Szczęście po pięćdziesiątce: Jak odzyskać miłość po zdradzie i rozpaczy

twojacena.pl 1 dzień temu

**Szczęście po czterdziestce: jak Ania przetrwała zdradę, rozpacz i odnalazła miłość**

To wydarzyło się kobiecie, którą znałam osobiście. Nazywała się Ania. Dziś mieszka w Chicago, jest szczęśliwa, kochana, wychowuje dzieci… ale droga do tego szczęścia była długa, pełna bólu, zdrad i niespodziewanych zwrotów akcji. Postanowiłam opowiedzieć jej historię – może komuś da wiarę, gdy wydaje się, iż nadzieja już zgasła.

Ania kiedyś mieszkała w Poznaniu. Była piękna, inteligentna, pełna życia. Gdy pewnego dnia wygrała wizę w loterii, los otworzył przed nią nowy rozdział. Spakowała walizki i wyjechała do Ameryki, przekonana, iż czeka ją tam lepsze, barwniejsze życie. I początkowo wszystko układało się świetnie: znalazła pracę, zadomowiła się, poznała mężczyznę – też emigranta, starszego o dwadzieścia lat. Wyszła za niego. Żyli nieźle, choć nie idealnie.

Ania kochała męża. Mimo różnicy wieku wydawali się bliscy duchowo. ale on miał słabość – kobiety. Nie potrafił przejść obojętnie obok krótkiej spódnicy. Ania przymykała oczy, wierząc, iż to minie, iż miłość wszystko uleczy. Ale gdy odkryła, iż przespał się z jej przyjaciółką, świat się zawalił. To była ostatnia kropla. Po piętnastu latach małżeństwa odeszła. Bez awantur. Z godnością. Zabrala tylko wiernego psa Bazyla i nic więcej.

Nie miała dokąd wrócić. Pojechała do matki, która od lat mieszkała w Stanach. Wydawało się, iż w wieku czterdziestu lat zacząć od zera to możliwe, gdy ma się bliską osobę. Ale los znów uderzył. U matki Ani zdiagnozowano raka. Kobieta nie dałaby rady przejść przez to sama, dodatkowo z barierą językową. Ania rzuciła pracę i została całodobową opiekunką. Po dwóch miesiącach dostała list od pracodawcy: „Przykro nam, ale jest pani zwolniona”.

Było ciężko. Piekielnie ciężko. Pieniędzy prawie nie było, życie wydawało się ruiną. Jedynym promykiem nadziei było poprawiające się zdrowie matki. Po jednej z wizyt u lekarza Ania postanowiła zabrać matkę i Bazyla na spacer do parku. Dzień był ciepły, słoneczny. I właśnie wtedy los powiedział: „Dość. Czas dać ci szansę”.

Bazył wyrwał się ze smyczy i pomknął przez park jak oszalały. Ania za nim. Za Anią – jej starsza matka, wołająca: „Nie biegaj tak! Kolana sobie rozbijesz!” Bazył jednak nie uciekał bez celu. Biegł prosto do eleganckiej pudlicy, którą wyprowadzał przystojny mężczyzna po pięćdziesiątce. Psy gwałtownie się dogadały, a za nimi ich właściciele.

Mężczyzna przedstawił się jako Marek. Z uśmiechem zauważył, iż Ania biega „z gracją olimpijki”. Ania się roześmiała i nagle, jakby ten śmiech zdjął z niej ciężar ostatnich miesięcy. Umówili się na jutro – wyprowadzić psy razem. I pojutrze. I jeszcze następnego dnia.

Rok później wzięli ślub. Wesele było wystawne, pół Chicago tańczyło przy żywej muzyce, jedli trzypiętrowy tort i pili szampana w świetle lampionów. Okazało się, iż Marek jest właścicielem dużej firmy budowlanej, bardzo zamożnym, ale przy tym niezwykle skromnym i dobrym człowiekiem. I, co najważniejsze, naprawdę kochającym.

A rok później – w swoje 45. urodziny – Ania urodziła bliźniaki. Dwóch chłopców. Lekarze mówili, iż ciąża była trudna, iż wiek, iż po takim stresie szanse są minimalne… Ale widocznie Bóg jednak nie opuścił Ani. Dał jej wszystko, na co zasługiwała – miłość, rodzinę, kontynuację.

Opowiedziałam tę historię nie dla szczęśliwego zakończenia. Ale dla kobiet, które w wieku czterdziestu, czterdziestu pięciu, pięćdziesięciu lat poddają się. Myślą, iż już za późno. Że „nie ten czas”, iż „wszystko najlepsze już było”. Uwierzcie – dopóki żyjecie, wszystko jest przed wami. Dopóki serce bije – może jeszcze pokochać. Dopóki oddychacie – możecie się śmiać, zaczynać od nowa, być potrzebne i kochane. Ania się nie poddała. I odnalazła szczęście. Więc i wy – nie rezygnujcie ze swoich marzeń.

Idź do oryginalnego materiału