Dzisiaj znów był długi dzień. Zmęczona po sprzątaniu i gotowaniu, właśnie ułożyłam mojego synka do snu, gdy zadzwonił telefon. W Nowogrodzie wszyscy wiedzą, iż zawsze pomagam, więc takie telefony nie były dla mnie niczym nowym.
„Dobry wieczór, Marianno” – usłyszałam zaniepokojony głos sąsiadki. „Czy mogłabyś przyjść? Tacie znowu niedobrze.”
„Już idę” – odparłam, zarzucając chustę na ramiona.
Ukończyłam medyczne studium z wyróżnieniem, ale nigdy nie pracowałam w zawodzie. Wyszłam za mąż młodo, urodziłam synka Dominika i zaczęłam pracę jako księgowa w małej firmie. Medycyna pozostała pasją – pomagałam sąsiadom robić zastrzyki, mierzyć ciśnienie. Dzwonili do mnie o każdej porze, a ja nigdy nie odmawiałam.
Na dworze mżył deszcz, latarnie rzucały mdłe światło na bruk. Dotarłam gwałtownie do domu sąsiadki.
„Dziękuję, iż przyszłaś!” – powitała mnie kobieta. „Pogotowie nie odbiera, a tata znowu ma skok ciśnienia.”
Zmierzyłam mu ciśnienie – było niebezpiecznie wysokie. Z wprawą podałam zastrzyk. Po kilku minutach staruszkowi się ulżyło, a niedługo przyjechała karetka.
W drodze powrotnej szłam wolno, rozmyślając o życiu. Pięć lat temu zostałam wdową, ale nie zdecydowałam się na nowy związek. Dominika wychowywałam surowo, starając się dać mu wszystko, co mogłam, choć pensja ledwo starczała na jedzenie, czynsz i ubrania dla niego. Dla siebie nie kupowałam nic – nie było mnie na to stać. Dorywcze prace, jak pomoc sąsiadom, były ratunkiem – za te drobne pieniądze kupowałam Dominikowi słodycze.
Moim oderwaniem od rzeczywistości było przeglądanie sklepów internetowych, marząc o pięknych sukienkach. W domu, gdy Dominik zasnął, zaparzyłam herbatę i otworzyłam tablet. Wybierając stroje, uciekałam w marzenia, aż głos synka przywołał mnie do rzeczywistości:
„Mamo, chodź spać. Boję się sam.”
„Za chwilę, skarbie” – odpowiedziałam, spoglądając przez okno.
Życie wydawało się ciężarem. Położyłam się obok niego i zasnęłam.
Rano, po pośpiesznym śniadaniu, pobiegłam do pracy. Zbliżał się Nowy Rok, a wypłaty wciąż nie było. Nie wiedziałam, jak przygotować świąteczny stół. Kredyt ciążył, a pożyczki nie wchodziły w grę. Od czarnych myśli oderwała mnie koleżanka:
„Marianna, szef cię wzywa!”
Pospieszyłam do gabinetu, zastanawiając się, czy to zwolnienie, czy może premia. Ale szef zaproponował nam założenie kart kredytowych na preferencyjnych warunkach przez bank znajomego. Wszyscy się zgodzili, a ja, dostając kartę, poczułam nadzieję – wreszcie kupię Dominikowi prezent i urządzę święta.
Wracałam do domu w lepszym nastroju. W powietrzu unosił się zapach śniegu i choinek, ludzie nieśli ozdoby. W pociągu zamyśliłam się o przyszłości, gdy nagle obok usiadł… *on*.
„Cześć, piękna! Wesołych Świąt!” – uśmiechnął się.
„Dziękuję, wzajemnie” – odparłam, rumieniąc się.
Jechaliśmy w milczeniu, ale jego obecność rozgrzewała. W domu czekała mnie niespodzianka. W salonie siedział starszy mężczyzna, siedemdziesięciolatek w wytartym ubraniu, ale o łagodnym spojrzeniu. Dominik, widząc moje zdziwienie, wyjaśnił:
„Prosił o jedzenie, więc go zaprosiłem. Zawsze przecież pomagasz!”
Zmarszczyłam brwi, ale gniew zmienił się w litość. Zrozumiałam syna – odziedziczył po mnie serce. Przygotowałam kolację, dałam staruszkowi czyste ubrania po mężu i wskazałam łazienkę. Gdy się mył, zadzwoniłam do domu opieki i umówiłam jego przyjęcie.
Taksówką zawieźliśmy go na obrzeża Nowogrodu – do dużego dworku z ogrodem, przypominającego pałacyk. Po dopełnieniu formalności już wychodziłam, gdy staruszek zawołał:
„Zaczekaj, dziecko!”
Podmiota mi małe pudełeczko. W środku był srebrny pierścionek z bursztynem.
„Weź go. Należał do mojej babki. Była mądrą kobietą, a pierścień przechodził w rodzinie z matki na córkę. Nie mam nikogo, a ty na to zasługujesz. Przynosi szczęście i spełnia życzenia – jeżeli w nie wierzysz.”
Chciałam odmówić, ale nalegał. Podziękowałam i wróciłam do domu. Po sprzątaniu położyłam się po północy. Rano, przypomniawszy sobie o pierścionku, włożyłam go. Pasował idealnie, jakby był stworzony dla mnie. Poprawił mi się humor, a przy kawie spisałam listę zakupów: choinka, ozdoby, prezenty, świąteczne menu.
W sklepie internetowym wybrałam czarną aksamitną sukienkę i zamszowe buty. Zapłaciłam kartą, marząc, jak będę wyglądać na imprezie. WPierścionek na moim palcu lekko zabłysnął w świetle lampy, jakby przypominając, iż cuda zdarzają się właśnie wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy.