No jestem matką dwóch dorosłych synów. Starszy od dawna żonaty, mieszka w innym mieście, przyjeżdża może raz na pół roku. A ten młodszy, Krzysiek, moja podpora i radość. Całe życie dla niego starałam się jak mogłam: przepchałam go przez studia, wspierałam finansowo, gdy szukał siebie, a potem cieszyłam się, gdy w końcu ułożyło mu się w życiu. W wieku 27 lat dostał dobrą pracę w IT, zarabia przyzwoicie, mieszka ze mną w dwupokojowym mieszkaniu – żyliśmy w zgodzie, jak dwie krople wody.
Aż pewnego dnia przyprowadził do domu Anię – swoją dziewczynę. Nie miałam nic przeciwnej, wręcz przeciwnie, wydała mi się sympatyczna i spokojna. Ale gdy po kilku miesiącach oznajmił, iż planują ślub, coś mnie zaniepokoiło. Nie dlatego, iż nie lubiłam Ani – po prostu czułam, iż Krzysiek jeszcze tak naprawdę nie dorósł. Nigdy nie musiał walczyć o swój komfort, nie znosił niedogodności. Wolał, żeby wszystko szło łatwo i szybko.
Wzięli się. Najpierw mieszkali na wynajmowanym – nie wtrącałam się, tylko czasem przywoziłam jedzenie i pomagałam, gdy proszyli. Po pół roku Krzysiek przyszedł do mnie z poważną miną:
– Mamo, rozmawialiśmy z Anią… Musimy szybciej zebrać na wkład własny pod kredyt. Połowa naszej pensji idzie na czynsz. Może tymczasowo przeniosłabyś się na działkę, a my wprowadzimy się do twojego mieszkania? Tam jest przecież wygodnie, ciepło, wszystko działa. Na krótko – jak tylko uzbieramy, wrócisz.
Zamarłam. Działka to mały domek za miastem, bez ogrzewania, z wilgotnymi ścianami, a dojazd do pracy zajmuje prawie dwie godziny. Pracuję w szkole – musiałabym wstawać o piątej rano, żeby zdążyć na autobus, a zimą to w ogóle nie do przeżycia. Ale najważniejsze było co innego – wiedziałam, iż jeżeli się zgodzę, nic nie pójdzie po ich myśli.
Znam swojego syna. Przyzwyczaja się do wygody w mgnieniu oka. Jak tylko wprowadzi się z Anią do ciepłego, wygodnego mieszkania, myśli o kredycie odłożą się na „kiedyś”. choćby jeżeli obiecają, iż to tymczasowe, w rzeczywistości przeciągnie się w nieskończoność. Bo wygoda to pułapka. A jeżeli przestanie się starać, przestanie rozwijać, zacznie dryfować – kto za to później zapłaci?
Nie chcę mieszkać na działce. I nie zamierzam ulegać czyjejś wygodzie, choćby jeżeli to mój ukochany syn. Całe życie szłam do przodu, walczyłam o swój komfort, nikt mi nic nie podarował. Dlaczego teraz miałabym poświęcać swoje zdrowie, czas i siły dla czyjejś wygody?
Następnego dnia rozmawiałam z Krzyśkiem. Powiedziałam stanowczo, ale spokojnie:
– Nie. Nie przeniosę się. Ale pomogę wam finansowo. Mogę dołożyć się do czynszu, żebyście szybciej zebrali na swoje mieszkanie. Ale z mojego domu nie wyjdę.
Był obrażony. Bardzo. Z Anią przestali dzwonić, nie przychodzą, nie zapraszają. Praktycznie się nie widujemy i to boli. Boli, bo nie chciałam kłótni. Ale wiem, iż postąpiłam dobrze. Nie utrudniłam mu życia – nie pozwoliłam mu od niego uciec. A to ważniejsze niż chwilowa zgoda.
Kiedyś zrozumie, iż nie odmówiłam – tylko go chroniłam. Jego, siebie, naszą relację. Prawdziwa miłość rodzica to nie tylko ustępstwa. Czasem to właśnie twarde „nie”, gdy dziecko chce iść na łatwiznę.