Dzisiaj znowu myślę o tym, co się wydarzyło. Czasem wydaje się, iż miłość dzieci do matki to oczywista prawda, twarda jak skała. Ale przychodzi dzień, gdy ta skała pęka — pod ciężarem okoliczności, chciwości i zimnego egoizmu. Tak właśnie stało się w rodzinie Anny i Tomasza, gdzie wszystko zaczęło się od choroby, a skończyło bólem i zdradą.
Gdy starsza pani Halina, ich matka, dostała wylewu, pierwsze kroki skierowali do swoich dzieci. Najstarsza córka, Anna, mimo stabilnej pracy i dorosłej córki, od razu odmówiła przyjęcia matki pod swój dach. Mówiła, iż ma małe mieszkanie, nie ma warunków, a poza tym sama „nie udaje się z taką odpowiedzialnością”.
Wtedy Tomasz, młodszy syn, bez wahania zabrał matkę do swojego dwupokojowego mieszkania w Łodzi. Jego żona, Magda, nie sprzeciwiała się — wręcz przeciwnie, starała się pomóc. Na początku było ciężko: pani Halina leżała, nie mogła mówić, wymagała ciągłej opieki. Tomasz zaproponował siostrze podział kosztów opiekunki, ale Anna stanowczo odmówiła — przecież ma kredyt, wydatki, córkę na studiach.
„Przepraszam, Tomasz, ale naprawdę nie jestem w stanie” — tylko tyle powiedziała.
Pomogła Magda. Rzuciła pracę i podjęła się opieki nad teściową. Kąpała ją, karmiła łyżeczką, robiła zastrzyki, zmieniała pościel. Dzięki trosce i cierpliwości pani Halina powoli stanęła na nogi. Znów zaczęła mówić, poruszać się, choćby pomagać w drobnych pracach domowych. Gdy nadszedł dzień, w którym można było pomyśleć o powrocie do siebie, sama poprosiła:
„Synku, chcę pozostanie u ciebie. Tutaj czuję się spokojna, wnuki są blisko, a ty z Magdą traktujecie mnie jak rodzinę.”
Tomasz z żoną zamienili spojrzenia i przystali. Puste mieszkanie pani Haliny w centrum pozostało nieruszone — sama nie nalegała na jego sprzedaż. Wszystko byłoby dobrze… gdyby pewnego dnia Tomasz nie usłyszał przypadkiem rozmowy matki z Anną przez telefon.
„Córeczko, podjęłam decyzję. Sprzedam swoje mieszkanie i spłacę resztę twojego kredytu. Ty i Kasia zasługujecie na spokój. A może choćby zostanie na małe działkę dla was obu.”
Te słowa przecięły Tomasza jak nóż. Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Ta, która przez trzy lata nie zajmowała się matką, dostanie wszystko? A on? Jego rodzina? Gdzie tu sprawiedliwość?
„Mamo, wiesz przecież, ile włożyliśmy w twoje zdrowie? Ile nieprzespanych nocy Magda spędziła przy tobie? A ty chcesz oddać wszystko siostrze, która choćby opiekunki nie opłaciła?” — zapytał ją tego wieczoru.
Ale pani Halina tylko westchnęła:
„Tomek, Ania ma trudniej… A wy z Magdą sobie poradzicie, jesteście silni…”
To dobiło Tomasza. Tej samej nocy, nie panując nad sobą, spakował rzeczy matki i zawiózł je do Anny. Postawił walizki pod drzwiami, zadzwonił i odjechał.
„Skoro chcesz dzielić majątek, podziel się też obowiązkami” — wysłał krótką wiadomość do siostry.
Następnego ranka Magda długo płakała. Ale w przeciwieństwie do męża, nie była zła. Po prostu czuła się zraniona — trzy lata życia, trzy lata poświęceń, a w zamian tylko obojętność i zdrada.
Tomasz nie ukrywa: może postąpił gwałtownie. Ale jeżeli w sercu matki nie ma sprawiedliwości, może znajdzie ją w oczach córki? Zastanawia się, czy syn zawsze musi być silny i wyrozumiały, gdy jego oddanie pozostaje niedocenione.
Czasem dzieci kochają naprawdę. Dopóki nie dowiedzą się, komu przypadnie mieszkanie.