Silni liczą na słabych i słabi o tym wiedzą. Z
chwilą gdy słaby wie, iż silny na niego liczy, wstępuje weń wielka delikatność.
Źródłem słabości słabego jest bowiem sympatia dla silnych. Niekiedy słaby zdaje
sobie z tego sprawę, ale to nie ma większego znaczenia – on i tak ulegnie
silnemu.
Ulegnie, ponieważ uleganie
jest jego powinnością. Nie może sprawić zawodu. Serce by mu pękło z litości nad
silnym. Wie, iż silny jest tylko człowiekiem, a on – słaby – rozumie najlepiej,
ja mało nieraz znaczy słowo „człowiek”.
Słaby
wiele rozumie, mniej chce. Silny odwrotnie – więcej chce, mniej rozumie. Czyż
już przez samo to nie zasługuje na współczucie? Siłą silnego są słabi. Gdyby
raz zdołali mu odmówić, byłby skazany na bezsilność. Ale czuła, wstydliwa
sympatia słabych nie potrafi odmówić silnemu. Nie potrafi odmówić choćby wtedy,
gdy na horyzoncie pojawi się niebezpieczeństwo całkowitego zatracenia siebie.
To niebezpieczeństwo jest jednak niczym w porównaniu z lękiem, by nie zawieść
nadziei swego prześladowcy.
Istotą
silnych jest całkowita zgoda na siebie i pewność, iż to, czego chcą, jest
słuszne. Inna sprawa ze słabym. Słaby nie tylko wątpi o racji swego istnienia i
o tym czego chce. On nie ma choćby pewności, czy sam fakt, iż w ogóle czegoś
chce, jest dopuszczalny. W ten sposób oddaje się w ręce silnych. Niech oni
poddadzą go swojej woli, niech wezmą go na swoje konto. Jest to akt niemal
erotyczny: - słaby drży, silny pieści go wzrokiem, a potem gwałtownie zdobywa. W
chwilę później gardzą sobą nawzajem, ale za tydzień znowu się połączą. Słabość
i siła nie mogą się bowiem obejść bez siebie. Jedna stanowi sens drugiej, żyjąc
na jej koszt.