Joanna leciała w stronę ukochanego mężczyzny, jakby miała skrzydła u ramion. Wreszcie ich syn skończył szkołę i dostał się na studia. Teraz wreszcie będą mogli żyć razem.
Po odwiezieniu syna na uczelnię tego samego dnia kupiła bilet na autobus i wyruszyła do Stanisława. Byli małżeństwem zaledwie dwa lata, ale znała go, jak się jej wydawało, od zawsze.
Ich relacja nie była prosta. Rozpoczęła się z trudem, pełna była wyzwań, ale los w końcu obiecał im szczęśliwą przyszłość. Przynajmniej Joanna była tego pewna.
Poznali się osiem lat temu. Ona ledwie otrząsnęła się po rozwodzie z pierwszym mężem i przez długi czas nie dopuszczała do siebie nikogo. Aż pojawił się Stanisław. choćby z nim początkowo wahała się przed związkiem. Musiał się naprawdę postarać, by przekonać ją, iż nie jest taki jak jej były, Dariusz.
Pół roku chodzili na randki, zanim zamieszkali razem. Stanisław wprowadził się do niej, bo w swoim maleńkim mieszkanku nie zmieściliby się we trójkę. Joanna miała dziesięcioletniego syna, Krzysia. Był dobrym chłopcem, ale z ojczymem też nie od razu znaleźli wspólny język.
Po trzech latach Stanisław zaczął myśleć o ślubie, ale jego ukochana Joanna nie była tym zainteresowana. Uważała, iż formalne małżeństwo to przeżytek. W dodatku żaden dokument nie uchroni przed zdradą.
Była szczęśliwa tak, jak było. Nie chciała nic zmieniać.
Stanisław początkowo zaakceptował jej decyzję, ale w końcu zrozumiał, iż to za mało. Chciał nazywać ją żoną w każdym calu. Posunął się do ultimatum: ślub albo rozstanie.
Joannie nie spodobała się jego presja. Postanowiła, iż lepiej się rozstać. I tak minęło pół roku.
W tym czasie Stanisław przeniósł się do Poznania, gdzie dobry znajomy zaoferował mu lukratywną pracę. Rzadko wracał do rodzinnego Wrocławia, tylko od czasu do czasu odwiedzał rodziców. I właśnie podczas jednej z tych wizyt znów spotkał Joannę.
Szła przez park, wyglądając tak, jakby życie jej się ułożyło. Była uśmiechnięta, beztroska… aż ich spojrzenia się spotkały.
W jej oczach zobaczył to samo, co czuł w sobie. przez cały czas go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.
Znów zaczęli się spotykać, ale teraz na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było dokładnie zaplanowane, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.
Widywali się raz, może dwa razy w miesiącu. Stanisław wielokrotnie proponował jej przeprowadzkę. Kupił już choćby dwupokojowe mieszkanie, choć wciąż spłacał kredyt.
Joanna marzyła o tym, ale nie mogła wtedy tak radykalnie zmienić swojego życia. Krzyś był nastolatkiem – potrzebował jej uwagi. Do tego matka zachorowała, wymagała opieki. Przez ponad dwa lata Joanna próbowała postawić ją na nogi, aż w końcu stan matki się poprawił.
— Jeszcze pani pożyje! — powiedział lekarz, wypisując ją ze szpitala.
Helena Kowalska przestała wiązać córkę, ale Krzyś wszedł w trudny wiek. Nie chciał zmieniać szkoły, błagał, by została, aż skończy naukę. Musiała pójść na ustępstwa.
Latem, przed rozpoczęciem przez syna dziesiątej klasy, Joanna i Stanisław w końcu wzięli ślub. Widząc, jaką euforia to mu przyniosło, niemal żałowała, iż nie zgodziła się wcześniej. Ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?
Teraz nie tylko się spotykali. Ich związek można by nazwać „małżeństwem na odległość”, gdyby nie kilkaset kilometrów między nimi.
I wreszcie Krzyś dostał się na studia. Joanna była z niego dumna, ale też wiedziała, iż teraz może uporządkować swoje życie. Nie powiedziała Stanisławowi, iż niedługo się przeprowadzi — chciała zrobić mu niespodziankę.
On i tak się domyślał, iż to tylko kwestia czasu, ale nie znał dokładnej daty.
Spakowała walizkę, wsiadła do autobusu i ruszyła do niego. Chciała, by ten dzień zapamiętał na zawsze. Już widziała, jak zakłada nową koronkową bieliznę, rozsypuje płatki róż na pościel, szykuje kolację i czeka na powrót ukochanego.
Snując te marzenia, ledwo zauważyła, kiedy minęła droga. Była pewna, iż Stanisław oszaleje z radości. Ale to na nią czekała niespodzianka.
Otworzyła jego mieszkanie swoim kluczem i zamarła. Patrzyły na nią błękitne oczy — rudowłosa dziewczyna, młoda i bardzo ładna.
— Kim ty jesteś? — zapytała oschle.
— Ja jestem Ola. O, pani pewnie Joanna? Przepraszam, zaraz wyjdę!
— Wyjdziesz? Kim ty jesteś? — Joanna nie dawała za wygraną.
— Proszę się nie denerwować. Jestem dziewczyną pana Stanisława.
— Co?! Dziewczyną mojego męża?! Oszalałaś?!
Wszystko wokół niej jakby się rozpłynęło. Ziemia przestała się kręcić, czas stanął w miejscu.
— Proszę się uspokoić. On jest wspaniały i bardzo panią kocha.
— Kocha? I dlatego żyje z inną kobietą?! Ile ty masz lat? Dwadzieścia?!
— Tak, w tym roku skończyłam… Poznaliśmy się przypadkiem. Nie miałam gdzie mieszkać. On mi pomógł. Najpierw byliśmy tylko przyjaciółmi, ale ja się w nim zakochałam. Wiem, iż on mnie nie kocha i nigdy nie pokocha, bo ma panią. Ale proszę go zrozumieć — samotność jest trudna. Byłam gotowa choć trochę ją umilić!
Joanna nie mogła uwierzyć w tę absurdalną opowieść. Próbowała sobie przypomnieć, czy była jakaś podpowiedź, by zwątpić w wierność męża. Nigdy nie znalazła w jego domu śladów innej kobiety. Jak to w ogóle możliwe?
— Zaraz spakuję swoje rzeczy i wyjdę. Pewnie go pani nie uprzedziła, iż przyjedzie, więc mi nie kazał wyjść. Przepraszam!
— Co? Ty tu jesteś częściej?
— Tak, już półtora roku. Zawsze, gdy pani przyjeżdża, pakuję się, sprzątam, żeby nie było ani śladu, i idę do koleżanki. Byliśmy bardzo ostrożni. On nie chciał pani ranić! choćby nie pozwalał mi dotykać pani rzeczy. choćby szamponu czy szczoteczki. Żeby pani nie zauważyła. Ale teraz…
— Więc myślisz, iż sam fakt, iż tu jesteś, mnie nie rani?
Joanna nie wiedziała, po adekwatne wdaje się w tę rozmowę, aleJoanna odwróciła się na pięcie, wyszła, zatrzaskując drzwi, a świat nagle wydał jej się znacznie mniejszy i zimniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.