Czy Sycylia kamperem to w ogóle dobry pomysł? I na dodatek w listopadzie? Te i inne pytania mnożyły nam się w głowach, gdy zaczęliśmy rozważać wypad na tę włoską wyspę. Jednak relatywnie tanie loty i całkiem obiecujące prognozy pogody gwałtownie rozwiały pojawiające się wątpliwości. Zapraszamy Was na podsumowanie naszej kamperowej, 8-dniowej podróży po Sycylii.
Dlaczego Sycylia?
Tak się złożyło, iż w 2023 roku Markowi Rodzice pojechali samochodem z Polski na Sycylię. Była to ich druga taka podróż w życiu. Ich relacje, wspomnienia, zdjęcia i rekomendacje zaostrzyły nasz apetyt na tę wyspę. Marek na Sycylii był, ale wiele, wiele lat temu, jako dzieciak i w sumie z tej podróży nie pamiętał zbyt dużo. Wybór tej włoskiej wyspy był podyktowany jeszcze kilkoma, innymi czynnikami. Przede wszystkim – lotami. Pierwotnie chcieliśmy się wybrać na którąś z greckich wysp. Ale okazało się, iż w listopadzie nie ma praktycznie żadnych sensownych lotów (ewentualnie jakieś bardzo drogie lub z 1-2 przesiadkami). Po drugie, zależało nam na pewnej, słonecznej i cieplejszej pogodzie oraz nieco dłuższym dniu. Fakt, z tym dłuższym dniem na Sycylii nie było tak kolorowo, bo zachód pojawiał się ok. godziny 17. Ale dalej, dawało nam to nieco więcej światła dziennego, niż w Chorwacji czy Słowenii.
Dlaczego Sycylia kamperem?
Od pewnego czasu wiedzieliśmy, iż właściciel firmy produkującej namioty dachowe, które mieliśmy okazję przetestować na przestrzeni ostatnich lat, ma też firmę wynajmującą/sprzedającą kampery. I kiedyś, podczas jednej z rozmów napomknął o tym, iż od jesieni do wiosny jeden z jego kamperów stacjonuje na Sycylii, gdzie można go wynająć. Wpadliśmy więc na pomysł, by podczas pobytu na wyspie przetestować też ideę vanlife’u. Okazało się, iż na początku listopada kamper nie był zarezerwowany. Długo się nie wahaliśmy i po dopytaniu o masę szczegółów podjęliśmy decyzję – REZERWUJEMY.* Uznaliśmy, iż to idealna okazja do tego, by sprawdzić, na ile podróże busem/kamperem nam pasują. Dodatkowo wiedzieliśmy, iż na Sycylii jest sporo ciekawych, dzikich miejsc noclegowych. A zależało nam, by nie jeździć po kempingach czy wyznaczonych dla kamperów parkingach, tylko stawać w miejscach naturalnych, malowniczych czy na swój sposób ciekawych.
*Od razu podkreślimy, iż materiał ten nie jest sponsorowany. Kampera wynajęliśmy jako klienci, normalnie za niego płacąc. Nie było tu mowy o żadnym barterze, ani niczym w ten deseń.
Podroż kamperem – nasze wrażenia
Kiedy na Facebooku pokazaliśmy, czym będziemy podróżować po Sycylii, posypały się stwierdzenia, iż teraz na pewno zdecydujemy się na zakup kampera, albo, iż na 100% przerzucimy się na taki styl eksplorowania Bałkanów i innych regionów Europy. Cóż… do testowania kampera podeszliśmy z dużym entuzjazmem i otwartą głową. Ale już pierwszego dnia doszliśmy do wniosku, iż taki sposób przemieszczania się po Sycylii, ale też miejscach, do których zwykle docieramy osobówkami, ma masę wad. A wynikały one przede wszystkim z gabarytów wynajętego przez nas kampera. Ostatecznie na tą trochę niepewną pogodowo porę roku i typowe zwiedzanie poza sezonem, opcja wynajęcia kampera już na miejscu sprawdziła się bardzo dobrze i możliwe, iż jeszcze kiedyś powtórzymy taki wariant tygodniowego wypadu. Jednak wbrew przypuszczeniom niektórych na ten moment nie rzucamy wszystkiego i nie szukamy koniecznie swojego domu na kółkach.
Czym jeździliśmy po Sycylii?
