— Oszalałeś, Krzysiek? To mój pokój! — Stanisław Kowalski stał w drzwiach, ściskając w ręce klucze, i nie mógł uwierzyć w to, co widział.
— Był twój, wujku Staszku — chłopak choćby nie podniósł wzroku z telefonu, wyciągnięty na kanapie. — Teraz jest mój. Mama tak powiedziała.
— Jaka znowu mama?! — wybuchnął Stanisław. — Nie jestem twoim wujkiem! I gdzie moje łóżko? Gdzie moje rzeczy?!
Krzysztof wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od ekranu.
— Łóżko wynieśliśmy na balkon, rzeczy spakowaliśmy do pudeł. Mama mówi, iż tam ci wystarczy miejsca.
Stanisław poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Mieszkał w tym mieszkaniu dwadzieścia lat, ten pokój był jego azylem, jego twierdzą. A teraz jakiś osiemnastoletni gbur rządzi tutaj jak u siebie.
— Jadwiga! — wrzasnął, kierując się w stronę kuchni. — Jadwiga, natychmiast chodź tutaj!
Żona wyszła z kuchni, wycierając ręce w fartuch. Na jej twarzy nie było śladu zażenowania.
— Co się stało, Staszek? Dlaczego krzyczysz?
— Co się stało?! — Stanisław był poza sobą. — Twój syn przejął mój pokój! Moje rzeczy wyniósł na balkon! Co to ma znaczyć?!
— Staszku, uspokój się — Jadwiga mówiła cicho, ale w jej głosie była stanowczość. — Krzysiek dostał się na studia, potrzebuje miejsca do nauki. A ty możesz spać na balkonie, tam jest przytulnie, sama to urządziłam.
— Na balkonie?! — Stanisław nie wierzył własnym uszom. — Jadziu, ty zwariowałaś? To moje mieszkanie! Jestem tu zameldowany, tu mieszkam!
— Nasze mieszkanie — poprawiła żona. — I Krzysiek teraz też tu mieszka. Na stałe.
Stanisław opadł na krzesło. Kiedy dwa lata temu ożenił się z Jadwigą, uprzedziła go, iż ma syna, który mieszka z ojcem. Chłopak przyjeżdżał czasem na weekendy, zachowywał się cicho, nie sprawiał problemów. Stanisław choćby myślał, iż może się dogadają.
— Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? — zapytał zmęczonym głosem.
— A co miałam mówić? — Jadwiga usiadła naprzeciw niego. — Krzysiek jest dorosły, potrzebuje własnego pokoju. A ty się jakoś zaadaptujesz.
— Zaadaptuję… — powtórzył Stanisław. — Jadziu, pracuję na zmiany, muszę się wysypiać. Na balkonie zimą jest zimno, latem duszno.
— Nic się nie stanie, przyzwyczaisz się. Krzyś to dobry chłopak, nie będzie ci przeszkadzał.
Stanisław spojrzał na żonę. Dwa lata temu wydawała mu się wybawieniem. Po latach samotności, po rozwodzie z pierwszą żoną, która zabrała córkę do innego miasta, Jadwiga była dla niego oddechem świeżego powietrza. Atrakcyjna kobieta po czterdziestce, księgowa, o ciepłym usposobieniu i talentach kulinarnych. Poznali się w parku, gdzie ona karmiła gołębie, a on czytał gazetę na ławce.
— Mam syna — powiedziała wtedy. — Mieszka z ojcem, ale czasem do mnie przyjeżdża.
— To nie problem — odparł Stanisław. — Lubię dzieci.
I naprawdę lubił. Córkę, Anię, widywał rzadko, była żona nie sprzyjała ich kontaktom. Krzysiek początkowo wydawał się sympatycznym chłopakiem — grzecznym, cichym, nie sprawiał kłopotów.
— Słuchaj, Jadziu — spróbował mówić spokojniej. — Może jakoś inaczej urządzimy przestrzeń? W salonie postawimy rozkładaną kanapę dla Krzyśka, a mój pokój zostanie mój?
— Nie — pokręciła głową żona. — Krzyś się uczy, potrzebuje ciszy. A ty tylko telewizor oglądasz.
— Tylko telewizor oglądam… — Stanisław poczuł, iż coś w nim pęka. — Jadziu, po pracy jestem zmęczony, muszę odpocząć w normalnych warunkach.
— Jesteś egoistą, Staszku. Myślisz tylko o sobie. A ja mam syna, muszę się nim zająć.
Stanisław wstał i poszedł na balkon. Rzeczywiście stało tam jego łóżko, obok kilka pudeł z rzeczami. Balkon był oszklony, ale wilgoć była wyczuwalna. Usiadł na skraju łóżka i oparł głowę w dłoniach.
Wieczorem Krzysiek wyszedł na kolację. Stanisław siedział przy stole, popijał herbatę.
— Słuchaj, Krzysiek — zaczął ugodowo. — Pogadajmy po męsku. Może coś wymyślimy?
— A co tu wymyślać? — Krzysiek otworzył lodówkę, wyjął jogurt. — Ja mam swój pokój, wy swój. Wszystko fair.
— Mój pokój jest na balkonie — zauważył Stanisław.
— No i co? Za to wy z mamą macie więcej miejsca.
— Krzysiek, rozumiem, iż dostałeś się na studia, to wspaniale. Ale nie można tak traktować ludzi. Mogliśmy to spokojnie omówić, znaleźć kompromis.
— Jaki kompromis? — Krzysiek uśmiechnął się drwiąco. — Przecież nie jesteśmy rodziną. Mama to mama, a ty jesteś tylko jej mężem. Tymczasowym.
— Tymczasowym? — Stanisław zastygł.
— No a co, myślisz, iż na zawsze? — Krzysiek wzruszył ramionami. — Mama jeszcze młoda, ładna. Może znajdzie kogoś lepszego.
Stanisław poczuł, jak krew napływa mu do twarzy, ale się powstrzymał. Nie chciał awantury.
— Krzysiek, szanuję twoją mamę i ciebie. Ale to jednak moje mieszkanie.
— Daj spokój — Krzysiek ziewnął. — Już nie twoje. Mama mówi, iż po ślubie wszystko jest wspólne.
— Żeniliśmy się w moim mieszkaniu — przypomniał Stanisław.
— No i co? Prawo jest dla wszystkich takie samo.
Stanisław zrozumiał, iż rozmowa jest bezcelowa. Chłopak był agresywny i nie zamierzał ustępować.
Nazajutź Stanisław jeszcze raz porozmawiał z Jadwigą.
— Jadziu, mówię poważnie. Na balkonie mi niewygodnie. Może choć na razie znajdziemy inne rozwiązanie?
— Staszku, przestań marudzić — żona choćby nie podniosła wzroku znad garnka. — Krzysiek jest studentem, potrzebuje dobrych warunków. A ty jesteś dorosłym mężczyzną, możesz się dostosować.
— Dostosować? — Stanisław stracił cierpliwość. — Jadziu, pracuję jako operator w elektrowni, to odpowiedzialna praca. jeżeli się nie wyśpię,Stanisław spojrzał jeszcze raz na zamknięte drzwi swojego dawnego pokoju, westchnął ciężko i wyszedł na klatkę schodową, zdając sobie sprawę, iż czasami ludzie pokazują swoją prawdziwą twarz dopiero wtedy, gdy już nic nie stracą.