Tajemnica starego listu: miłość silniejsza niż przeszłość
Krzysztof wrócił z pracy zmęczony. W wakacje dorabiał na budowie – nie mógł przecież wiecznie żyć na utrzymaniu matki. Za rok skończy studia, znajdzie pracę w zawodzie i ożeni się z ukochaną Małgorzatą.
„Mamo, może w weekend pojedziemy na wieś? Odpoczniemy, a ja wybiorę się na ryby” – zaproponował, kończąc obiad.
„Sama chciałam to powiedzieć, synku – odparła Wanda, stawiając przed nim herbatę. – Myślałam, iż jesteś zbyt zmęczony. Może sprzedamy ten dom? jeżeli nikt tam nie mieszka, zaraz się rozpadnie. Od śmierci taty tam nie jeździliśmy. jeżeli wam niepotrzebny, starczy pieniędzy na wesele.”
„Rodzice Małgosi mają domek pod miastem – skinął Krzysztof. – Zgadzam się. Sprzedajmy. Wyjedziemy w piątek wieczorem.”
„Zabierzemy Małgosię” – dodała radośnie Wanda.
Krzysztof każde lato spędzał u babci na wsi. Po jej śmierci rodzice przyjeżdżali tam na urlop, choćby próbowali uprawiać ogródek. Ale gdy ojciec zginął w wypadku, matka porzuciła dom.
W piątek wieczorem jechali autobusem. Krzysztof patrzył przez okno, Małgorzata spała, opierając głowę na jego ramieniu. Droga była krótka – czterdzieści minut, ale w upale wydawała się wiecznością. Wreszcie autobus zatrzymał się na skraju wioski. Pasażerowie chwytali torby i spieszyli do wyjścia. Krzysztof wyskoczył z autobusu, wdychając ciepłe powietrze.
„Ojej, cała koszula mokra, biedaku” – współczuła Małgorzata.
„Nic nie szkodzi – uśmiechnął się. – Zaniesiemy rzeczy, a potem pójdziemy na rzekę.”
Szli przez wieś, ignorując ciekawskie spojrzenia miejscowych. Kobiety witały się, śledząc ich wzrokiem, ale nie pytały, dokąd idą – tak się tu nie robiło. Krzysztof niósł torby z jedzeniem na dwa dni, czując ulgę po dusznym autobusie.
Podwórko starego domu zarosło chwastami i pokrzywami. „Uważajcie, patrzcie pod nogi” – ostrzegła Wanda. Małgorzata wzdrygnęła się, przytulając do Krzysztofa. Zardzewiały zamek ustąpił łatwo. Wszyscy troje weszli do chłodnej chaty i zastygli.
„Jakbym nigdy nie wyjeżdżała” – westchnęła Wanda, ogarnięta nostalgią.
Krzysztof rozpoznawał znajome detale: wyblakłe fotografie na ścianach, wycięte przez niego w dzieciństwie obrazki z gazet, krótkie firanki. Żelazne łóżka przykryte były manualnie robionymi narzutami. Na środku stał stół nakryty wytartą niebieską ceratą.
„Przytulnie tu – powiedziała Małgorzata. – Nie żal sprzedawać?”
„Ja rozpakuję torby – zadecydowała Wanda. – Krzysztofie, przynieś drewna, leży na podwórku. Małgosiu, rozejrzyj się tymczasem.”
Dom ożył. W piecu zatrzeszczały polana, na stole pojawiła się kasza, herbata, cukier i ciastka. Stara kuchenka elektryczna działała. Krzysztof przyniósł wody ze studni, Wanda zagotowała czajnik. Gdy zrobiło się gorąco, otworzyli okna i drzwi, wypuszczając ciepło. Krzysztof z Małgorzatą poszli wykąpać się w rzece.
Noc była niespokojna – dom skrzypiał, jakby skarżył się na starość i samotność. Rano Wanda przygotowała śniadanie, a potem wysłała młodych na strych, by uprzątnęli graty, sama zaś zajęła się szafami.
„Fuj, ile tu pajęczyn!” – Małgorzata tuliła się do Krzysztofa pod niskim sufitem. Na sznurach wisiała bielizna, zapomniana przez matkę lub babcię. Śmieci było sporo, ale nic ciekawego. Zrzucili na dół stos gazet, wzbijając chmurę kurzu. Małgorzata zauważyła wypadający kartkę.
„Krzysztofie, chodź tu!” – zawołała.
„Co tam?” – zajrzał przez jej ramię. „List?”
„Posłuchaj” – powiedziała i zaczęła czytać.
„Drogi Andrzeju. Co się stało? Obiecałeś przyjechać, porozmawiać z rodzicami i wrócić po mnie. Minął miesiąc, a od ciebie ani słowa. Nie wiem, co myśleć, już się zamartwiam. Chciałam powiedzieć ci to osobiście, ale może to cię zmotywuje: jestem w ciąży. Gdyby mama żyła, powiedziałabym jej, a ona by mnie wsparła. Ale ciocia… Nie wiem, czy ucieszy się, widząc mój brzuch. Kochany, przyjeżdżaj szybko…”
Dziewczyna pisała o miłości, tęsknocie i czekaniu. Na końcu widniało imię – Agnieszka.
„I co cię tak poruszyło? – wzruszył ramionami Krzysztof. – Zwykły list.”
„Nie rozumiesz – westchnęła Małgorzata. – To nie jest zwykły list. Nazywasz się Krzysztof Andrzejewicz, tak?”
„Tak” – potwierdził, nie pojmując.
„A list był do Andrzeja. Łapiesz?” – Małgorzata zaczynała się irytować.
„No i co? Może mama coś wie” – zamyślił się Krzysztof. – Pójdę zapytam.
„Czekaj! – zatrzymała go Małgorzata. – List napisała Agnieszka, nie twoja mama. Dlaczego schowano go w gazecie na strychu? Po co go trzymano?”
„Faktycznie, jesteś jak detektyw – zaśmiał się Krzysztof. – Co robić? Jak się dowiedzieć, kto to napisał?”
„Szkoda, iż babci już nie ma – powiedziała Małgorzata. – Ona by wiedziała. A we wsi są jeszcze starsi ludzie z jej czasów?”
„Nie wiem. Pójdźmy zapytajmy. Mamo!” – krzyknął, otwierając drzwi do domu.
„Co?” – odezwała się Wanda, kichając od kurzu.
Na łóżku leżały stosy bielizny. „Są we wsi jacyś starzy ludzie?” – spytał Krzysztof.
„Chyba jeszcze żyje babcia Bronia – odpowiedziała Wanda, patrząc na nich podejrzliwie. – A po co?”
„Chcę poznać historię naszej rodziny. Gdzie mieszka Bronia?” – Krzysztof udawał jedynie ciekawość.
„Ostatni dom na końcu wsi. Jakieś pokrewieństwo z twoją babcią. Gdzie idziecie?” – krzyknęła Wanda za nimi.
„Nad rzekę!” – odkrzyknął Krzysztof, wyprowadzając MałZanim zdążyli odpowiedzieć, babcia Bronia otworzyła drzwi i spojrzała na nich przenikliwie, jakby już wiedziała, po co przyszli.