Po Sycylii przemieszczaliśmy się kamperem Pilote V630J 2021, przeznaczonym z założenia dla 4 osób. Ma on 6.5 m długości i 2,8 m wysokości. Zasadniczo znajdowało się w nim wszystko to, co pozwala być w podróży samowystarczalnym. A zatem: kuchnia (2 palniki gazowe, zlew, lodówka z zamrażarką), łazienka (prysznic, umywalka, toaleta), liczne szafki i schowki, łóżko dla dwóch osób oraz rozkładana część namiotowa na dachu dla ewentualnych, kolejnych dwóch osób. Na wyposażeniu miał również najpotrzebniejsze rzeczy – garnki, sztućce, talerze, pościel, ręczniki i masę innych gadżetów, których nie trzeba brać ze sobą lecąc z Polski. Oczywiście kamper miał ogrzewanie – tak wnętrza, jak i wody. Podczas dłuższych przejazdów ładował się, w efekcie ani razu nie musieliśmy go nigdzie podpinać do prądu (bo jak wspominaliśmy, zależało nam na noclegach na dziko, a nie kempingach).
Planowanie trasy
Sycylia kamperem jawiła nam się niemal jako sielanka. Aczkolwiek wiedząc zawczasu, jakie wymiary ma nasz pojazd, mieliśmy gdzieś z tyłu głowy myśl, iż prawdopodobnie nie wszędzie nim dojedziemy. Wiele sycylijskich miasteczek jest malutkich, a ich uliczki są tak wąskie, iż ledwo mieszczą się tam zwykłe osobówki. Dlatego planując trasę musieliśmy przede wszystkim zwracać uwagę na to, jaki jest dojazd do konkretnej atrakcji oraz, czy w jej okolicy jest możliwość bezpiecznego zaparkowania kampera. Tu pomagała nam znana z wcześniejszych wyjazdów aplikacja Park4Night. Nie tylko wyszukiwaliśmy w niej miejsc noclegowych, ale również bezpłatnych parkingów, źródeł z wodą czy punktów serwisowania kamperów (gdzie np. można zrzucić szarą wodę). Zakładaliśmy też, iż nasza trasa będzie mniej lub bardziej wiodła dookoła wyspy. W praktyce bardziej kręciliśmy się po jej zachodniej części. Generalnie postanowiliśmy trzymać się z dala od największych miast, czyli pominąć zwiedzanie Palermo czy Katanii, natomiast skupić się na mniejszych miejscowościach, przyrodniczych atrakcjach oraz przynajmniej 1-2 miejscach we wnętrzu Sycylii.
Podróżowanie kamperem
Gramuł, bo tak pieszczotliwie nazywaliśmy nasz wehikuł, dość gwałtownie nam pokazał, iż musimy lepiej robić research. W szczególności, poza sezonem. Bo niestety nawigacja lub choćby Park4Night potrafiły nas wpuścić na minę. Już pierwszego dnia wjechaliśmy w drogę, która była gruntowa, wąska i stroma. Miał być przy niej parking dla większych aut, ale poza sezonem był… zamknięty. Ostatecznie udało się stamtąd wyjechać, ale zapanowała lekko nerwowa atmosfera. Sporym wyzwaniem był też dojazd/zjazd na Etnę/z Etny. O ile szosy poprowadzone po jej zboczach powyżej ostatnich miejscowości są super, o tyle niżej jest… bardzo wąsko i czasami trudno się było gramułem zmieścić bez jakiś dużych kombinacji. Autostrady i niektóre drogi lokalne nie nastręczały większych trudności (poza milionem remontów i zwężeń do jednego pasa), ale co jakiś czas Sycylia stawiała przed nami kolejne wyzwania. Mimo to udało nam się dotrzeć do wszystkich miejsc, jakie sobie zaplanowaliśmy. Ale były one konkretnie dobierane pod kamperowe wojaże. Autem osobowym z pewnością dużo więcej pokręcilibyśmy się po wnętrzu wyspy.
Mieszkanie w kamperze
Jeśli chodzi o mieszkanie w kamperze, to musimy przyznać, iż doceniliśmy fakt, iż choćby przy gorszej pogodzie (silnym wietrze, opadach deszczu) można bez wychodzenia z auta ogarnąć obiad, umyć się czy posiedzieć przy winie. Aczkolwiek dla naszej dwójki z pewnością moglibyśmy mieć nieco mniej przestrzeni, niż w Pilote V630J 2021. Aż taka ilość szafek, czy tak wielka lodówka były dla nas zbyteczne. Spokojnie obylibyśmy się bez części rzeczy. Ogromną zaletą tego konkretnego kampera był fakt, iż nigdy nie doszło do sytuacji, żeby zabrakło nam prądu. Na noclegach nie zużywaliśmy go aż tak dużo (fajną opcją jest lodówka na gaz, co oszczędza zużycie energii elektrycznej), a podczas dłuższych przejazdów cały czas się doładowywał. Jedyną, nieco problematyczną kwestią było znalezienie odpowiedniego źródła z wodą. Czyli takiego, do którego można było dojechać gramułem i na dodatek było na tyle mocne, iż dało się nim napełnić zbiornik bez poświęcania na to 10 godzin. Oczywiście są odpłatne punkty serwisowania kamperów, ale ostatecznie skorzystaliśmy z nich raz.
