Szczęście w naszych rękach

polregion.pl 23 godzin temu

Szczęście na dłoni

Kinga przyglądała się sobie w lustrze: wydłużona twarz, duży, szpiczasty nos, cienkie usta, a oczy – zimne, jasnoszare. No tak, musiała wyrosnąć na taką szpetotę. Tylko włosy się podobały – czarne, gęste. Nosiła długą grzywkę aż do oczu.

– Jesteś podobna do ojca. A on był przystojniakiem, inaczej bym się w nim nie zakochała. Kresowe korzenie – pocieszała ją mama. – Jak dorośniesz, zrozumiesz, iż masz wyrafinowaną urodę. Choć nie wszyscy to docenią.

Ojca Kinga nie pamiętała. Odszedł, gdy miała niecałe dwa lata. Za to pamiętała wujka Jacka – rozgadanego bajarza z czerwonymi policzkami. Podrzucał ją do sufitu i śmiał się. Zawsze przynosił cukierki, pierniki albo jakąś tanią zabawkę. Mała Kinga uwielbiała wdrapywać mu się na kolana i wdychać jego zapach. Mama mówiła później, iż to woń drogich papierosów i koniaku. Z wujkiem wydawała się szczęśliwa i radosna. Do dziś Kinga pamiętała tę woń i uważała ją za zapach prawdziwego mężczyzny.

Gdy podrosła, spytała mamę, czemu się nie pobrali.

– Był żonaty. Miał syna – w głosie mamy choćby po latach brzmiała tęsknota.

Później pojawił się wujek Zbyszek. Ale tego Kinga przepędziła sama. Pachniał skarpetkami i benzyną. Niski, chuderlawy, z ziemniaczanym nosem i obwisłą dolną wargą, przez co usta miał ciągle półotwarte. Opadające kąciki oczu nadawały jego twarzy smutny wyraz. Rzadko się uśmiechał. Zawsze przychodził z butelką wina lub wódki i czekoladą.

– Jaka kolacja bez wina? Na odstresowanie po ciężkim dniu – mówił, widząc niezadowoloną minę dwunastoletniej Kingi.

Mama początkowo piła mało, ale potem się uzależniła. Sama zaczęła kupować butelkę na wieczór. jeżeli wujek Zbyszek nie przychodził, piła sama i płakała w kuchni. Kinga nie była już mała i rozumiała, iż jeżeli tak dalej pójdzie, matka się rozpiła i będzie źle.

Pewnego dnia, gdy mamy nie było, usiadła obok wujka i spytała wprost:

– Wujek Zbyszek, pan jest żonaty?

Zagryzł wargę, gwałtownie zamrugał.

– Skąd wiesz?

– Proszę zaraz iść do żony – powiedziała stanowczo.

– Co ty sobie pozwalasz, smarkulo? Przyszedłem do matki, nie do ciebie.

– A więc i do mnie. A ja pana nie lubię. Albo pan idzie, albo powiem wszystko żonie – zmarszczyła brwi.

Czy się przestraszył, czy nie – dość, iż Kinga już go nie widziała. Mama płakała, piła i czekała.

– Koniec. jeżeli nie przestaniesz, wyprowadzę się. Słyszysz? – zagroziła, odbierając butelkę i wylewając zawartość do zlewu.

Matka szlochała, oskarżała córkę, iż przez nią nie ułożyła sobie życia. Ale przestała pić. Niegdyś ognista rudowłosa piękność przyciągała mężczyzn. Z wiekiem uroda zbladła, włosy przerzedziły się i posiwiały. Mężczyźni pojawiali się w ich domu coraz rzadziej, ku euforii Kingi, aż w końcu zniknęli całkiem.

Po maturze Kinga dostała się na pedagogikę.

– Z twoją urodą to idealny wybór – powiedziała pewnego dnia mama z przekąsem.

Z Tomkiem poznała się na studenckiej juwenaliowej imprezie. Od razu zaczął się nią opiekować. Było z nim łatwo, ciekawie, bezpiecznie. Nie śpieszył się, nie próbował jej całować. Kinga przyzwyczaiła się, iż zawsze jest blisko.

Na drugim roku, zawstydzony, oświadczył się. Kinga odparła, iż to za wcześnie na małżeństwo, iż są studentami, z czego będą żyć?

– I głupia. Z twoim charakterem i urodą trudno będzie ci znaleźć męża. Zgódź się, bo zostaniesz starą panną – wzdychała mama. – Spokojny, nie pije, z dobrej rodziny… Czego chcesz więcej? Nie bądź głupia.

I Kinga się zgodziła. Po skromnym ślubie zamieszkali u Tomka, w malutkim mieszkanku z miniaturową kuchnią, wąskim przedpokojem i cienkimi ścianami. Dwa lata wcześniej jego ojciec zmarł na zawał, a Tomek nie chciał zostawić matki samej.

Nocą Kinga nie mogła się rozluźnić, wiedząc, iż za ścianą śpi teściowa i wszystko słyszy. Wszystko robili więc gwałtownie i bardzo cicho. W takich warunkach choćby nie myślała o dziecku. Rano wstydliwie odwracała wzrok.

Teściowa była królową ciasnej kuchni i wszyscy byli z tego zadowoleni. Gdy Kinga chciała pomóc, matka Tomka mówiła, iż w takim tłoku to tylko przeszkadza, iż jeszcze się napatrzy w życiu na garnek, a na razie niech da jej się nacieszyć opieką nad synem i synową.

Pieniędzy brakowało – nie dało się żyć od dwóch stypendiów i emerytury. Tomek zatrudnił się jako ochroniarz w magazynie, pracując dwie noce i mając dwie wolne. Kinga była zadowolona. Marzyła, iż po studiach wyjadą do Warszawy za pracą. Większość tak robiła. Ale Tomek stanowczo odmówił. Nie chciał zostawiać matki.

Nawet gdy teściowa wyjeżdżała na kilka dni do siostry, nie zmieniali swojego nawyku – kochali się cicho i pośpiesznie.

– Weźmy kredyt na mieszkanie – prosiła Kinga. – Przyjeżdżaj do mamy codziennie, ale żyjmy osobno.

– Tak, i całą wypłatę oddawać bankowi? A z czego żyć? Poczekajmy, stanTomek powoli podniósł jej twarz i uśmiechnął się, mówiąc: „Już mówiłem, iż na wszystko przyjdzie czas, a teraz – wygląda na to, iż właśnie zaczyna się nasze”.

Idź do oryginalnego materiału