Dziennik, 15 października
Mamo, widziałaś, co syn o tobie napisał? głos Bożeny drżał z oburzenia, słuchawka prawie wysunęła się z jej dłoni. Nie, nie o mnie! O tobie! Krzysiu! Twój ukochany Krzysio! Wrzucił to w mediach społecznościowych!
Anna Maria powoli osunęła się na kuchenny stołek, mocniej przycisnęła telefon do ucha. W brzuchu coś się boleśnie ścisnęło, jak wtedy, gdy lekarze ogłosili diagnozę Wojciechowi. Tylko iż teraz było jeszcze gorzej.
Co napisał, Bożenka? wyszeptała, choć już domyślała się, iż nic dobrego.
Tam cała rozprawa! O tym, jaka jesteś matką! Że przez całe życie go kontrolowałaś, nie pozwalałaś żyć! Że przez ciebie nie układa mu się życie osobiste! Mamo, nie mogę tego czytać, ręce mi się trzęsą! A te komentarze Boże, co ludzie piszą!
Zamknęła oczy. Kuchnia wokół niej pociemniała, tylko lodówka warczała cicho, jak zawsze wieczorami. Na stole stygła niedojedzona kasza gryczana Krzyś nie przyszedł na kolację, choć specjalnie ugotowała ją tak, jak lubi, z kotletami mielonymi.
Mamo, słyszysz mnie? zaniepokoiła się Bożena.
Słyszę, córeczko. A co piszą w komentarzach?
Nie chcę powtarzać. Lepiej sama tego nie czytaj, dobrze? Twoje serce Przyjadę do ciebie, dobrze?
Nie trzeba, Bożenka. Już późno, dzieci do łóżka trzeba położyć. Ja ja jakoś to ogarnę.
Po odłożeniu słuchawki Anna Maria długo siedziała nieruchomo. Za oknem gęstniały październikowe zmierzchy, na podwórku zapaliły się latarnie. Gdzieś płakało dziecko, zatrzasnęły się drzwi klatki schodowej. Zwykłe dźwięki zwykłego wieczoru, tylko w środku wszystko się przewróciło.
Krzysiek wrócił koło jedenastej, śmierdział piwem i papierosami. Anna Maria spotkała go w przedpokoju, patrzyła, jak ściąga buty, nie patrząc na nią.
Zjesz kolację? zapytała cicho.
Nie chce mi się. Powiesił kurtkę na wieszaku, wciąż unikając jej wzroku.
Krzysiu
Co? odwrócił się gwałtownie, a w jego oczach zobaczyła coś obcego. Złość? Wstyd? Tłumaczenie?
Po co to napisałeś?
Syn milczał, przecierał nasadę nosa. Anna Maria nagle zauważyła, jak postarzał się w ostatnich miesiącach. Krzyś miał już trzydzieści dwa lata, a ona wciąż widziała w nim chłopca, który wracał ze szkoły i opowiadał o bójkach i dwójach.
Mamo, nie chciałem cię urazić. W końcu się odezwał. Po prostu mam teraz trudny okres. Z Agatą się rozstaliśmy, w pracy problemy. A psycholożka mówiła, iż muszę przepracować dziecięce traumy.
Traumy? powtórzyła. Jakie traumy, Krzysiu? Co ja ci takiego zrobiłam?
Mamo, no przecież wiesz Zawsze byłaś za bardzo troskliwa. Pamiętasz, jak na studiach dzwoniłaś codziennie, pytałaś, czy jadłem, czy ciepło się ubrałem? Jak poznałaś się z moją sąsiadką z akademika i prosiłaś, żeby na mnie uważała?
Anna Maria oparła się o ścianę. Tak, pamiętała tę sąsiadkę, Kasię. Dobra dziewczyna, z dużej rodziny. Częstowała ją pierogami, prosiła, żeby czasem nakarmiła Krzyśka, gdy ten zapomniał zjeść. Co w tym złego?
A pamiętasz ciągnął Krzysiek, wchodząc do pokoju jak przyjeżdżałaś co weekend? Przywoziłaś słoiki z zupą, prałaś mi ubrania? Chłopaki się ze mnie śmiali.
Chciałam pomóc szepnęła. Miałam tylko was, z Bożenką. Po tym, jak tata zmarł
Właśnie o to chodzi! wybuchnął. Wylałaś na nas całą niewykorzystaną miłość! A my się dusiliśmy! Bożenka wyszła za mąż, wyprowadziła się, a ja
A ty co? Zabraniałam ci czegoś? Przeszkadzałam się ożenić?
Krzysiek usiadł na kanapie, opuścił głowę na dłonie.
Mamo, nie rozumiesz. Tak, niczego mi bezpośrednio nie zabraniałaś. Ale zawsze byłaś obecna! Zawsze! Moje dziewczyny karmiłaś, otaczałaś opieką, a potem czuły się zbędne. Po co ja im, skoro mam mamę, która wszystko za mnie robi?
Agata też tak myślała?
Agata westchnął ciężko. Agata powiedziała, iż jestem niedojrzały. Że w wieku trzydziestu dwóch lat mieszkam z mamą jak nastolatek. Że najwyższy czas nauczyć się samodzielności.
Anna Maria powolnym krokiem przeszła do kuchni, włączyła czajnik. Dłonie drżały, ledwie udało się postawić kubki na stole. Krzysiek poszedł za nią, zatrzymał się w drzwiach.
Mamo, nie chciałem cię zranić. Słowo. Ale musiałem to z siebie wyrzucić, rozumiesz? W internecie jakoś łatwiej. Ludzie dzielą się doświadczeniami, radzą
I co ci poradzili? spytała, nie odwracając się.
Różnie. Jedni mówią, żebym się wyprowadził. Inni, żebym wyznaczył granice. A jeszcze inni piszą, iż sami mają podobne problemy.
Nalała herbatę, dosypała cukru. Przypomniała sobie, jak dwadzieścia lat temu stała w tej samej kuchni i parzyła herbatę dla Wojciecha, gdy źle znosił chemię. Jak prosił, żeby nie odchodziła, ściskał jej dłoń i mówił: Aniu, obiecaj, iż zatroszczysz się o dzieci. Obiecaj, iż ich nie zawiedziesz.
Mamo, co się dzieje? zaniepokoił się Krzysiek. Płaczesz?
Nie zauważyła nawet, kiedy łzy spłynęły po policzkach. Otarła je rękawem szlafroka, odwróciła się do syna.
Krzysiu, może masz rację. Może rzeczywiście byłam za bardzo Po prostu bałam się. Po śmierci taty bałam się was stracić. Że nie dam rady sama. Że nie zastąpię wam ojca.
Syn podszedł bliżej, niezgrabnie objął ją za ramiona.
Mamo, dałaś radę. Wyrośliśmy na porządnych ludzi. Ale teraz ja muszę nauczyć się być naprawdę dorosłym.
Więc się wyprowadzisz?
Nie wiem jeszcze. Może. Muszę przemyśleć.
Pili herbatę