– Dziękuję, mamo. – Krzysztof wstał od stołu i przeciągnął się. – Pójdę sobie przejechać trochę. Nie martw się, będę ostrożny, i tak wieczorem jest mało samochodów.
– Od kiedy kupiłeś auto, tylko z nim siedzisz. A już pora się ożenić. No nie mówią przypadkiem, iż dla faceta auto jest najważniejsze.
– Mamusiu, nie zaczynaj – Krzysztof podszedł do matki i przytulił ją. – Wiesz przecież, jak marzyłem o własnym samochodzie. Najpierw się najeżdżę, a potem pomyślę o rodzinie. Słowo honoru.
– No dobrze. Prawie trzydziesci na karku, a ty w auta się bawisz. – Matka pogłaskała syna po głowie. – Idź już.
Krzysztof wyszedł z klatki schodowej, podszedł do swojego samochodu i strzepnął puszyste płatki śniegu z przedniej szyby. Prawo jazdy miał od dawna, ojciec pozwalał mu jeździć swoim starym Polonezem, aż się w nim rozwalił. Doświadczenie miał. Po prostu jeszcze do końca nie nacieszył się uczuciem posiadania własnego auta.
Długo na nie oszczędzał, potem solidnie wybierał. I teraz każdego wieczora jeździł po mieście, czasem wyjeżdżał na trasę. jeżeli ktoś łapał stopa, Krzysztof podwoził i nie brał pieniędzy.
Wsiadł za kierownicę, przekręcił kluczyk i z przyjemnością posłuchał pomruku silnika. Potem zwiększył głośność radia i wolno wyjechał z podwórka.
W świetle reflektorów migotały płatki śniegu uderzające w szybę. Zima w tym roku zaczęła się nagle i w ciągu kilku dni spadło mnóstwo śniegu. Krzysztof krążył bez celu po ulicach. Na jednej z nich zobaczył kobietę z dzieckiem, która próbowała złapać stopa. Ściszył radio, zatrzymał się i opuścił szybę po stronie pasażera.
– Na ulicę Budowlaną podwiezie pan? – Kobieta zajrzała przez okno.
Okazała się młoda i bardzo ładna.
– Niech pani wsiada – Krzysztof skinął na fotel obok siebie.
– A ile to będzie kosztowało? Daleko jechać – spytała, wciąż pochylona w stronę okna.
– Niech się pani nie martwi. Od ładnych kobiet w ogóle nie biorę pieniędzy. – Ale widząc, iż kobieta z przerażeniem odsunęła się od okna, pospieszył ją uspokoić. – Dziesięć złotych w zupełności wystarczy? No wejdźcie już, nie gryzę – roześmiał się.
Młoda kobieta otworzyła tylne drzwi, przepuściła przodem swojego pięcioletniego synka, a potem usiadła obok niego. Krzysztof wyjechał na główną drogę.
– A ile ma pan koni? – zapytał chłopiec siedzący z tyłu.
– Konii? – powtórzył Krzysztof. – A nie wiem.
– Jak to nie wie pan? – dopytywał się ciekawski pasażer.
– Rozumiesz, kiedy kupowałem auto, szukałem takiego, żeby mi się podobało, żeby było wygodne. A ile ma mocy, to mnie specjalnie nie obchodziło. A ty, widzę, się znasz? – powiedział zupełnie poważnie.
– Znamasz się – odparł chłopiec z powagą.
– A jak masz na imię, ekspercie od aut? – zaśmiał się Krzysztof.
– Krzyś. A pan?
– Oj, jakiś ty poważny. A ja Krzysztof. Przepraszam, kolego, nie mogę ci podać ręki. – Krzysztof bawiła ta rozmowa.
– Dosyć, Krzyś. Nie przeszkadzaj panu – powiedziała młoda kobieta.
– Niech sobie gada. Świetny z ciebie syn. Świetny Krzyś. No i rym się sam zrobił. – Krzysztof spojrzał w lusterko wsteczne i spotkał się wzrokiem z kobietą. W piersi, tam gdzie bije serce, zrobiło mu się nagle ciepło i radośnie.
Nocne miasto oświetlały witryny sklepów i latarnie. Przed dużymi centrami handlowymi stały już przystrojone choinki, mrugając tysiącami kolorowych świateł. Do Nowego Roku został jeszcze miesiąc, ale w powietrzu czuło się już świąteczną atmosferę.
– Proszę zatrzymać się przy tym bloku – powiedziała kobieta z tyłu.
– Może podjedziemy pod samo wejście? – Krzysztof znów spojrzał w lusterko, ale kobieta patrzyła w bok.
Zatrzymał auto na początku długiego, dziewięciopiętrowego bloku.
Kobieta wysiadła i, trzymając drzwi, czekała na syna.
– Krzyś, gwałtownie – pospieszyła go.
– A ty jutro po mnie przyjdziesz? – zapytał chłopiec płaczliwym głosem.
– Zabiorę cię w niedzielę. I nie mazgaj się, nos się zatka. A poza tym się śpieszę. Wychodź – podniosła głos.
Krzyś niechętnie i bardzo powoli zaczął przeciskać się przez siedzenie do otwartych drzwi. Krzysztof wysiadł z samochodu.
– Proszę – kobieta podała mu dziesięć złotych.
Krzysztof wziął banknot, złożył go na pół i wsunął do kieszeni kurtki.
– Będę go przechowywał jak talizman – powiedział poważnie i wyciągnął rękę do Krzysia, który w końcu wydostał się z auta. – Pa.
– Pa. – Krzyś włożył swoją małą, ciepłą rączkę w jego dużą dłoń.
– No, chodźmy. Babcia już się niecierpliwi. – Kobieta pociągnęła chłopca za sobą.
Po kilku krokach Krzyś się odwrócił, a Krzysztof pomachał mu. Wtedy zobaczył, jak od jednego z zaparkowanych w podwórku aut wyszedł mężczyzna. Pocałował mamę Krzysia, a potem wyciągnął rękę do chłopca. Ale ten gwałtownie się odwrócił.
„Mama ma randkę, a chłopiec jest zazdrosny. I jakoś nie układa mu się z tym jej znajomym” – pomyślał Krzysztof i ta myśl sprawiła mu radość.
Wsiadł do auta i podgłośnił radio. Z głośników popłynął głos Krawczyka: „Najpiękniejsza jesteś ty, najpiękniejsza na świecie, najpiękniejsza jesteś ty, a ja cię kocham przecież…” W aucie delikatnie, ale przyjemnie unosił się zapach perfum. Krzysztof choćby spojrzał w lusterko, jakby młoda kobieta wciąż siedziała z tyłu. Ale nikogo tam nie było.
Ochota na jazdę minęła. Piosenka zaczęła go irytować, więc przełączył radio na inną stację. Z głowy nie wychodził mu wzrok kobiety. Zwyczajna, ładna. Ale coś w niej było…
KilKiedy wybili północ i wszystkie życzenia zostały wypowiedziane, Krzysztof spojrzał na Nadię – tak miała na imię ta nieznajoma – i zrozumiał, iż właśnie dostał najlepszy noworoczny prezent, jaki mógł sobie wymarzić.