Szczęście w starym mieszkaniu komunalnym

newskey24.com 2 tygodni temu

**Szczęście starej komunalki**

Czekając na męża z pracy, Zofia siedziała przy kuchennym stole i piła herbatę z tymiankiem, sącząc powoli łyk za łykiem. Gdy usłyszała dźwięk klucza w zamku, wstała i zatrzymała się w progu. Do mieszkania wszedł Marek, poważny i milczący.

Cześć odezwała się pierwsza. Znowu się spóźniłeś, ja już dawno zjadłam kolację, tylko czekam na ciebie
Cześć odpowiedział Marek. Mogłaś nie czekać, nie jestem głodny. adekwatnie to na długo nie zostanę, tylko zabiorę swoje rzeczy i pójdę powiedział, nie zdejmując butów. Przeszedł do pokoju, otworzył szafę i wyciągnął walizkę.

Zofia stała jak sparaliżowana. Nie rozumiejąc, co się dzieje, patrzyła, jak wrzuca do walizki pierwsze lepsze ubrania.
Marku, wytłumacz mi, co się stało?
Naprawdę nie rozumiesz? Odchodzę od ciebie wypowiedział wyraźnie, unikając jej wzroku.
Dokąd?
Do innej kobiety
Pewnie do jakiejś młodziutkiej, chociaż sam jeszcze nie jesteś stary, czterdzieści lat to nie wiek odparła Zofia z goryczą, powoli dochodząc do siebie. Nie pokażę mu łez myślała, a głośno dodała: I jak długo to już trwa?

Prawie rok odpowiedział spokojnie Marek, a widząc jej zdziwienie, dodał: To twoje problemy, jeżeli niczego nie zauważyłaś. Znaczy, świetnie się maskowałem.
Odchodzisz na zawsze? zapytała nagle.
Zosiu, naprawdę nie rozumiesz? Słuchaj uważnie odchodzę do innej, niedługo będziemy mieli dziecko. Ty i ja nie mogliśmy, a Kasia urodzi mi syna. Daję ci miesiąc na wyprowadzkę. Gdzie i jak to już twój problem. Będziemy tu mieszkać z Kasią i synem, póki co ona wynajmuje mieszkanie.

Marek wyszedł. Zofia została sama, ściany zdawały się ją przytłaczać, w mieszkaniu panowała cisza. Włączyła telewizor, żeby chociaż ktoś mówił. Z Markiem przeżyli dwanaście lat, do siebie dochodziła przez tydzień, ale dała radę.

Po rodzicach, którzy odeszli wcześnie, pozostał jej dom na wsi. Ale nie chciała tam mieszkać sama.
Nie dam rady myślała Zofia. Daleko od cywilizacji, żadnych wygód i zero pracy. W trzydziestym piątym roku życia nie chce się wracać na wieś. Sprzedam ten dom. Za te pieniądze kupię pokój w komunalki albo w akademiku, a życie samo pokaże, co dalej.

Tak też zrobiła. Dom sprzedała od razu, gdy tylko przyjechała na wieś. Sąsiadka Weronika już na nią czekała.
Zosieńko, dobrze, iż przyjechałaś, już chcieliśmy jechać do miasta cię szukać.
Co się stało? zapytała Zofia.
No cóż moi krewni chcą kupić twój dom. Przyjechali z Pomorza, potrzebują takiego małego domku, który można rozebrać i postawić nowy. Chcą mieszkać blisko nas, moja siostra z mężem

Boże, Weroniko, ja właśnie po to przyjechałam! Jakie to szczęście, niech biorą, tylko trzeba się dogadać co do ceny. Oto mój numer telefonu

Wszystko ułożyło się pomyślnie. Już po dziesięciu dniach miała pieniądze w ręku. Niewiele, bo dom był w kiepskim stanie. Kupiła mały pokój w akademiku typu mieszkaniowego. Wspólna kuchnia, dwie resztki zajmowali sąsiedzi, a trzecią ona. Dlatego uważała, iż to komunalka.

Sąsiedzi wydawali się spokojni, całkiem przyzwoici ludzie. Zofia rzadko się z nimi widywała, od rana do wieczora była w pracy, a tam nawiązał się romans z kolegą Jackiem. Wszystko zdawało się układać dobrze, przynajmniej tak jej się wydawało.

Niedługo przed Dniem Kobiet Jacek jej oznajmił:
Muszę wiele przemyśleć, nie jestem pewien swoich uczuć. Weźmy sobie przerwę w związku.
Weźmy a tak w ogóle to spadaj wściekła się na niego.

Wróciła do domu zła. Miała trzydzieści sześć lat, nie miała czasu w przerwy. Postanowiła zjeść stres. Otworzyła lodówkę mały kawałek szynki zniknął. Zaczęła się trząść.
Kto wziął moją szynkę?! krzyknęła na całą kuchnię.
Zosieńko, wyrzuciłam ją dwa dni temu była zielona i śmierdziała Pomyślałam, iż i tak byś jej nie zjadła, po co ryzykować zdrowiem? spokojnie, ale trochę niepewnie odpowiedziała sąsiadka Barbara.

Nie macie prawa ruszać moich rzeczy! wrzasnęła Zofia. To nie wy decydujecie, co ja jem.

Wściekłość ją poniosła. Najpierw rozstała się z mężem, straciła normalne mieszkanie, potem Jacek zrywa, a teraz jeszcze sąsiedzi kradną jedzenie.

Basiu, nie przejmuj się odezwał się Henryk, drugi sąsiad.

Miał około sześćdziesiątki, siwe włosy, okulary, spokojny, zawsze siedział w kącie kuchni w starym fotelu z gazetą lub książką. Barbara była wyraźnie zasmucona.

Zosia jest teraz zła. Wyładowuje na tobie frustrację, ale to nie ty jesteś powodem. Nie bierz tego do siebie powiedział Henryk pouczająco, nie odrywając oczu od gazety.

A co ty wiesz? odwróciła się do niego Zofia. Nikt cię o zdanie nie pytał.
Wierz mi, trochę wiem.
Jak jesteś taki mądry, to dlaczego mieszkasz w tej nędznej komunalki? Zofii już nie dało się zatrzymać.

Barbara wymownie spojrzała na Henryka i wyszła. Zofia trzasnęła drzwiami i rzuciła się na kanapę.
Jeszcze mi tu będzie filozofować, pouczać mnie myślała wściekła i głodna.

Minęła godzina. Zofia powoli się uspokoiła, przeglądając coś w laptopie. Przypomniała sobie, iż szynkę kupiła dawno, pewnie była już niejadalna. Zrobiło jej się wstyd.
Bez powodu obraziłam Barbarę, a ona mogłaby być moją matką. Nerwy mnie rozniosły, zaraz stanę się histeryczką. Muszę przeprosić.

Znalazła Barbarę w kuchni.
Przepraszam, Basiu, nie wiem, co mnie opętało. Tyle się ostatnio dzieje I Henryk miał rację.

Sąsiadka uśmiechnęła się i przytuliła ją.
Bywa, Zosieńko, już wszystko w porządku

Idź do oryginalnego materiału