Nie chcecie podróżować kamperem pod Sycylii? Zarezerwujcie nocleg na Booking.com (link afiliacyjny).
Sycylia kamperem – plan pobytu
Jeśli rozważacie wizytę na Sycylii i będziecie planować podróżowanie własnym/wynajętym środkiem transportu, to przychodzimy z podpowiedziami, co można w trakcie pobytu porabiać. Przed Wami 8-dniowy plan zwiedzania, jaki zrealizowaliśmy kamperem. Autem osobowym będziecie mieć nieco większe możliwości. Ale zaproponowana przez nas trasa może stanowić dla Was dobry punkt wyjścia do samodzielnego planowania.
Dzień 1 – przylot, kanion Cavagrande, Noto, San Lorenzo
Do Katanii przylecieliśmy po godzinie 9, w sobotę 4 listopada. Z lotniska zostaliśmy odebrani kamperem. Kolejne 30 min spędziliśmy na pobliskim parkingu, gdzie dostaliśmy przeszkolenie z obsługi naszego domu na kółkach. Później szybkie zakupy i ruszyliśmy do pierwszego, naszego celu, czyli kanionu Cavagrande. W jego okolicy zaliczyliśmy pierwszy, kamperowy przypał wspomniany we wcześniejszej części artykułu. Po sporej ekwilibrystyce z wycofywaniem się z tej trasy, udaliśmy się na parking przy innym wejściu do kanionu (patrz – mapa poniżej), skąd udaliśmy się na trekking. Samo Cavagrande jest niesamowite. Niestety po południu do jego dna nie dociera światło słoneczne. Nie było też aż tak ciepło, by popływać w malowniczych nieckach z wodą. Z Cavagrandy ruszyliśmy do Noto. Tam udaliśmy się na spacer po zabytkowym centrum oraz zjedliśmy szybki obiad w pizzerii. Na nocleg pojechaliśmy na dziką miejscówkę przy plaży w San Lorenzo (koordynaty).
Dzień 2 – okolice San Lorenzo, Taormina, Castelmola, droga na Etnę
Poranek spędziliśmy spacerując wzdłuż wybrzeża w San Lorenzo. Stamtąd znów skierowaliśmy się ku Katanii, jednak pojechaliśmy ciut dalej, do Taorminy. Tam naszym celem był park (Villa Comunale di Taormina) oraz ruiny teatru, które z racji pierwszej niedzieli w miesiącu można było zwiedzać nieodpłatnie. Przespacerowaliśmy się również po centrum miasta. Przed zachodem słońca podjechaliśmy wyżej, do Castelmoli. Z tego położonego na skale miasteczka udaliśmy się na krótki trekking, po którym wpadliśmy do słynnego Baru Turrisi. Zaliczyliśmy też wieczorny spacer po tym przeuroczym miasteczku. Na koniec dnia czekał nas pełen serpentyn przejazd na nocleg na zboczu Etny (koordynaty).
Dzień 3: Etna i przejazd do Sclafani Bagni
Dzień trzeci, z racji obiecujących prognoz, postanowiliśmy poświęcić na Etnę. Nie zdecydowaliśmy się na wycieczkę z przewodnikiem, ale zaplanowaliśmy trekking po ogólnodostępnym terenie (czyli mniej więcej poniżej wysokości 2900 m n.p.m.). Naszym punktem startowym był parking przy Rifugio Giovanni Sapienza i dolnej stacji kolei linowej (parking dla kamperów 12 € + noc gratis; parking dla aut osobowych 6 €/dzień). Trasę wędrówki trochę „szyliśmy” w trakcie. Ale spontanicznie i przez przypadek udało się wymyślić naprawdę interesujący wariant, który obejmował krater Cisternazza i „szlak graniowy”, okolice Torre del Filozofo, krater Barbagallo i Coni eruzione 2003, Montagnola oraz Crateri Silvestri superiori. W sumie prawie 14 km niesamowitej wędrówki pośród absolutnie zniewalających krajobrazów i przy akompaniamencie wybuchów. Po pobycie na Etnie udaliśmy się ku północnej części wyspy. Mieliśmy zaplanowany nocleg przy termalnych źródłach poniżej miasteczka Sclafani Bagni. Tu kolejny raz nacięliśmy się trochę na opinie na Park4Night oraz sycylijskie drogi. Wpakowaliśmy się na wąską, niesamowicie krętą, asfaltową szosę, na której kamper ledwo się mieścił. Noc i masa roślinności ograniczającej widoczność nie ułatwiało sprawy. Na szczęście… dotarliśmy do celu.
