Dzień świętego Marcina, 11 listopada, to czas, kiedy na dawnej wsi ustawały wszelkie prace w polach, a życie przenosiło się do izb, chałup, zagród i zaczynał się czas skubania gęsi. Była to okazja do spotkań, ale i sposobność do rozmów, opowiadań i młodzieńczych żartów. W chałupach było biało od gęsiego puchu.
– Niektórzy łączą przysłowie mówiące, iż święty Marcin na białym koniu przyjeżdża, nie z pierwszym śniegiem, ale z tym, iż w domach podczas wyskubków było biało od gęsiego puchu. Skubano w różnych chałupach, gdzie zbierały się gospodynie i panny, i był to czas precyzyjnej pracy, ponieważ każde piórko trzeba było oskubać z najdelikatniejszych części, aby uzyskać mięciutki puch na poduszki, pierzyny. Darcie pierza, inaczej wyskubek, polegający na oddzieranie z gęsich piór chorągiewek od twardych stosin oraz oddzielanie puchu. Była to żmudna praca kobieca, która wymagała dużo czasu i cierpliwości – wyjaśnia Aleksandra Imosa, przewodniczka po Parku Etnograficznym w Tokarni.
Nic nie wyrzucano, wykorzystywano choćby stosiny, z których robiono poduszeczki, zwane szypulankami. Służyły ona na przykład do siadania, aby było wygodniej – wyjaśnia Aleksandra Imosa, przewodniczka po Parku Etnograficznym w Tokarni.
Jak tłumaczy, te wiejskie spotkania przy darciu pierza były okazjami towarzyskimi, podczas których śpiewano pieśni, piosenki, opowiadano różne historie, także straszne, czemu sprzyjał zapadający wcześnie zmrok i długie wieczory.
Po kilku godzinach skubania gospodyni dawała kolację: ciasto drożdżowe, kapustę z grochem, barszcz z ziemniakami, do tego kawę z mlekiem lub mleko albo herbatę z ziół i zawsze stawiała flaszkę okowitki.
– Skubanie pierza było też sposobnością do żartów. Do chałup wpadali często młodzieńcy z ptakiem i ten trzepocąc skrzydłami rozrzucał pierze po całej izbie. Chłopcy dmuchali w pierze, wrzucali wróbla lub gołębia, wprowadzając zamieszanie. Było wesoło – mówi przewodniczka.
Zwyczaj darcia pierza zanikł na naszej wsi w połowie lat 70. XX wieku.
– Już się nie odbywa, a szkoda, bo spotkania takie integrowały mieszkańców, a dawniej często stawały się okazją do swatania młodych – mówi Aleksandra Imosa.















