Szczera matka, która nie chce być złą teściową.

newsempire24.com 2 dni temu

Zawsze wiedziałam, iż nigdy nie będę taką złośliwą teściową. W końcu jestem dobrą i troskliwą osobą, a syna wychowywałam w przekonaniu, iż kiedyś założy własną rodzinę. Mój syn Krzysiek nie był mi nic winny.

Dlatego, gdy przyprowadził do domu swoją narzeczoną, miłą i sympatyczną dziewczynę o imieniu Kinga, przyjęłam ją bardzo ciepło.

Kinga wyraźnie starała się spodobać przyszłej teściowej. Chwaliła moje potrawy, mówiła, iż mam ładne mieszkanie, rzucała komplementy. Byłam pewna, iż nie będziemy mieć żadnych sporów.

Kinga i Krzysiek postanowili zamieszkać razem. Syn wspomniał coś o wspólnym mieszkaniu ze mną, ale nie byłam zachwycona tym pomysłem.

— Oczywiście, was nie wygonę. Ale, synku, to kiepski pomysł. Młodzi i rodzice powinni żyć osobno. Każdy ma swój rytm dnia, każdy czasem potrzebuje ciszy. No i dwie gospodynie w kuchni — to nigdy nie kończy się dobrze.

Krzysiek posłuchał, ale wynajęcie mieszkania było dla niego sporym obciążeniem. Wtedy zaproponowałam, iż pomogę im finansowo, dopóki nie staną na własne nogi.

— Mogę płacić jedną trzecią czynszu na początek, potem już sami.

Krzysiek chętnie się zgodził. A ja byłam gotowa oddawać te pieniądze — to była cena za spokój i dobre relacje.

Pamiętam doskonale, jak pierwsze trzy lata małżeństwa spędziliśmy z mężem u jego rodziców. To było jak koszmar. A przecież moja teściowa nie była złą kobietą. Mimo to ciągle dochodziło między nami do sprzeczek, nieporozumień, uraz. Z jedzeniem też był problem, bo każdy lubił co innego. Potrawy, które gotowała teściowa, często mi nie smakowały, ale jadłam, żeby jej nie urazić. Ona też miała z nami niełatwo.

Krzysiek i Kinga wynajęli mieszkanie niedaleko mnie. Cieszyłam się z tego. Mieszkać razem — nie. Ale widywać syna — tak.

Kinga pracowała jako wychowawczyni w przedszkolu i zarabiała niewiele. Krzysiek też nie był zbyt ambitny — satysfakcjonowała go praca na fabryce.

Gdy się wprowadzili, zaproponowałam pomoc w urządzeniu mieszkania.

— Och, dziękuję! — zawołała Kinga. — Wszystko takie brudne, nie wiem, od czego zacząć.

Więc złapałam szmatki, środki czystości i pospieszyłam z pomocą.

Westchnęłam tylko, patrząc, jak Kinga sprząta. Widać było, iż nie robi tego często i iż ta praca ją męczy.

W zasadzie wszystko zrobiłam sama. Kinga oczywiście zasypała mnie podziękowaniami, mówiła, iż musi się uczyć od przyszłej teściowej. Ale byłam tak zmęczona, iż ledwo słuchałam.

Następnego dnia Krzysiek zadzwonił i zaproponował spotkanie w weekend.

— Przyjdziemy do ciebie, dobrze? — spytał.
— Oczywiście, bardzo się ucieszę — odparłam.

Naturalnie, musiałam przygotować obiad. Ale wspólne spotkanie naprawdę sprawiło mi przyjemność — chciałam też posłuchać, jak im idzie wspólne życie.

Niestety, gdy przyszli, mój nastrój nieco się popsuł. Spędziłam pół dnia przy kuchni — ugotowałam gorące danie, sałatkę, choćby przystawki. A oni przyszli z pustymi rękami.

Nie żeby mi czegoś brakowało. Ale to jednak trochę nietakt. Mogli chociaż ciasteczka na herbatę przynieść.

Tyle iż Krzysiek i Kinga nie widzieli w tym nic złego. Pocieszyłam się myślą, iż pewnie mieli dużo na głowie. No i z pieniędzmi też nie jest łatwo, dopiero się urządzają.

— Mamo, możemy zabrać resztki? Żebyśmy nie musieli gotować — spytał Krzysiek po obiedzie.

Westchnęłam. Sama też nie miałabym nic przeciwko, żeby nie gotować przez kilka dni, ale dla syna nie żałowałam.

— Jasne, zabierajcie — powiedziałam.

To wszystko było jakoś nieprzyjemne, ale starałam się nie skupiać na tym za bardzo. Młodzi chcą żyć dla siebie, a nie stać przy garach. A ja? Ja zawsze mogę ugotować.

Pracuję zdalnie, do biura jeżdżę rzadko — to dla mnie wygodne.

Gdy w następnym tygodniu zadzwonił Krzysiek, spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.

— Mamo, mogę wpaść na obiad? Oszczędzam, nie chce mi się iść do stołówki.

Na moment zaniemówiłam. Nie planowałam choćby gotować, ale jak odmówić własnemu dziecku?

— Dobrze, wpadaj — powiedziałam, rzucając się w kierunku kuchni.

Myślałam, iż to jednorazowa sytuacja. Ale Krzysiek zaczął wpadać regularnie. Co, oczywiście, nie do końca mi pasowało. Nie dość, iż produkty znikały w ekspresowym tempie, to jeszcze ciągle mnie odrywał od pracy.

Ale milczałam. Jak matka może odmówić synowi obiadu? Choć pewnego dnia nie wytrzymałam i zapytałam, czemu nie bierze jedzenia ze sobą.

— Kinga raczej nie gotuje. A tak w ogóle, może wpadniemy w weekend na kolację? Twoje jedzenie jest przepyszne!

— Właśnie… jestem zajęta, idę do koleżanki — skłamałam, czując się z tym głupio.

— Szkoda.

Z tym trzeba było coś zrobić. Ale nie potrafiłam po prostu powiedzieć, iż mnie to męczy. Nie chciałam wyjść na skąpą w oczach syna i jego narzeczonej.

A przecież to wszystko odbijało się na moim portfelu. W końcu przez cały czas płaciłam część ich czynszu.

Postanowiłam po prostu zacisnąć zęby. W weekend ugotuję więcej, żeby mogli tylko odgrzać. Może delikatnie zasugerować, żeby Krzysiek przynajmniej jakieś produkty kupował… ale znów — nie umiałam.

Tak minęły trzy tygodnie. Krzysiek wpadał na obiady, a potem zaczęła dołączać Kinga. I tak prawie oswoiłam się z rolą kucharki.

Ale potem posunęli się za daleko.

Krzysiek zadzwonił i oznajmił, iż Kinga niedługo ma urodziny.

— Zapraszamy cię też! — powiedział wesoło.
— Dziękuję, ale po co ja wam? Macie pewnie znajomych.
— No co ty, przecież jesteś nam bliska!

Rozczuliłam się. Za takie słowa można wiele wybaczyć. Ale nie wszystko.

— Słuchaj — ciągnął Krzysiek — mógłabyś przyjść rano? Pomogłabyś Kingi posprzątać i ugotować.

Szybko sprowadził mnie na ziemię.

— Ona sama nie da rady? — spytałam sucho.
— No co ty — zaśmiał się. — Ona nie umie tak gotować. Możesz choćby w domu przygotować i potPo długiej chwili milczenia powiedziałam stanowczo: “Nie, Krzysiek, to wasze święto, więc sami musicie o nie zadbać, a ja wreszcie nauczę się mówić ‘nie’.”

Idź do oryginalnego materiału