Dzień 4 – Sclafani Bagni, Cefalu i okolice Castellammare del Golfo
Poranek spędzamy taplając się w termalnych, siarkowych wodach, a następnie udajemy się na urbexowe eksplorowanie ruin dawnego uzdrowiska. Miejsce robi na nas naprawdę mocno wrażenie. Ale jeszcze bardziej przypada nam do gustu samo Sclafani Bagni. Jest to miasto-twierdza, położone na skale, z niesamowitym widokiem na okolicę. Dla nas stanowiło kwintesencję Sycylii, bo dodatkowo było bardzo mało turystyczne. Sami mieszkańcy i nasza dwójka. Do tego bajkowa architektura i niepowtarzalna atmosfera. Ze Sclafani Bagni zjeżdżamy na wybrzeże. Tu naszym kolejnym celem było Cefalu. I choć jest to bardzo popularne miejsce na Sycylii, to i tak chcieliśmy je zobaczyć. Było warto. I to choćby pomimo tego, iż z racji późnej godziny nie zostaliśmy wpuszczeni do Castello di Cefalù. Plażowanie, spacer po malowniczych uliczkach i nocne widoki i tak były warte tego, by tu zajrzeć. Ok. 19 czekał nas jeszcze przejazd ku zachodniemu krańcowi wyspy. Niestety w tym czasie nad Sycylię przyszła dość potężna burza. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na nocleg kawałek na miastem Castellammare del Golfo.
Dzień 5 – San Vito Lo Capo i trekking na Monte Monaco
Ulubionym miejscem Markowej Mamy na Sycylii jest właśnie San Vito Lo Capo. Po obejrzeniu iluś zdjęć stamtąd nasz apetyt na tę malowniczą, położoną na cyplu miejscowość był zaostrzony. Problem polegał jednak na tym, iż w dniu naszego przyjazdu pogoda była mocno dynamiczna. Po dotarciu do San Vito… lunęło. Gdy wyruszyliśmy na trekking na Monte Monaco górujące po wschodniej stronie miasteczka, przez chwilę nie padało. Po przejściu 800 m, znów lunęło. Na szczęście po 10 min zaczęło się rozpogadzać, a po pół godzinie wyszło słońce. Z trasy podejściowej, jak i samego szczytu rozpościera się niesamowita panorama okolicy. Góry i morze tworzą tu wyjątkową scenerię. Po błotnistym zejściu z Monte Monaco przeparkowaliśmy auto bliżej centrum San Vito Lo Capo i poszliśmy na spacer. Najpierw spędziliśmy chwilę na głównej plaży, a następnie skierowaliśmy się ku klifom, jakie wyrastają po zachodniej części półwyspu. Liczyliśmy bowiem na piękny zachód słońca. Niestety, przyszły chmury. Widoki i tak były ładne, ale nie aż tak spektakularne. Po zapadnięciu zmroku zeszliśmy do miasteczka na obiad. Na nocleg przeparkowaliśmy się nad brzeg rozległej zatoki obok miasteczka Castelluzzo (koordynaty).
Dzień 6 – Monte Cofano
O poranku ja (ruda) poszłam się przebiec wzdłuż wybrzeża, aż do ruin latarni morskiej, znajdującej się już na terenie rezerwatu Monte Cofano. Po powrocie Marek zaliczył szybką kąpiel w morzu i pojechaliśmy do położonego po sąsiedzku miasteczka Custonaci. To tam chcieliśmy rozpocząć nasz trekking na szczyt Monte Cofano. Z parkingu w Custonaci ruszyliśmy ku formacjom skalnym Rocca di Cerriolo. Później chcieliśmy odwiedzić grotę Mangiapane. Słynie ona z tego, iż częściowo w jej wnętrzu zbudowano domy mieszkalne, a całość tworzy swoisty skansen. Niestety, poza sezonem grota była zamknięta. Ruszyliśmy więc ku szczytowi Monte Cofano. Najpierw czekało nas podejście na przełęcz, gdzie powitały nas zakazy wejścia na szlak na szczyt. Po przetłumaczeniu napisów z włoskiego na polski doszliśmy do wniosku, iż można tam iść, ale na własną odpowiedzialność. Z podobnego założenia wyszli też inni turyści, jakich tam spotkaliśmy tego dnia. Sam szlak faktycznie jest dość wymagający. Jest też krótki odcinek wspinaczkowy zabezpieczony linami. Trud wędrówki wynagrodziła nam wspaniała panorama gór, morza i pobliskiego Erice. Do auta schodzimy tą samą drogą. Spacerujemy też chwilę po uroczym Custonaci z pięknym kościołem i zadbanym parkiem. Na wieczór wracamy na miejscówkę obok Castelluzzo, gdzie przygotowujemy obiad nad brzegiem morza.
