Uwagi Donalda Trumpa o wprowadzeniu nowych taryf na towary pochodzące od największych partnerów handlowych Ameryki wywołały wśród przedsiębiorców uczucie niepewności.
W sobotę prezydent spełnił swoje groźby, wprowadzając nowy 25-procentowy podatek na import z Meksyku i Kanady oraz podwyższając o 10% obowiązujące cła na towary z Chin.
„Czy to na jeden dzień, czy to polityczna popisówka, czy coś, co potrwa cztery lata?” – pytał Nicolas Palazzi, założyciel brooklyńskiej PM Spirits, 21-osobowej firmy, która importuje i sprzedaje wino i napoje spirytusowe, z których około 20% pochodzi z Meksyku.
Kanadyjska ropa naftowa i inne „zasoby energetyczne” będą podlegać niższej stawce 10%. Ale poza tym nie będzie żadnych wyjątków, powiedział Biały Dom.
Trump powiedział, iż cła mają na celu pociągnięcie Kanady i Meksyku do odpowiedzialności za problemy nielegalnej imigracji i handlu narkotykami.
Zgodnie z zarządzeniami środki te wchodzą w życie 4 lutego i mają obowiązywać „do czasu złagodzenia kryzysu”.
Ekonomiści twierdzą, iż skutki wprowadzenia ceł mogą wpędzić gospodarkę Meksyku i Kanady w recesję.
Przed ogłoszeniem decyzji Dan Kelly, prezes Kanadyjskiej Federacji Niezależnych Przedsiębiorstw, opisał zbliżające się cła ze strony USA i spodziewane represje jako „mające egzystencjalne znaczenie” dla wielu członków.
„Rozumiemy, iż rząd musi w jakiś sposób zareagować… Ale jednocześnie apelujemy do rządu o ostrożność” – powiedział, porównując cła na import do chemioterapii: „To zatruwa wasz własny naród, aby spróbować zwalczyć chorobę”.
„To będzie miało wpływ wszędzie” – powiedziała Sophie Avernin, dyrektor De Grandes Viñedos de Francia w Meksyku, zauważając, iż wielu Amerykanów jest właścicielami meksykańskich marek alkoholi, a piwo Modelo jest w rzeczywistości własnością belgijskiej firmy.
Trump, który przyjął cła jako narzędzie rozwiązywania problemów niezwiązanych z handlem, zbagatelizował obawy dotyczące jakichkolwiek ubocznych szkód dla gospodarki USA.
Analitycy ostrzegają jednak, iż te środki wpłyną na wzrost gospodarczy, podniosą ceny i będą kosztowały gospodarkę utratę miejsc pracy – według szacunków Tax Foundation około 286 000 miejsc pracy, nie wliczając represji.
Przedstawiciele branży alkoholowej twierdzą, iż branża ta już wcześniej zmagała się z wyjściem z cienia pandemii i jej wstrząsów, w tym inflacji, co skłoniło wielu Amerykanów do ograniczenia jedzenia poza domem i picia alkoholu.
Mniejsze firmy, które zwykle dysponują mniejszą rezerwą finansową i nie są w stanie znieść nagłego wzrostu kosztów o 25%, poniosą największe konsekwencje tych zakłóceń.
„Jestem dość sfrustrowany” – powiedział importer z Kalifornii Ben Scott, którego dziewięcioosobowa firma Pueblo de Sabor sprowadza z Meksyku takie marki, jak Mal Bien i Lalocura. „25% to po prostu nie jest kwota, którą możemy realistycznie przerzucić na konsumenta” – powiedział.
Sanchez powiedział, iż wierzy, iż Trump może używać taryf jako taktyki negocjacyjnej, a podatek może być krótkotrwały. Jednak dla jego biznesu szkody już zostały wyrządzone.
za bbc