Szczęście starej kamienicy: Historie z warszawskich podwórek

newskey24.com 2 dni temu

**Szczęście starej kamienicy**

Siedząc przy kuchennym stole, Zofia powoli sączyła herbatę z tymiankiem, czekając na męża z pracy. Gdy usłyszała dźwięk klucza w zamku, wstała i zatrzymała się w progu. W drzwiach pojawił się Igor, poważny i milczący.

Cześć odezwała się pierwsza. Znowu się spóźniłeś, już dawno zjadłam kolację, czekałam na ciebie
Cześć mruknął. Mogłaś nie czekać. Nie jestem głodny. adekwatnie to tylko po rzeczy gwałtownie wpadnę i wychodzę.

Nie zdejmując butów, przeszedł do pokoju, otworzył szafę i wyciągnął walizkę. Zofia stała jak sparaliżowana, patrząc, jak rzuca do środka byle jakie ubrania.
Igor, wytłumacz mi, co się dzieje?
Naprawdę nie rozumiesz? Odchodzę od ciebie powiedział twardo, unikając jej wzroku.
Dokąd?
Do innej kobiety.
Ach, pewnie do jakiejś młodziutkiej Choć sam jeszcze młody, czterdziestka to nie wiek odparła z goryczą, powoli ogarniając sytuację. »Nie zapłaczę, nie zobaczy moich łez« powtarzała w myślach, ale głośno spytała tylko: I dawno to trwa?
Prawie rok odrzekł spokojnie. Twoja wina, jeżeli nie zauważyłaś. Znaczy, dobrze się maskowałem.
Wychodzisz na zawsze? zapytała nagle.
Zosiu, naprawdę nie rozumiesz? Słuchaj uważnie: odchodzę do niej, bo spodziewamy się dziecka. Ty nie mogłaś mi dać potomka, a Kasia urodzi syna. Masz miesiąc, żeby wyprowadzić się z mojego mieszkania. Dokąd to twoja sprawa. My z Kasią zostajemy tutaj.

Igor wyszedł. Została sama, ściany zdawały się ją przytłaczać. Włączyła telewizor niech choć ktoś mówi. Z Igorem byli razem dwanaście lat. Do siebie wracała prawie tydzień, ale jakoś się pozbierała.

Po rodzicach, którzy odeszli wcześnie, odziedziczyła dom na wsi. Ale sama na prowincji? Nie miała na to ochoty.
Nie wytrzymam tam myślała. Daleko od cywilizacji, zero wygód i brak pracy. W trzydziestkę piątkę nie zamierzam wieść żywota na wsi. Sprzedam ten dom.

I tak zrobiła. Sąsiadka, Weronika, już na nią czekała:
Zosiu, dobrze, iż przyjechałaś! Chcieliśmy już jechać do miasta cię szukać.
Co się stało?
Moi krewni chcą kupić twój dom. Przyjechali z Pomorza, szukają czegoś do remontu. Chcą być blisko nas

Boże, Weroniko, właśnie po to tu jestem! Niech biorą, byle tylko się dogadali co do ceny.

Udało się. W dziesięć dni miała pieniądze niewiele, bo dom był w kiepskim stanie. Kupiła maleńki pokój w akademiku typu kawalerka. Kuchnia wspólna, dwie izby zajmowali sąsiedzi, trzecią ona. Uważała to za komunalkę.

Sąsiedzi wydawali się spokojni, kulturalni. Rzadko się spotykali Zofia od rana do nocy pracowała. W biurze nawiązała romans z kolegą, Darkiem. Wszystko układało się dobrze Przynajmniej tak jej się zdawało.

Na krótko przed Dniem Kobiet Darek oświadczył:
Muszę się zastanowić Nie jestem pewien uczuć. Weźmy pauzę.
Pauzę? A idźże w cholerę! warknęła.

Wróciła do domu wściekła. Trzydzieści sześć lat, a ona ma tracić czas na pauzy? Postanowiła zajeść stres. Otworzyła lodówkę brakowało kawałka szynki.
Kto wziął moją szynkę?! ryknęła na całą kuchnię.
Zosieńko, wyrzuciłam ją dwa dni temu Zzieleniała cicho odezwała się sąsiadka, Wiesława.
Nie macie prawa ruszać moich rzeczy! wściekała się.

Starszy sąsiad, Jan, siedzący w kącie z gazetą, odezwał się spokojnie:
Wiesiu, nie przejmuj się. Zosia jest po prostu zła na kogoś innego.
A pan skąd to wie?! syknęła.
Trochę się znam na rzeczy.
Mądry jesteś? To czemu mieszkasz w tej norze?

Wiesława wymieniła z Janem znaczące spojrzenie i wyszła. Zofia trzasnęła drzwiami.
Filozof jeden! Będzie mnie uczył życia! myślała wściekła.

Godzinę później ochłonęła. Przypomniała sobie, iż szynkę kupiła dawno. Zrobiło jej się wstyd.
Niewinna Wiesia, a ja ją obraziłam Muszę przeprosić.

Znalazła sąsiadkę w kuchni.
Przepraszam Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

Wiesława uśmiechnęła się i objęła ją:
Wszystko w porządku, Zosiu. Usiądź, zjemy ciasto. Ale przeproś też Jana. To profesor, wykładał na uniwersytecie. Miał duże mieszkanie w centrum

Później Zofia dowiedziała się reszty: żona Jana zachorowała na raka mózgu. Polscy lekarze nie chcieli operować, więc sprzedał wszystko, by jechać do Niemiec. Operacja się udała, ale żona i tak odeszła. Jan spłacił długi i skończył tutaj.

Nazajutrz Zofia zapukała do drzwi Jana z prezentem.
Przepraszam pana Nie powinnam była
To miła niespodzianka uśmiechnął się. Ale przyjmę prezencik, jeżeli zostaniesz na moje urodziny.

Z pomocą Wiesi nakryli stół. W trakcie Zofia opowiedziała swoją historię: jak jako studentka uwierzyła żonatemu mężczyźnie, zaszła w ciążę, a on zmusił ją do aborcji. Potem nie mogła mieć dzieci

Gdy już siedzieli przy stole, zadzwonił dzwonek. W drzwiach stał przystojny czterdziestolatek.
Jestem synem Wiesi, Robert przedstawił się.

Rozmowa potoczyła się żywo. Robert, były geolog, teraz kierowca ciężarówki, opowiadał zabawne historie z tras. Zosia czuła się, jakby znała tych ludzi od zawsze.

Później Robert zaproponował spacer. Szli przez zasypane śniegiem miasto, rozmawiając godzinami.
Wyjeżdżam za trzy dni powiedział przed domem. Na tydzień. Poczekasz na mnie?
Oczywiście.

Tak zaczęła się ich miłość. Pobrali się, Zosia wprowadziła się do niego, a rok później urodził się mały Jasio. Gdy Robert wyjeżdża w długi kurs, wracają na trochę do akademika.

A Wiesia z Janem? Są najlepszym

Idź do oryginalnego materiału