pomyślał Wiktor z czułością.
– To będzie łatwy interes, ale trzeba wszystko dokładnie obmyślić. Nie można się pomylić. Ludzie szybciej uwierzą chłopakowi z narzeczoną niż mi samemu.
– Z narzeczoną? – powtórzyła Kasia, siadając z powrotem na ławce.
– Przecież ty nią jesteś. – Wiktor objął Kasię za ramiona, a ona przytuliła się do niego.
– Wczoraj przypadkiem dowiedziałem się o pewnej staruszce. Nie ma nikogo. Mąż dawno zmarł, a jedyny syn kilka lat temu zginął w misji wojskowej. Ciągle o tym zapomina i wieczorami czeka na niego z pracy. Na palcu nosi pierścień, nigdy się z nim nie rozstaje. Myślę, iż takich skarbów ma więcej. Mąż nie byle jaki był.
– Chcesz ją okraść? – domyśliła się Kasia.
– Nie, nie chcemy hałasu. Sama nam je odda. Zgłosimy się do niej jako wnuk z narzeczoną. Łapiesz? Twoim zadaniem jest sprawić, by miała ochotę podarować ci swoje błyskotki na ślub.
Wiktor miał swoje zasady. Kasi zrobiło się żal staruszki. Jedna rzecz to oszukiwać bogatych urzędników i ich żony, a inna – samotną, ufną kobietę. Kasia zamyśliła się.
– Kup skromną sukienkę, która na pewno się staruszce spodoba – nie zauważając jej zadumy, powiedział Wiktor.
– A jeżeli się domyśli? Nie pozna w tobie wnuka? Chyba nie jesteś podobny do jej syna.
– Ma kiepską pamięć, a i syna nie widziała dawno.
Po dwóch dniach Wiktor z Kasią stali przed żelaznymi drzwiami na trzecim piętrze starej ceglanej kamienicy. Wiktor ostatni raz ocenił Kasię krytycznym wzrokiem i był zadowolony z jej skromnego wyglądu. Sam, jak zawsze, był elegancki, schludny i czarujący.
– Mniej mów, dobrze?
Kasia skinęła głową.
Wiktor nacisnął dzwonek. Za drzwiami rozległy się szurające kroki, zaskoczył zamek. Kasia spodziewała się zobaczyć staruszkę, ale przed nią stała niska starsza pani w staromodnej sukni z białym koronkowym kołnierzykiem. Puszyste siwe włosy spięte były z tyłu spinką z czarną kokardą.
– Kogo państwo szukają? – niedowidząco mrużąc oczy, zapytała kobieta.
– Pani, jeżeli to Anna Zawadzka. Pewnie wyda się pani to dziwne, ale ja jestem pani wnukiem – powiedział Wiktor poważnie.
– Nie rozumiem… – Kobieta zamrugała zdezorientowana. – Mój syn nigdy nie był żonaty. Mylą się panowie.
– Możemy wejść? – Wiktor uśmiechnął się jednym ze swoich przykuwających uśmiechów. Jego uśmiech działał na ludzi bezbłędnie – słuchali go.
– Tak, proszę. – Anna Zawadzka ustąpiła, wpuszczając gości.
– Witam. Tak panią sobie wyobrażałem. Mogę? – Wiktor przeszedł do pokoju, zatrzymał się przed powiększonym zdjęciem młodego mężczyzny w mundurze na ścianie.
– Mama ma inne zdjęcie, jeszcze z czasów, gdy był kadetem. – Wiktor odwrócił się do Anny Zawadzkiej.
– przez cały czas nie do końca rozumiem… – słabym głosem powiedziała.
– Jestem z Lublina. Pani syn tam studiował? Mama poznała go kilka miesięcy przed egzaminami. Kiedy wyjechał, zrozumiała, iż jest w ciąży. Nie pisał, nie dzwonił, nie wiedziała, jakPo latach Kasia zrozumiała, iż prawdziwe skarby to nie błyskotki, ale dobroć i miłość, które znalazła pod dachem Anny Zawadzkiej, stając się w końcu kimś, kim zawsze chciała być – dobrym człowiekiem.