Syn mojego syna w dziurawych skarpetkach

polregion.pl 6 godzin temu

Dziurawe skarpety mojego syna

Gdy mój syn Bartek z synową Kingą przyszli do mnie na obiad, jak zawsze nakryłam stół od święta: żurek, schabowe, ziemniaczki, surówka – wszystko, co uwielbia. Ale kiedy Bartek rozzuł się w przedpokoju, mało nie upadłam: na obu jego skarpetach widniały dziury, z których bezczelnie wystawały palce! Zamarłam jak rażona piorunem. To jak to? Mój syn, którego wychowywałam, ubierałam, uczyłam dbać o siebie, chodzi w takich gałganach? I gdzie, przepraszam, ma oczy jego żona? Rozumiecie, to już jakiś szczyt! Do tej pory nie mogę dojść do siebie i muszę się wygadać, bo inaczej eksploduję z oburzenia.

Ja, Danuta Nowak, przez całe życie starałam się, żeby Bartek miał wszystko, co najlepsze. Szyłam mu koszule, kupowałam najporządniejsze buty, choćby gdy sama musiałam oszczędzać. Wyrósł na porządnego człowieka, został informatykiem, ożenił się z Kingą – dziewczyną, która wydawała mi się miła i gospodarna. Mają swoje mieszkanie, oboje pracują, z pozoru wszystko gra. Nie wtrącam się, ale od czasu do czasu zapraszam ich na obiad, żeby ich trochę rozpieszczać domowym jedzeniem. I proszę bardzo – dostaję oczopląsu na widok jego skarpet! To nie zwykłe dziury, to wołanie o pomoc, sygnał, iż w ich domu coś poszło nie tak.

Zaczęło się, gdy weszli do mieszkania. Jak zwykle krzątałam się, rozstawiałam talerze, podgrzewałam kotlet. Bartek zdjął buty, a ja przypadkiem rzuciłam okiem na jego stopy. Najpierw pomyślałam, iż mi się zdaje – nie może być, żeby mój zawsze schludny syn nosił łachmany. Ale nie, to były skarpety, które chyba przetrwały III wojnę światową – dziury po obu stronach, zniszczone pięty, a palce wychylają się, jakby chciały uciec na wolność. Zesztywniałam, choćby łyżkę upuściłam. Kinga, zauważywszy mój wzrok, zaśmiała się: „Ojej, Danusiu, to on sam, sto razy mówiłam, żeby kupił nowe”. Sam? A ty, złotko, gdzie byłaś?

Przy obiedzie nie mogłam się skupić. Patrzyłam na Bartka, który zajadał żurek, i myślałam: jak do tego doszło? Wychowywałam go nie po to, żeby wyglądał jak włóczęga. A Kinga gadała o pracy, jak gdyby nigdy nic. W końcu nie wytrzymałam: „Bartek, kochanie, co z tymi skarpetami? Toż to wstyd!”. Zmieszał się, wzruszył ramionami: „Mamo, daj spokój, po prostu stare, nie zdążyłem wyrzucić”. Nie zdążył? A Kinga dodała: „Danusiu, on sam je zakłada, nie pilnuję jego szafy”. Nie pilnujesz? A kto, jeżeli nie żona, ma dbać o męża?

Starałam się zachować spokój, ale we mnie wszystko wrze. Po obiedzie, gdy Kinga przeszła do salonu, szepnęłam do Bartka: „Synu, czy wam brakuje pieniędzy na skarpety? Czy może nie macie pralki?”. Machnął ręką: „Mamo, nie drąż tematu, wszystko w porządku. Po prostu nie zauważyłem”. Nie zauważył? Te dziury widać z orbity okołoziemskiej! Chciałam pogadać z Kingą, ale bałam się, iż znowu zejdzie na żarty. Zamiast tego zajrzałam do szafy, wyjęłam nowe skarpety, które kupiłam Bartkowi na imieniny, i wcisnęłam mu: „Weź, załóż, bo oczy bolą”. Podziękował z uśmiechem, ale widziałam, iż mu wisi.

Odprowadziłam ich do drzwi, ale zasnąć nie mogłam. Wirowało mi w głowie: jak to możliwe? Kinga oczywiście pracuje, jest zmęczona, ale czy to usprawiedliwienie? Ja w jej wieku też pracowałam, a dom był wysprzątany, mąż uczesany, dziecko nakarmione. A ona nie może wrzucić trzech par skarpet do pralki albo kupić nowych? W Biedronce są za grosze! Czy teraz modne jest chodzenie w łachmanach? Przypomniałam sobie, iż Kinga zawsze perfekcyjnie ubrana, z manicure, a mój syn – w skarpetach, które się rozpadają. To nie tylko skarpety, to symbol! Symbol tego, iż najwyraźniej ma go gdzieś.

Nazajutrz zadzwoniłam do przyjaciółki, Grażyny, żeby się wyżalić. Wysłuchała i powiedziała: „Danusia, to nie twoja sprawa. Są dorośli, niech sami decydują”. Dorośli? To kto się zajmie Bartkiem, skoro on wygląda jak bezdomny? Grażyna dodała: „Może Kinga nie uważa tego za swój obowiązek. Teraz kobiety są inne”. Inne? Nie mam nic przeciwko pracy i karierze, ale podstawowa troska o męża to też już przeżytek? Nie wymagam, żeby codziennie gotowała rosół, ale skarpety można przecież wymienić!

Postanowiłam porozmawiać z Kingą. Zaprosiłam ją na herbatę, żeby bez Bartka. Powiedziałam: „Kinga, wybacz, iż się wtrącam, ale jak możesz pozwalać, żeby Bartek chodził w takich gałganach? To twój mąż”. Zdziwiła się: „Danusiu, on jest dorosły, sam wybiera, co nosi. Sto razy mówiłam, żeby kupił nowe”. Dorosły? A ty nie widzisz, iż wygląda jak pogorzelec? Zasugerowałam, iż żona powinna zwracać na to uwagę, ale tylko się uśmiechnęła: „Mamy równouprawnienie, nie kontroluję jego szafy”. Równouprawnienie? Czyli jeden chodzi w strzępach, a drugi w nowych ciuchach?

Teraz nie wiem, co robić. Część mnie chce kupić Bartkowi zapas skarpet na cały rok i sama je prać, żeby nie przynosił wstydu. Ale druga część czuje, iż to nie moja sprawa. Niech sami ogarną. Zaproponowałam Bartkowi: „Synu, jeżeli z kasą krucho, mów, pomogę”. Roześmiał się: „Mamo, daj spokój, po prostu stare, wyrzucę”. Wyrzuci? A co mu przeszkadza zrobić to teraz? Nie wiem, jak dotrzeć do Kingi. Może faktycznie uważa, iż to nie jej zmartwienie. Ale boli mnie, iż mój syn tak wygląda. To jakbym gdzieś zawaliła, nie nauczyła go dbać o siebie.

Na razie trzymam się z daleka. Zapraszam ich na obiady, podsuwam Bartkowi nowe skarpety, ale w środku wciąż kipi. To nie tylko dziury – to znak, iż w ich związku coś jest nie tak. I nie wiem, jak to naprawić, nie psując relacji. Ale jedno wiem na pewno: mój syn zasługuje na więcej niż wystawianie palców na pokaz. A Kinga niech się zastanowi, co to znaczy być żoną. Czy to też mam za nią ogarnąć?

Idź do oryginalnego materiału