Szczęśliwe zmiany

newsempire24.com 1 dzień temu

Szczęśliwe zmiany

Halina Kwiatkowska wyszła z klatki i zatrzymała się na chwilę. Przymrużyła oczy, spoglądając w niebo, oceniając, czy nie zanosi się na deszcz. Dopiero wtedy skinęła głową sąsiadkom siedzącym na ławce i ruszyła dalej, unosząc podbródek. Kobiety, które ucichły na jej widok, znów ożyły, szepcząc między sobą i rzucając za Haliną nieprzychylne spojrzenia.

Nikt nie wiedział dokładnie, ile Halina ma lat. Była już na emeryturze od kilku lat, ale starannie dbała o siebie. Siwiejące włosy zawsze modnie przycięte, makijaż dyskretny, dostosowany do wieku. Figura prosta, bez zbędnych fałdek, choć nie można było nazwać jej chudą.

Jedni twierdzili, iż ma około sześćdziesiątki, inni, iż ledwo przekroczyła pięćdziesiątkę. Zazdrośnicy szeptali, iż pewnie ma już siedemdziesiąt, a młodo wygląda tylko dzięki chirurgii plastycznej.

— A czemu miałaby źle wyglądać? Mąż był porządny, nie pił, nie znęcał się. Odszedł cicho, bez awantur, do młodszej. Jedyny syn nie sprawia problemów. Ani wnuków, ani kota, ani psa. Żadnych zmartwień. Gdyby nie mój pijak, może i ja chodziłabym jak królowa — mruczała jedna z kobiet.

— Ty? Królowa? Rozśmieszyłaś mnie, Ewciu — szturchnęła ją łokciem sąsiadka.

— A co? Jak mój Janusz wreszcie się zawali, to i ja zacznę żyć. Będę wychodzić z domu, patrzeć na was z góry i sobie spacerować.

Sąsiadki wybuchnęły śmiechem.

— Patrzcie, Wojtek choćby przestał przycinać te krzaki, jak tylko Halina się pojawiła — zauważyła jedna.

— Niech sobie nie marzy. Powinien szukać kogoś skromniejszego — westchnęła druga.

— A co w Wojtku złego? Nie pije, nie pala, złote ręce ma — broniła go trzecia.

— Czemu takie złośliwe jesteście, baby? Dajcie Halinie spokój. Nie zazdrośćcie — odezwał się sam Wojtek i wrócił do przycinania żywopłotu.

Halina domyślała się, iż jest tematem rozmowy. Łapała oderwane zdania, widziała te spojrzenia. Dawno przestała zwracać na to uwagę.

Życie nie oszczędzało jej trudnych chwil. Mąż był przystojny, zadbany, idealnie do niej pasujący. Kobiety same się do niego garnęły. Ile przez to wycierpiała! A kiedy w końcu odszedł, myślała, iż nie da rady żyć. Wzięła się w garść dla syna. Od tamtej pory trzymała mężczyzn na dystans.

Jej jedyny syn, Tomasz, zbliżał się do trzydziestki, a wciąż się nie ożenił. Halinę to martwiło. Czy to normalne, żeby dorosły mężczyzna mieszkał z matką? Dziewczyny oczywiście były, ale do ślubu jakoś nie dochodziło.

Żadna z nich nie przypadła Halinie do gustu. Ale nie protestowała. Wiedziała, iż zakazami tylko pogorszy sprawę, a może choćby straci syna. Czekała. Z czasem miłość mijała — Tomasz sam zrywał albo zostawał porzucony.

Była jedna, z którą prawie się ożenił. Miła, sympatyczna dziewczyna. Ślub to ślub, czas najwyższy. Halina nie sprzeciwiała się. Tomasz poszedł poznać jej rodziców, ale wrócił przygnębiony. Ojciec okazał się pijakiem, matka miała problemy zdrowotne po jego pobiciach. Wypili za znajomość, a ojciec z miejsca zaczął pouczać przyszłego zięcia, grozić, mało nie doszło do bójki.

— Mamo, co robić? Kocham ją, ale jak żyć z takimi krewnymi? — spytał matki o radę.

— Nic nie poradzisz. To jej rodzice, nie wymienisz ich jak żony. Będą zawsze częścią jej i twojego życia. jeżeli jesteś na to gotowy, żeń się — powiedziała Halina.

Ku jej uldze w końcu się rozstali.

Po powrocie z spaceru Halina poczytała książkę, zdrzemnęła się i zabrała za gotowanie kolacji, co chwila zerkonąc na zegarek. Tomasz się spóźniał. “Pewnie znów zakochany”, pomyślała. I rzeczywiście — wrócił nie sam.

— Mamo, poznaj Kingę. To moja mama, Halina Kwiatkowska — przedstawił je sobie.

Halina spojrzała na Kingę i aż zaparło jej dech. Niebieskie oczy jak jeziora, dołeczki w policzkach… Na takich się żeni. Cóż, czas nadszedł.

— Dlaczego nie uprzedziłeś? Przygotowałabym coś lepszego — z niezadowoleniem zauważyła.

— U ciebie zawsze jest pysznie — objął ją, kładąc głowę na jej ramieniu.

— Jak się przymilasz, to coś kombinujesz. — Delikatnie szturchnęła go palcem w czoło. — Myjcie ręce, siadamy do stołu.

Z łazienki długo dobiegały śmiechy i szuranie. W końcu weszli do kuchni rozpromienieni i lekko zawstydzeni. A na stole wafelki, świecące sztućce, w kubkach parowała herbata. Wszystko jak należy.

Po winowajczym spojrzeniu syna Halina domyśliła się, iż szykuje się jakaś niespodzianka.

— Mów już, nie przeciągaj — poprosiła, zmęczona nieznajomością.

Tomasz wziął głęboki oddech i wypalił:
— Jutro idziemy z chłopakami na dwa dni w góry. Kinga chce z nami.

— Dobrze. W górach najlepiej kogoś poznać. Przy okazji przedstawisz Kingę kolegom — odparła Halina, ale czuła, iż to nie wszystko.

— Mogłabyś posiedzieć z dzieckiem? Dziewczynka duża, sześć lat, kłopotu nie będzie. — Zrobił pauzę. — Będzie nas kilku dorosłych, komary, dla niej to za ciężkie.

— Czyje dziecko? — spytała, choć znała odpowiedź.

“Oto i to. Gdzie on takie znajduje? Raz z kolczykiem w nosie i tatuażami, potem z pijakami w rodzinie, a teraz jeszcze z dzieckiem. Kiedy zdążyła? Wygląda na najwyżej dwadzieścia parę lat, a już sześcioletnia córka. Wczesna ptaszyna. Te dołeczki…”

— Moje — odpowiedziała Kinga, patrząc Halinie prosto w oczy.

“Nie speszyła się, bez wyzwiska, ale i bez strachu”, zauważyła Halina.

— Nie, nie umiem już z dziećmi. Mam plany. Ob— Dobrze, niech zostanie — w końcu zgodziła się Halina, a w jej sercu zasiane zostało ziarno nowego szczęścia, które miało niedługo zakwitnąć.

Idź do oryginalnego materiału