Tajemnica starego listu: miłość przezwycięża przeszłość

newsempire24.com 5 dni temu

Tajemnica starego listu: miłość silniejsza od przeszłości

Kacper wrócił z pracy wykończony. Wiosną dorabiał na budowie – nie można przecież wiecznie ciągnąć od matki. Za rok skończy studia, znajdzie pracę w zawodzie i ożeni się z ukochaną Jadwigą.

„Mamo, a może w weekend pojedziemy na wieś? Odpoczniemy, a ja sobie połowię ryby” – zaproponował, dopijając herbatę z kubka w kwiatki.

„Właśnie miałam to samo powiedzieć, synku” – odparła Bożena, stawiając przed nim talerz z pierogami. – „Myślałam, iż jesteś zbyt zmęczony, ale skoro chcesz… Może sprzedamy ten dom? jeżeli nikt tam nie mieszka, zaraz się rozleci. Po śmierci taty choćby nie zaglądaliśmy. jeżeli nie jest wam potrzebny, to starczy na weselne przyjęcie”.

„Rodzice Jadzi mają działkę pod Warszawą” – przytaknął Kacper. – „Ja jestem za. W piątek wieczorem ruszamy”.

„I zabierzemy Jadzię!” – dodała Bożena, uśmiechając się porozumiewawczo.

Kacper co lato jeździł do babci na wieś. Po jej śmierci rodzice przyjeżdżali tam na urlop, choćby próbowali siać marchewkę. Ale gdy tata zginął w wypadku, matka rzuciła wszystko w diabły.

W piątek wieczorem jechali autobusem PKS. Kacper wpatrywał się w krajobraz za oknem, Jadzia spała, wtulona w jego ramię. Droga była krótka – ledwie godzina, ale upał sprawiał, iż wydawała się wiecznością. W końcu autobus zatrzymał się na skraju wsi. Pasażerowie, chwytając torby, wysypali się na pobocze. Kacper wyskoczył ze schodków, wciągając nosem zapach świeżego siana.

„Ojej, cała koszula mokra, biedaku” – współczuła Jadzia.

„Nic się nie stało” – uśmiechnął się. – „Zaniesiemy rzeczy i wskakujemy do rzeczki”.

Szli przez wieś, ignorując ciekawskie spojrzenia miejscowych. Baby w chuście kiwały im głowami, ale nie pytały, dokąd idą – na wsi to nie wypada. Kacper niósł siatki z prowiantem, ciesząc się, iż wreszcie nie ma tego duszącego zapachu benzyny.

Podwórko starego domu porosło pokrzywami i mleczami. „Uważajcie pod nogi” – ostrzegła Bożena. Jadzia pisnęła, przywierając do Kacpra. Zardzewiała kłódka poddała się bez oporu. Weszli do chłodnej izby i zamarli.

„Jakby czas się zatrzymał” – westchnęła Bożena, rozglądając się z nostalgią.

Kacper rozpoznawał każdy szczegół: wyblakłe fotografie na ścianach, wycinanki z gazet, które robił jako dziecko, firanki w kratkę. Na metalowych łóżkach piętrzyły się pierzyny w narzutach z wełny. Na środku stał stół przykryty wytartym ceratowym obrusem w niebieskie groszki.

„Przytulnie tu” – zauważyła Jadzia. – „Nie żal wam sprzedawać?”

„Ja się rozpakuję” – zadecydowała Bożena. – „Kacper, przyniesiesz drewna, leży za stodołą. Jadzia, rozejrzyj się”.

Dom ożył. W piecu zatrzeszczały polana, na stole pojawiły się ziemniaki, kiełbasa i ogórki kiszone. Stara kuchenka elektryczna z odsłoniętą spiralą warczała jak rozkręcony trabant. Kacper przyniósł wody ze studni, Bożena nastawiła czajnik. Gdy zrobiło się gorąco, otworzyli okna, wypuszczając zaduch. Kacper i Jadzia poszli do rzeczki.

Nocą nie dało się spać – dom trzeszczał, jakby narzekał na lata samotności. Rano Bożena zrobiła jajecznicę, a potem wysłała młodych na strych przeszukać graty, sama biorąc się za szafy.

„Fuj, ile tu pajęczyn!” – Jadzia przytuliła się do Kacpra pod niskim pułapem. Na sznurach wisiała bielizna – czyja? Matki? Babki? Gratów było mnóstwo, ale nic ciekawego. Zrzucili stos gazet, wzbijając chmurę kurzu. Jadzia zauważyła wypadający świstek.

„Kacper, chodź tu!” – zawołała.

„Co tam?” – zajrzał jej przez ramię. – „List?”

„Posłuchaj” – powiedziała i zaczęła czytać.

„Drogi Andrzeju. Co się stało? Obiecałeś, iż wrócisz, porozmawiasz z rodzicami i zabierzesz mnie. Minął miesiąc, a od ciebie ani słowa. Nie wiem, co myśleć, już się wykończyłam nerwowo. Chciałam powiedzieć ci to w twarz, ale może to cię zmobilizuje: jestem w ciąży. Gdyby mama żyła, pewnie by mnie przytuliła. Ale ciotka… No nie wiem, czy ucieszy się, widząc mój brzuch. Kochanie, przyjeżdżaj…”

Dziewczyna pisała o miłości, tęsknocie i strachu. Na końcu widniało imię – Weronika.

„I co cię tak poruszyło?” – wzruszył ramionami Kacper. – „Zwykły list”.

„Nie rozumiesz” – westchnęła Jadzia. – „To nie jest *zwykły* list. Ty nazywasz się Kacper Andrzejewicz, tak?”

„No” – przytaknął, nie łapiąc sensu.

„A list jest do Andrzeja. Łapiesz?” – Jadzia zaczynała tracić cierpliwość.

„No i co? Może mama coś wie” – zamyślił się Kacper. – „Pójdę zapytam”.

„Czekaj!” – zatrzymała go. – „List napisała Weronika, nie twoja mama. Po co ktoś go schował w gazetach na strychu? Po co go w ogóle trzymać?”

„No tak, prawdziwa z ciebie detektyw” – zaśmiał się Kacper. – „I co teraz? Jak sprawdzić, o kogo chodzi?”

„Szkoda, iż babci nie ma” – powiedziała Jadzia. – „Ona by wiedziała. Są tu jeszcze jacyś starzy ludzie?”

„Nie wiem. Pójdziemy spytać. Mamo!” – krzyknął, schodząc do izby.

„Co?” – odpowiedziała Bożena, kichając od kurzu.

Na łóżku leżały stosy pościeli. „Został tu jeszcze ktoś z dawnych lat?” – spytał Kacper.

„Chyba babcia Zosia mieszka na końcu wsi” – odparła Bożena, patrząc na nich podejrzliwie. – „A po co wam?”

„Chcę posłuchać o rodzinie. Gdzie ona mieszka?” – Kacper udawał zwykłą ciekawość.

„Ostatni dom za kapliczką. Jakaś daleka krewna twojej babci. Gdzie lecicie?” – krzyknęła za nimi.

„Nad rzeczkę!” – odkrzyknął Kacper, ciągnąc Jadzię.

Dom babci ZDotarli do pochylonej chałupy, której ściany zdawały się mówić: “jeszcze trochę, a się przewrócę”, i wtedy drzwi skrzypnęły, ukazując twarz starej kobiety, która spojrzała na nich oczami pełnymi wspomnień i westchnęła: “No, przyszliście, to będziemy gadać, prawda?”.

Idź do oryginalnego materiału