Szwagierka uważa, iż to my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci

newsempire24.com 3 dni temu

Siostra mojego męża uważa, iż to my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci.

Zwykle posługuje się wyjątkowo mglistymi sformułowaniami. Kiedy mówi: „Ten nowy film animowany wygląda ciekawie”, to oznacza, iż mój mąż natychmiast ma rzucić wszystko i zabrać siostrzeńców do kina. A gdy rzuca: „Taka piękna pogoda, a wy siedzicie w domu”, w rzeczywistości prosi, żebyśmy zabrali jej dzieci do parku rozrywki. Oczywiście za nasze pieniądze.

Ja nigdy nie łapię tych subtelnych podpowiedzi. A gdy stają się zbyt oczywiste, udaję, iż nic nie zrozumiałam. jeżeli chcesz o coś prosić – mów wprost. Bez tych gier. Mój mąż jednak zawsze reaguje błyskawicznie na sugestie swojej siostry.

Kocha siostrzeńców. I według mnie, rozpieszcza ich ponad miarę. Rozumiem emocje Marianny, jej chęć, by dzieci spędzały czas ciekawiej – też. Ale to przecież obowiązek rodziców – organizować rozrywki własnym dzieciom. Babcie, dziadkowie, ciocie czy wujkowie nie powinni za nich tego robić.

Oczywiście, czasem można sprawić przyjemność dzieciom z rodziny. W końcu to bliscy. Ale to nie powinność! Ostatnio obchodziliśmy imieniny naszego siostrzeńca, Dominika. Jego urodziny już minęły, więc podarowaliśmy całkiem niezły prezent. Ale Marianna, jak zawsze, zaczęła rzucać aluzje. Najwyraźniej uważała, iż porządny rower to kiepski podarek. Choć kosztował nas niemało. Marianna stwierdziła, iż chłopiec powinien pojechać na weekend do Włoch. A najlepiej z nią, bo przecież samemu podróżować nie może.

W jej języku podtekstów brzmiało to tak: „Dominiczek zawsze marzył, żeby zobaczyć Wenecję”. A wyjaśnienie dostaliśmy dopiero w dniu imienin, gdy brat wręczył Mariannie tort, a nie wycieczkę. Mnie na uroczystości nie było – pracowałam. Mąż pojechał sam. Podarował Dominikowi poduszki układające się w jego imię. Długo szukaliśmy w internecie odpowiedniego prezentu na tę okazję. Zwykle w domu Dominika takie święto nie było hucznie obchodzone.

Żądania Marianny rosną z roku na rok. Mnie to już porządnie irytuje. Ale mąż zbyt kocha swoich siostrzeńców – nie mogłam nic poradzić. Zawsze pragnął własnych dzieci, ale jakoś nie wyszło. Więc przelał całą miłość na dzieci swojej siostry. Wystarczyło, żeby matka kazała im zrobić słodkie minki i błagać łzawo-tonalnymi głosikami, a mąż już biegł spełniać ich zachcianki. Ja to widziałam – on jednak wierzył, iż jego siostra nigdy by nie wykorzystała dzieci w ten sposób. Aż nagle zaszłam w ciążę.

Od razu powiedziałam mężowi. Wpadł w euforię, niemal tańczył wokół mojego zaokrąglającego się brzucha. Gdy Marianna znów poprosiła o wyjazd, mąż odmówił i oznajmił, iż niedługo będzie miał własne dziecko. Wtedy jego siostra obraziła się i kazała mu wyjść. Potem zadzwoniła do mnie, wściekła. Pytała, jak śmiałam zajść w ciążę. Oskarżała, iż zrobiłam to specjalnie, żeby *jej* dzieci cierpiały. Nie słuchałam tych krzyków – po prostu odłożyłam słuchawkę.

Potem przyszli siostrzeńcy i wręczyli mężowi własnoręcznie zrobione kartki. Napisali na nich: „Wujku, prosimy, nie zostawiaj nas” i „Po co ci własne dzieci, skoro masz nas?”. Zaczaili się na niego pod pracą. Ciekawe, kto wpadł na ten genialny pomysł. Raczej nie wymyśliliby tego sami. Nie mam pojęcia, kto mógł im podpowiedzieć. Ale Marianna się przeliczyła – efekt był dokładnie odwrotny.

Mąż wrócił do domu, przyniósł te kartki i zrozumiał, jakim był przez te lata naiwniakiem.

— Jestem po prostu idiotą! „Wujku, zepsuła nam się kuchenka mikrofalowa, boimy się podgrzewać obiad na gazie, a mamusia nie ma pieniędzy na nową. Kup nam, prosimy!” — przedrzeźniał dzieci. — Ona zawsze tak robiła! Podpuszczała je, a one błagały. A ja w to wierzyłem. Co za kretyn!

Od tamtej chwili jego nastawienie zmieniło się diametralnie. Wcześniej pomagał Mariannie, ile mógł – choćby ostatnie złotówki oddawał, byle siostrzeńcom było lepiej. Teraz usiadł i spisał w notesie wszystkie sumy, które wydał na dzieci siostry.

Marianna była jednak tak bezczelna, iż przyszła do nas, żeby „pogadać”.

— Skoro niedługo będziecie mieli własne dziecko, to może, braciszku, podarujesz nam coś ostatni raz? Nigdy więcej nie przyjdę. Potrzebuję samochodu, żeby wozić dzieci — oświadczyła od progu.

Zamiast odpowiedzi, mąż wcisnął jej w dłoń swoje obliczenia i zażądał zwrotu każdego grosza. Dał pół roku. I wypchnął za drzwi.

— Idź już. Masz teraz czas, żeby znaleźć pracę — rzucił za nią.

Koleżanki Marianny teraz zalewają mnie wiadomościami w mediach społecznościowych. Oskarżają, iż przez mnie dzieci są głodne i pozbawione męskiej opieki. Olewam je. Marianna i tak ma niezłe życie – mąż zrzekł się spadku po rodzicach, więc wszystko, w tym mieszkanie, przypadło jej. A jej były mąż zostawił jej drugie lokum, żeby miała gdzie mieszkać z dziećmi. Więc żyje w jednym, drugie wynajmuje, a do tego dostaje alimenty.

Nie sądzę, iż zginie. A u nas też wszystko w porządku.

Idź do oryginalnego materiału