Dzień 7 – Scopello, termalne źródła Segesta, Tureckie Schody
Deszczowa noc sprawiła, iż poranek obfitował w niesamowite chmury i piękne światło. Zanim więc wyruszyliśmy w dalszą podróż, spędziliśmy dłuższą chwilę podziwiając ten naturalny spektakl oraz ogromne fale, jakie rozbijały się o brzeg. Następnie udaliśmy się do Scopello. To mikroskopijne miasteczko jest bardzo promowane przez osoby odwiedzające Sycylię. My jednak nie do końca rozumiemy jego fenomen. Ani wyjątkowo piękne, ani lokalizacja nie jest jakaś nad wyraz niesamowita. Owszem, widoki są ładne. Ale znajdziecie na wyspie bardziej spektakularne miejscówki. Jedyne, co polecamy, to lody w bułce na głównym placyku Scopello. Stamtąd przenieśliśmy do termalnych, dzikich źródeł (bo są też oficjalne, odpłatne) obok Segesty. Są większe, dużo cieplejsze niż te w Sclafani Bagni i na pewno bardziej oblegane. Do tego mają bardzo interesujące położenie. Na wieczór wróciliśmy na wybrzeże, w okolice Tureckich Schodów, nieopodal których zatrzymaliśmy się na nocleg.
Dzień 8 – Tureckie Schody, Lido Rossello, Dolina Świątyń i… Katania
Nasz ostatni dzień na Sycylii spędziliśmy spacerując wzdłuż wybrzeża, poniżej Tureckich Schodów, czyli niesamowitej formacji skalnej o niemal białym kolorze. Później udaliśmy się do położonej po sąsiedzku miejscowości Lido Rossello, by na „schody” spojrzeć z jeszcze innej perspektywy. Przy okazji okazało się, iż z cypla, na którym wznosi się latarnia morska, rozpościerają się niesamowite widoki. Późniejszym popołudniem przenieśliśmy się do Agrigento, by odwiedzić Dolinę Świątyń. Zrobiła na nas niesamowite wrażenie, w szczególności, iż można ją eksplorować również po zapadnięciu zmroku. Po 19 ruszyliśmy w stronę Katanii, by przenocować w okolicach lotniska.
Dzień 9 – wylot do Polski
Z racji tego, iż lot powrotny mieliśmy o 9:35, to musieliśmy do tego czasu przeserwisować kampera (zlać szarą wodę, dolać świeżej wody), wyrzucić śmieci i popakować nasze graty. Około 7 odstawiliśmy go na położony obok lotniska parking. I tak zakończyła się nasza „Sycylia kamperem”.
Sycylia kamperem – kwestie techniczno-praktyczne
- W trakcie podróży pokonaliśmy 1225 km.
- Średnie spalanie kampera wyniosło ok. 9 l/100 km.
- Podczas naszego pobytu diesel kosztował między 1.79 a 1,81 €/l.
- Przy planowaniu noclegów oraz przy poszukiwaniu parkingów nadających się dla kampera korzystaliśmy z aplikacji Park4Night.
- Wypożyczenie kampera na Sycylii z firmy Camper Planet, z której usług my korzystaliśmy, jest możliwe od połowy września do maja. W temacie jakichkolwiek ustaleń kontaktujcie się bezpośrednio z nimi.
- Przez cały nasz listopadowy pobyt pogoda dopisywała. Jedynym jej mankamentem był silny wiatr, który towarzyszył nam niemal cały czas. Na wybrzeżu temperatury oscylowały w ciągu dnia wokół 26 stopni, a w nocy 13 stopni. Na Etnie było kilkanaście stopni na plusie. jeżeli padało, to tylko w nocy (i raz w ciągu dnia, ale opady trwały łącznie może z 30 min).